Partner merytoryczny: Eleven Sports

KAA Gent - Raków Częstochowa 3-0. Wicemistrz Polski odpadł z pucharów. Cudowne ręce Kovačevicia to za mało

Przez 45 minut Raków Częstochowa "był" w fazie grupowej Ligi Konferencji. Przez kolejne 25 miał na nią szansę. Ale później w ciągu dwóch minut bramki zdobyli Vadis Odjidja-Ofoe oraz Julien De Sart i zakończyli marzenia wicemistrzów Polski o dalszej grze w pucharach.

KAA Gent - Raków Częstochowa 3-0. Wicemistrz Polski odpadł z pucharów. Wideo/INTERIA.TV/INTERIA.TV

W ponad stuletniej historii Rakowa nie brakowało wielkich momentów. Ale to właśnie w czwartek, w Gandawie, klub z Częstochowy stanął przed tym najważniejszym. Awans do fazy grupowej Ligi Konferencji w debiutanckim sezonie byłby dla wicemistrzów Polski szansą, by skrócić sobie drogę do dużych celów. Najpierw trzeba było jednak wyeliminować KAA Gent.

To okazało się zadaniem nie do wykonania. Belgowie okazali się drużyną zdecydowanie lepszą, która przez 90 minut dyktowała warunki spotkania. Porażka 0-3 to najniższy wymiar kary, jaką otrzymał Raków. Pomimo wielu fenomenalnych interwencji Vladana Kovačevicia do bramki częstochowian trafili Tarik Tissoudali, Vadis Odjidja-Ofoe, a także Julien De Sart.

Strach przed... polskimi kibicami

Belgowie przed meczem panicznie obawiali się Polaków. Ale nie zawodników Rakowa, a... kibiców. W czwartek działacze z Gandawy podjęli kontrowersyjną decyzję, że fani z Polski nie zostaną wpuszczeni na trybuny Ghelamco Areny. Tym, którzy zdążyli zakupić bilety (część z nich to polska emigracja z Belgii i Holandii), zostały zwrócone pieniądze. Jednocześnie nagle pojawił się nowy wymóg, że karty wstępu na czwartkowe spotkani mogą nabyć wyłącznie osoby, które od czterech lat posiadają konto w serwisie biletowym Gentu. Zupełnie przypadkowo termin ten wykluczył możliwość zakupienia wejściówek przez... kibiców Jagiellonii Białystok, z którą Gent rywalizował w sierpniu 2018 roku. Półgodzina kontrola nie ominęła nawet dziennikarzy, których bus zatrzymano pod stadionem. Pomogła dopiero pomoc belgijskiego policjanta, którego matka pochodzi z... podlaskiego Drohiczyna.

Studio Ekstraklasa na żywo w każdy poniedziałek o 20:00 - Sprawdź!

Znacznie mniej respektu gospodarze mieli do piłkarzy trenera Marka Papszuna. Jeszcze przed meczem miejscowi zawodnicy nie mieli żadnych wątpliwości, kto awansuje. W butnych zapowiedziach nie przeszkadzał im fakt, że KAA Gent nie jest obecnie w najlepszej formie. W Jupiler Pro League zajmuje dopiero 15. miejsce, mając na koncie tylko jedno zwycięstwo. Między innymi słaba postawa klubu z Gandawy wpłynęła na frekwencję na czwartkowym meczu. Na mogącym pomieścić 20 tys. osób obiekcie zasiadło niewiele ponad 10 tys. ludzi.

Kovačević jak ośmiornica

Raków nic sobie jednak z tego nie robił i od pierwszej minuty zagrał odważnie. Już na początku Milan Rundić wykorzystał przestrzeń, którą zostawili mu belgijscy stoperzy, i tylko świetna interwencja Sinana Bolata uchroniła gospodarzy przed utratą bramki. O odwadze i determinacji drużyny Papszuna świadczyło także to, że Raków zagrał w Belgii z dwoma napastnikami. W linii ataku znaleźli się Vladislavs Gutkovskis i pozyskany niedawno Fábio Sturgeon, który miał rozbijać obrońców Gentu. Niespodzianką był natomiast fakt, że na ławce rezerwowych znalazł się najlepszy obecnie ofensywny zawodnik Rakowa, Hiszpan Ivi López.

Bohaterem pierwszej połowy nie był jednak ani Gutkovskis, ani Sturgeon. Był nim genialny Kovačević. Bramkarz, który w tym sezonie obronił już pięć rzutów karnych, był niczym ośmiornica. Tam, gdzie leciała piłka, były jego ręce - tak było między innymi po strzale Laurenta Depoitre czy w sytuacji sam na sam z Tarikiem Tissoudalim. Gdyby nie Kovačević, losy awansu byłyby przesądzone już po 45 minutach. Gdy jednak wydawało się, że Bośniak zejdzie do szatni jako niepokonany superheros, gola w 46. minucie strzelił Tarik Tissoudali...

Karty rozdał Odjidja-Ofoe

W Gandawie Papszun nie mógł skorzystać z Tomáša Petráška, Bena Ledermana i Igora Sapały, którzy dopiero wracają do treningów po urazach, a także Zorana Arsenicia, który w pierwszym meczu z Belgami złamał rękę. 47-letni szkoleniowiec, mając nieco ograniczoną ławkę rezerwowych, nie zdecydował się w przerwie na zmiany. Decyzję o zmianie ustawienia podjął natomiast trener Hein Vanhaezebrouck, który postanowił zdjąć z boiska Andrew Hjulsagera i przejść na ustawienie z trzema obrońcami. Za napastnikiem zaczął grać znany z Legii Warszawa Vadis Odjidja-Ofoe, który wcześniej ustawiał się na pozycji numer "sześć".

I to okazało się strzałem w dziesiątkę. To właśnie Odjidja-Ofoe popisał się w 70. minucie precyzyjnym uderzeniem zza pola karnego, po którym Kovačević nie miał szans. Zawodnicy Rakowa nie zdążyli się jeszcze otrząsnąć po bolesnej stracie, a Bośniak po raz kolejny musiał wyjmować piłkę z siatki. Trzeciego gola dwie minuty po Odjidjy-Ofoe zdobył Julien De Sart.

W drugiej połowie piłkarze z Gandawy kontrolowali boiskowe wydarzenia. Nie pomogły nawet rozpaczliwe zmiany Papszuna, który jednocześnie wpuścił na boisko Lópeza, Wiktora Długosza i Alexandre Guedesa, a chwilę później także Daniela Szelągowskiego. Raków, który w pierwszej edycji eliminacji Ligi Konferencji nie stracił do tej pory żadnej bramki, boleśnie przekonał się, gdzie zaczyna się piłkarska Europa. Z jednej strony szkoda, ale i tak należy docenić wynik ponad stan, który niespodziewanie osiągnęli piłkarze z Częstochowy.

Z Gandawy Sebastian Staszewski, Interia

KAA Gent - Raków Częstochowa/Kurt Desplenter/East News
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem