Partner merytoryczny: Eleven Sports

​Kapitan Lecha Poznań pewny, że zagra w finale Pucharu Polski

- Nasz scenariusz na mecz? Nie mamy takiego, musimy strzelić wystarczającą ilość bramek i nieważne, czy stanie się to w pierwszych minutach czy w ostatnich - mówi kapitan Lecha Poznań Łukasz Trałka. W czwartek "Kolejorz" zagra w półfinale Pucharu Polski rewanż z Błękitnymi Stargard Szczeciński.

Tomasz Kędziora (z prawej) z Lecha Poznań
Tomasz Kędziora (z prawej) z Lecha Poznań/Grzegorz Michałowski/PAP

Błękitni wygrali pierwsze spotkanie z Lechem 3-1 i są blisko gry na Stadionie Narodowym w finale. Nie jest to jednak zaliczka na tyle duża, by Lech nie mógł jej odrobić. Piłkarze Lecha - Łukasz Trałka i Tomasz Kędziora, przyznają, że nie wyobrażają sobie, aby ich zespół nie awansował.

Udział Trałki, kapitana drużyny, jest bardzo istotny. Bez niego Lech grać nie potrafi. W tym sezonie Trałka nie wystąpił w siedmiu ligowych i pucharowych spotkaniach - "Kolejorz" wygrał zaledwie jedno: rewanż ze Zniczem Pruszków 1-0, po golu Dariusza Formelli z 90. minuty. Aby znaleźć poprzedni taki przypadek, trzeba się cofnąć do marca 2014 roku. Wtedy poznaniacy bez Trałki wygrali z Podbeskidziem Bielsko-Biała 2-1, a zwycięskiego gola Mateusz Możdżeń zdobył z rzutu wolnego w piątej doliczonej minucie...

- Nie jest to dla nas łatwa sytuacja. Ja ten rewanż chciałem grać od razu, jeszcze przed spotkaniem w Bełchatowie. Szkoda, że musiał minąć aż tydzień. Jesteśmy lepszą drużyną, to nie ulega wątpliwości - mówi kapitan wicemistrza Polski. - Nie czuję żadnych nerwów, choć zdaję sobie sprawę z rangi pojedynku oraz tego, jak bardzo ważne będzie podejście mentalne. Kibice już wiele razy nam pomogli i wierzę, że razem z nimi pojedziemy na finał - dodaje.

- Po pierwszym spotkaniu każdy z nas pewnie indywidualnie analizował, co zawiodło. Ja też dużo myślałem, co można było zrobić lepiej. W Bełchatowie pokazaliśmy już charakter, ale ta wygrana aż tak bardzo nie cieszyła, bo czekaliśmy na mecz z Błękitnymi - przyznaje z kolei obrońca Lecha Tomasz Kędziora.

Przed tygodniem Lech strzelił bramkę jako pierwszy i wydawało się, że skoro gra o dwie klasy wyżej, to będzie spokojnie kontrolował spotkanie. Tymczasem to rywale pokazali większą determinację i zdobyli trzy gole. Podobne problemy poznaniacy mieli w rundzie jesiennej. - Jakiś problem jest, skoro po zdobytym golu mamy mniej udany fragment i tracimy to, co zyskaliśmy. W Bełchatowie mieliśmy kontrolę nad spotkaniem, ale także był nerwowy fragment. To jest problem, ale do rozwiązania. Już widzę poprawę, nasz mental poszedł do góry, potrafimy zmieniać losy meczu. Jestem pewny, że drużyna także teraz sobie poradzi - uważa Trałka, który nie chce kreślić żadnego scenariusza na to spotkanie. 

- Nie mamy takiego, musimy strzelić wystarczającą ilość bramek i nieważne, czy stanie się to w pierwszych minutach czy w ostatnich. Strzelimy jednak, ile trzeba. A oni? Tak, będą się bronić - mówi kapitan "Kolejorza". - Grając z takimi zespołami, a w sumie to obojętnie z kim, podejście mentalne musi być na pierwszym miejscu. Dla nich w Stargardzie plusem było boisko, klimat tego obiektu, kibice. Ale jeśli chodzi o zaangażowanie, ambicję, wolę walki, to one zawsze powinny dominować, a dopiero później liczą się umiejętności. Te drugie pewnie były naszym atutem, ale co do reszty... Tu widziałem pewną różnicę - mówi Trałka, który wysyła w ten sposób sygnał kolegom, że nie podobało mu się ich podejście do spotkania z Błękitnymi. 

Czy ewentualne odpadnięcie z Pucharu Polski byłoby dla Trałki i Kędziory największymi wpadkami w karierach? - Nie rozważam takiego scenariusza - mówi Trałka, a Kędziora tylko potwierdza jego słowa.

Mecz Lech Poznań - Błekitni Stargard Szczeciński w czwartek o godz. 20.45.

Andrzej Grupa

INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem