Partner merytoryczny: Eleven Sports

Jagiellonia zaatakuje? "Z najlepszymi gramy najlepiej"

- Czasem jest tak, że możesz biegać przez pełne 90 minut i tak było w Poznaniu w moim i kolegów przypadku. Cieszy to, że najlepszą dyspozycję mamy w najważniejszych meczach sezonu - powiedział po zwycięstwie nad Lechem Poznań 3-1 strzelec dwóch goli dla Jagiellonii Białystok Patryk Tuszyński.

Patryk Tuszyński (z lewej) w walce z lechitami
Patryk Tuszyński (z lewej) w walce z lechitami/Marek Zakrzewski/PAP

Pokonując Lecha na jego stadionie Jagiellonia pokazała, że trzeba poważnie traktować ją w kontekście walki o mistrzostwo Polski. W środę drużynę trenera Michała Probierza czeka równie trudny test - mecz w Warszawie z Legią.

Co ciekawe, "Jaga" w decydującej części sezonu radzi sobie bez najlepszego strzelca Mateusza Piątkowskiego, który miesiąc temu został odesłany do drużyny rezerw. Napastnik z Białegostoku mógł zakończyć ten sezon z koroną króla strzelców, bo do tej pory zdobył aż 14 bramek, ale tylko dwie z nich w tym roku. Zastępujący go Patryk Tuszyński bardziej przydaje się obecnie drużynie - w Poznaniu strzelił 10. i 11. gola w tym sezonie, a aż siedem z nich to dorobek ostatnich trzech miesięcy.

INTERIA.PL: Trochę brutalnie mówiąc, to mając takiego snajpera, nikt w Białymstoku chyba nie płacze po Mateuszu Piątkowskim?

Patryk Tuszyński: - Nie wiem, czy Białystok nie płacze (chwila zawahania - red.). Na tych co pozostali, czyli na Jasiu Pawłowskim i mnie spoczywa ciężar zdobywania bramek, które mogą dać zwycięstwa. Na razie z tego zadania wywiązuję się przyzwoicie i to mnie cieszy.

W Poznaniu wygraliście mecz mimo straty pierwszego gola. Nie podłamało was to trochę?

- Nie, w ogóle. Przez cały czas realizowaliśmy założenia taktyczne, które nakreślił nam trener, a było też widać, że bardzo dobrze wyglądamy fizycznie, sił na 90 minut biegania. Te dwa czynniki zadecydowały.

- Graliśmy z Lechem po raz czwarty w tym sezonie, a trzeci raz na tym stadionie i chyba można powiedzieć, że wygraliśmy najważniejsze z tych spotkań. Ważny był mecz w Pucharze Polski, gdy przegrywaliśmy po 10 minutach 0-2, a udało nam się doprowadzić do remisu. To dało wiarę, że można w Poznaniu odwrócić losy meczu i to się stało właśnie teraz. Mieliśmy świadomość, że możemy wyrównać, ale musimy tylko przycisnąć.

Zadecydowała też chyba skuteczność, bo oddaliście tylko cztery celne strzały, a zdobyliście aż trzy gole.

- To właśnie cieszy na wyjazdach, gdy się mało strzela, a dużo zdobywa. Na takich stadionach, jak te Legii czy Lecha, nie ma się zbyt wielu okazji, więc trzeba wykorzystywać te, które się nadarzają. Tylko dzięki nim można wygrywać.

Ostatnie cztery spotkania wyjazdowe dały wam tylko jeden punkt. Co spowodowało taką metamorfozę w Poznaniu?

- Bardzo dobrze gramy w spotkaniach z zespołami z górnej połówki, wygraliśmy na Wiśle, Śląsku, Legii, a teraz na Lechu. Udowodniliśmy to kilka razy w tym sezonie i to kolejny argument, który pozwala z optymizmem spoglądać na następne tygodnie.

Wyrównującego gola zdobył pan po trwającym ponad 20 metrów rajdzie. Nie zaskoczyło pana, że żaden z piłkarzy Lecha nie próbuje atakować?

- Nie, starałem się kontrolować piłkę i przeciwników, a do tego Maciek Gajos wychodził na prostopadłe podanie. Dobrze jednak, że zdecydowałem się na strzał. Po tym golu jeszcze bardziej uwierzyliśmy w swoje możliwości.

Celował pan, by trafić między nogami Marcina Kamińskiego czy to przypadek?

- Powiedzmy, że zostawię to dla siebie.

Bramkarz Bartłomiej Drągowski powiedział, że nawet jeśli Jagiellonia zostanie liderem, to i tak będzie grała do końca sezonu bez presji, bo nikt na nią nie stawiał w kontekście walki o mistrzowski tytuł. Trochę w to nie wierzę, że ta gra pod presją nie będzie was dotyczyć...

- Presja będzie, trzeba się z tym zgodzić. Jeśli jednak po 32 spotkaniach jesteśmy tak wysoko, to nie ma w tym przypadku i to oznacza, że mamy dobry zespół. I co ważne - w spotkaniach z najlepszymi drużynami potrafimy grać bardzo dobrze.

Spośród rywali to tylko Karol Linetty dorównywał wam pod względem przygotowania fizycznego. Nie jest pan tym zaskoczony?

- Tak, też tak mi się wydawało, że on na tle reszty zespołu wyglądał najlepiej.

Pytam w tym sensie, czy nie jest pan zaskoczony, że Lech, główny kandydat do tytułu, wyglądał na zespół gorzej przygotowany?

- Cóż, my staraliśmy się tak przygotować do rozgrywek, by właśnie teraz wyglądać najlepiej i prezentować najlepszą formę. W życiu piłkarza już tak czasem jest, że od dyspozycji dnia zależy, jak się czujesz i jak wyglądasz. Z własnego doświadczenia wiem, że są dni, gdy walczysz z samym sobą by tylko biegać, a już nie myślisz o przeciwniku. Czasem zaś możesz biegać pełne 90 minut i tak było w moim przypadku i moich kolegów. To co mnie raduje, to że ta najlepsza dyspozycja trafia się właśnie najważniejszych meczach.

Tych najważniejszych spotkań pozostało jeszcze pięć...

- Tak, a na początku mamy same najlepsze zespoły: Śląsk, Lecha, Legię i później Wisłę. Może to i dobrze? Zobaczymy. Teraz w ciągu kilku dni mamy Legią i Wisłę, zobaczymy co będzie. Na pewno nie będzie łatwo, ale już sobie pokazaliśmy, że można wygrywać. Dlatego w to wierzymy.

Rozmawiał i notował Andrzej Grupa

Nie zapomnij wziąć udziału w naszej zabawie i wytypuj wyniki 33. kolejki Ekstraklasy w serwisie 11na11.pl

INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem