Jacek Trzeciak: Odrobić dwie bramki na ŁKS to wielka rzecz
- Mam piłkarzy z charakterem - nie ma wątpliwości Jacek Trzeciak, trener GKS Jastrzębie po wyjazdowym remisie 2-2 z ŁKS. - Straciliśmy dwa punkty - uważa Kibu Vicuna, szkoleniowiec łodzian.
Po godzinie gry ŁKS prowadził 2-0 i wydawało się, że pewnie odniesie trzecie zwycięstwo w sezonie. Tymczasem GKS strzelił dwa gole i wywiózł z Łodzi punkt.
- Mecz był na dobrym poziomie. Spotkały się dwa zespoły, który nie chciały się bić tylko grać w piłkę. Do przerwy spotkanie pewnie bardziej podobało się kibicom ŁKS, ale moi zawodnicy nie pierwszy raz pokazali charakter. Dla nich bez większego znaczenia jest to, w jakim składzie wychodzą. To młodzi zawodnicy albo tacy, którzy do niedawna grali w niższych ligach lub nie byli pierwszym wyborem w GKS - zaznacza trener Trzeciak.
Jego piłkarzom wystarczył kwadrans, by wyrównać. - Trzeba mieć pokorę i być zadowolonym z tego punktu. Oczywiście chciałbym wygrać, ale nawet o tym nie pomyślałem. ŁKS to rywal z czołówki ligi i powinien już grać wyżej. Dlatego, jeśli tu remisujemy, to trzeba się cieszyć. Oprócz tego, że stworzyliśmy sytuacje, potrafiliśmy obronić się przed tak ofensywnym zespołem - mówi Trzeciak. - W moim zespole jest sporo rotacji. Dopasowujemy skład do sytuacji. Weszli rezerwowi i pociągnęli grę. Zawdzięczamy im punkt.
Szkoleniowiec GKS nie bał się postawić w bramce na juniora, dla którego to był debiut. Mikołaj Reclaf popełnił błąd przy pierwszej bramce, ale potem kilka razy uratował zespól przed stratą gola. - Nie grał dlatego, że jest młodzieżowcem, ale dawał sygnały, że jest gotowy, by bronić. Jak spadać to z wysokiego konia. Albo się potłucze, albo będzie kozakiem - podkreśla Trzeciak. - Pokazał, że jest odporny psychicznie. Błąd przy bramce? Traktujemy go jak seniora i na pewno mu to wytkniemy. Nie ma dla niego ulgi - zapewnia.
Szkoleniowiec GKS nie zamierza rezygnować z ofensywnego stylu. - Zawsze nienawidziłem stawać z tyłu i się bronić. Piłka to jest teatr i za to ją kochamy. Jak nie ma przyjemności z grania, to nie ma to sensu. Z radości i ofensywnego stylu biorą się wyniki - uważa szkoleniowiec.
W zupełnie innym nastroju był trener ŁKS. - Straciliśmy dwa punkty. Pół godziny przed końcem meczu prowadziliśmy 2-0 i straciliśmy kontrolę. Rywale zaczęli mieć częściej piłkę, strzelili gola, a przy wyniku 2-1 uwierzyli, że mogą zremisować - twierdzi Vicuna. - Pierwszy gol dla GKS padł przez nasze złe ustawienie i Feruga stał sam przed polem karnym. Przy drugim, dla mnie nie było faulu w polu karnym. Gramy piłką od tyłu i czasem zdarzają się takie straty, po której sędzia podyktował rut karny.
AK