Partner merytoryczny: Eleven Sports

Grzegorz Wojtkowiak: Brzęczek to dobry trener, pozwólmy mu pracować

Lech Poznań nie będzie faworytem w Belgii w starciu ze Standardem, gra w europejskich pucharach jest trochę inna niż ta w Ekstraklasie i stąd mogą się brać problemy z koncentracją, zaś Jerzy Brzęczek jest dobrym trenerem i powinien dostać szansę dalszej pracy - tak uważa Grzegorz Wojtkowiak, niegdyś reprezentacyjny obrońca, dziś pomagający młodzieży w rezerwach Lecha Poznań. Mecz Standard - Lech dziś o 21. Transmisja w Polsacie Sport Premium i na platformie IPLA.

Lech Poznań. Trener Dariusz Żuraw i Tymoteusz Puchacz przed meczem ze Standardem Liege. wideo/Lech Poznań/INTERIA.TV

36-letni piłkarz w polskiej Ekstraklasie wystąpił ponad 200 razy, ma za sobą 23 występy w reprezentacji Polski. Dziś realizuje się w postaci nieformalnego grającego trenera w zespole rezerw Lecha Poznań, które występują w drugiej lidze.

Andrzej Grupa, Interia.pl: Jesteś blisko pierwszej drużyny Lecha, dobrze znasz większość tych ludzi i wiesz też, jak to jest łączyć występy w Ekstraklasie z grą w pucharach. Gdzie tkwi problem, że widzimy bardzo dobrego Lecha w Lidze Europy i zawodzącego w PKO Ekstraklasie?

Grzegorz Wojtkowiak: - Lech zaczął sezon bardzo dobrze, ogólnie wygląda dobrze, może w lidze rzeczywiście jest nieco pod kreską. Głównie dlatego, że traci głupie bramki. Trzeba otwarcie powiedzieć, że te błędy z meczów z Legią i Rakowem spowodowały stratę punktów i krytykę. Być może piłkarze stracili trochę pewności siebie, bo one jednak padają zbyt łatwo. Wiadomo że gra w Lidze Europy jest czymś fajnym jak na polskie warunki, a patrząc na poprzednie lata, nie zawsze udawało się do niej komukolwiek dostać. Dla tych wszystkich chłopaków to okazja, by pokazać siebie na europejskiej arenie. Nie ma co ukrywać, że to przez grę w Lidze Europy każdy z nich ma szansę dostać się do pierwszej reprezentacji czy tej młodzieżowej. To Liga Europy jest furtką do osiągnięcia sukcesu i wspięcia się o poziom wyżej już na starcie przygody z piłką.

Wasz Lech w 2010 roku świetnie poczynał sobie w meczach z Juventusem, Manchesterem City czy Salzburgiem, a to jednak słaba postawa w lidze spowodowała zwolnienie trenera Jacka Zielińskiego. Czyli można powiedzieć, że jednak te puchary stawia się wyżej od rozgrywek ligowych?

- Mówi się, że polskie drużyny nie są przygotowane na grę w Lidze Europy i łączenie tego z rodzimymi rozgrywkami. Ja się z tym nie zgadzam, bo myślę, że jesteśmy na tym etapie, że granie co trzy dni nie powinno mieć wpływu na zawodników. Wiadomo, są dodatkowe podróże, krótki czas na regenerację, a to nie sprzyja, by każdy z nich był całkowicie wypoczęty przed kolejnym spotkaniem. Kluczowa jest jednak świadomość, że gra w Lidze Europy jest jednak trochę inna niż w Ekstraklasie. To ta świadomość może powodować, że w końcówkach spotkań brakuje pełnej koncentracji, może determinacji, a czasem i zwykłego przeczytania gry. Sytuacja w ostatnim meczu z Rakowem była bardzo prosta - akcję napastnika rywali można było przerwać kilka razy, daleko od bramki, jeszcze nawet na połowie przeciwnika. A skończyło się, że jeden patrzył na drugiego i Raków wyrównał.

Grzegorz Wojtkowiak (w powietrzu) w meczu Anglia - Polska (2-0) na Wembley w 2013 roku/AFP

Myślisz, że Lech będzie faworytem meczu w Belgii?

- To drużyny na podobnym poziomie. Dwa pozostałe zespoły, Benfica i Rangers, z którymi nie zdobyliśmy choćby jednego punktu, są troszkę wyżej niż my i Belgowie. Jedziemy jednak na mecz wyjazdowy i myślę, że nie będziemy podchodzić z pozycji faworyta. Gramy na obcym boisku, to nie będzie łatwe spotkanie. Zwróćmy jednak uwagę, że psychologiczna rozgrywka po ostatnim meczu w Poznaniu jest na naszą korzyść. Belgowie będą pamiętać tamten mecz, jego przebieg i końcowy wynik. Spodziewam się fajnego spotkania dwóch drużyn walczących o pełną pulę.

Przed spotkaniem z Benficą po kolei wypadali z meczowej kadry środkowi obrońcy: Szatka pauzował za kartki, Crnomarković był chory, Rogne doznał kontuzji. Szukano zastępstwa. Czułeś wtedy, że gdybyś tylko był zgłoszony do pucharów, dałbyś radę zagrać jeszcze w takim spotkaniu?

- Jestem cały czas w rytmie treningowym, czuję się dobrze, więc zawsze dam radę, szczególnie w takich momentach i takich meczach. Umówmy się jednak, że jest paru chłopców w naszym klubie, którzy mają talent i aspiracje, by grać w piłkę w takich momentach. Sztab trenerski pierwszego zespołu jest cały czas z nami w kontakcie, mają bardzo dobre relacje z trenerami drugiej drużyny i Akademią. Gdyby była potrzeba, to mogliby sięgnąć po naszych zawodników. Udało im się jednak jakoś poskładać obronę. Dobry mecz zagrał Tomek Dejewski, kibicuję mu i niejedno spotkanie już z nim rozegrałem. Ma potencjał i trzeba w niego wierzyć. Daje trenerowi sygnały o swojej gotowości.

Twoja kariera jest już na finiszowych metrach, w drugiej drużynie - obok Artura Marciniaka i Łukasza Radlińskiego - pełnisz rolę opiekuna dla tych młodych chłopaków, którzy ogrywają się w drugiej lidze. Jak długo jeszcze chcesz pełnić tę rolę?

- Tak długo jak zdrowie pozwoli i przede wszystkim będą tego chcieli ludzie zarządzający Akademią Lecha. Oni muszą widzieć, że moja osoba jest potrzebna na boisku podczas sesji treningowych i meczów. Wtedy usiądziemy i porozmawiamy czy to kontynuować. Cieszę się z tej roli, bo wciąż gram na szczeblu centralnym w drużynie, której mogę dać dużo dobrego. Dla mnie to fajne, że mając u boku tak młodych chłopaków, którzy aspirują do gry na wysokim poziomie i mają już dobre przygotowanie taktyczne, moje podpowiedzi jeszcze im pomagają. Będzie im łatwiej w późniejszym okresie realizować różne założenia taktyczne, a i pewne zachowania boiskowe nie będą im obce.

Blisko 20 lat temu byłeś w podobnym momencie kariery, wtedy we Wronkach wchodziliście do dorosłej piłki z Dawidem Kucharskim, Marcinem Kikutem czy Marcinem Burkhardtem. Baza sportowa była podobna do tej, jaką teraz mają młodzi gracze Lecha?

- Nie zmieniła się za wiele, może poza tym, że w Popowie powstało znakomite boisko ze sztuczną nawierzchnią. Liczba boisk treningowych jest chyba taka sama, za to stadion we Wronkach jest do wyłącznej dyspozycji drużyny rezerw oraz meczów najstarszej grupy juniorów w CLJ. Z drugiej strony, wciąż pracuje tu sporo osób, z którymi pracowałem kilkanaście lat temu. Wracają więc tematy sprzed lat, to miłe uczucie.

Wkrótce to się ma zmienić, powstanie Centrum Badawczo-Rozwojowe, do tego symulator piłkarski skills.lab. To pewnie pchnie szkolenie jeszcze o półkę wyżej?

- Tak, na pewno laboratorium zrobi wielką robotę. Nie da się ukryć, że z roku na rok szkolenie w klubie wchodzi na wyższy szczebel, nie ma już przypadkowych transferów, każdy zawodnik jest szczegółowo monitorowany. Decyzji nie podejmuje już jedna osoba, ale grupa ludzi po wspólnych rozmowach. Laboratorium pozwoli tym młodym chłopcom lepiej się przygotować pod każdym względem, by zaistnieć w dorosłej piłce. Nowy internat spowoduje też, że krok po wyjściu z budynku będą mieli do swojej dyspozycji świetne boiska, które pozwolą im się rozwijać.

Widzisz siebie w tych strukturach? A może masz inny pomysł na przyszłość, bez futbolu?

- Widziałbym siebie w wielu miejscach związanych z piłką, ale życie pokaże, co się wydarzy. Nie ukrywam, że chciałbym pracować w piłce. Dlatego, gdy dostałem propozycję gry, pracy i bycia w strukturach Akademii Lecha, podjąłem taką decyzję. Jestem też trenerem z licencją UEFA A, praca z młodzieżą lechową może mi wiele dać. Staram się rozmawiać z trenerami naszych grup młodzieżowych, a to ludzie, którzy mają wielką wiedzę i chcą się tą wiedzą dzielić. Robią fajne rzeczy, a wiadomo - mądry lubi mądrego posłuchać. Uczę się i czerpię bodźce z każdej strony, wolę wiedzieć więcej niż mniej.

Przy tym na boisku zaostrzyłeś nieco grę - 13 żółtych kartek w jednym sezonie to spore osiągnięcie. Kiedyś w barwach Amiki czy Lecha były trzy, cztery napomnienia w sezonie...

- Sytuacja jest trochę inna i wymaga innych zachowań. Większość wynika z tego, że muszę obecnie inaczej reagować na to, co się dzieje na boisku. Mamy drużynę bazującą na bardzo młodych graczach, w tym sezonie na boisko wchodzą chłopaki nawet z rocznika 2004. Proszę sobie wyobrazić te potyczki na szczeblu centralnym w piłce seniorskiej, gdzie wiadomo, że cwaniactwo rywali jest na znacznie wyższym poziomie. I doświadczenie, które powoduje może nie manipulacje, ale na pewno wpływanie na decyzje arbitrów. Emocje też grają rolę, próbuję stawać w obronie chłopaków, czasem też ustnie reagować na decyzje sędziów. By ci nastoletni chłopcy może nie tyle czuli moją osobę, co wiedzieli, że stanę trochę w ich obronie i zareaguję bardziej agresywnie niżbym normalnie to robił.

Gdybyś był na miejscu Tymoteusza Puchacza w końcówce meczu z Rakowem, w ogóle zastanawiałbyś się, czy przerwać tę akcję kosztem kolejnej kartki?

- Tymek, oglądając jeszcze raz to spotkanie, pewnie już sam wie, co powinien zrobić. Tam nie trzeba było dużego faulu, tylko zagarnięcia piłki, wejścia ciało w ciało, spowodowania upadku. Przy umiejętnym faulu mogło nie być nawet upomnienia. Wiadomo - mądry Polak po szkodzie, teraz już każdy wie, że tę akcję trzeba było przerwać faulem.

Przez ten rok i pięć miesięcy gry w rezerwach Lecha, miałeś w drużynie w większym lub mniejszym wymiarze czasowym, m.in. Jakuba Kamińskiego, Filipa Marchwińskiego, Jakuba Modera, Tymoteusza Klupsia, Filipa Szymczaka czy Michała Skórasia. Jesteś tym zaskoczony, że taki Kamiński bądź Moder szybko się wybili, a Marchwiński z Klupsiem rozwijają się wolniej?

- Widziałem, ile "Kamyk" zostawia zdrowia u nas w meczach, jak bardzo chce wygrywać. Owszem, każdy z nich schodząc z pierwszej drużyny angażuje się w grę u nas. Mnie to nie dziwi, bo to warunek, by zaistnieć na dłużej u trenera Żurawia. Wykorzystał to "Modziu" (Jakub Moder - red.), początkowo w zeszłym sezonie grał wiele spotkań u nas, ale przyszedł taki moment, że dostał swoją szansę w pierwszej drużynie i ją wykorzystał. Na nasze, drugiej drużyny, nieszczęście, ale szczęśliwie dla siebie, bo przestał schodzić do naszego zespołu. Kuba Kamiński zawsze wyróżniał się dużą dynamiką i walecznością. Może wygląda niepozornie, ale jest bardzo charakterny, ma duży ciąg na bramkę rywala. Zupełnie nie jestem zaskoczony, że tak mocno odpalił. Tymkowi Klupsiowi przeszkodziła kontuzja, choć wciąż ma duży talent, może się rozwinąć. Ci chłopcy, wciąż bardzo młodzi, w pierwszym zespole mogą korzystać z podpowiedzi graczy, którzy występowali w innych europejskich ligach. Mają się od kogo uczyć.

Cafe Futbol. Cezary Kowalski o Lechu w LE: Można się było wzruszyć (POLSAT SPORT). Wideo/Polsat Sport/Polsat Sport

Są już w waszym zespole przyszli następcy Modera czy Kamińskiego w pierwszej drużynie "Kolejorza"? W Pucharze Polski w Pruszkowie szansę debiutu dostali Jakub Niewiadomski czy Filip Borowski, ale czy ty widzisz jeszcze kogoś, kto wkrótce będzie decydował o sile pierwszej drużyny?

- Trener Żuraw wielokrotnie widział już zawodników naszej drużyny podczas treningów, korzystał z nich w Pucharze Polski, a monitoring poszczególnych piłkarzy przez sztab odbywa się bardzo regularnie. Jest grupa utalentowanych zawodników, ale trenerzy szukają perełek w niższych grupach. Nie wykluczam, że za chwilę znajdzie się taki zawodnik, o którym powiedzą, że ma papiery na granie. Trzeba mu dać tylko czas i liczyć, że to przejście do drużyny seniorskiej odbędzie się w tak fajnej grupie, jaką ostatnio mieli Marchwiński ze Skórasiem.

Do Lechii Gdańsk trafiłeś wtedy, gdy trenerem tej drużyny był Jerzy Brzęczek. Zawsze się o nim bardzo pozytywnie wypowiadałeś. Jesteś zaskoczony tym co się działo ostatnio, nagonką na selekcjonera po meczach z Włochami czy Holandią?

- Nie będę wnikał, z czego to wynikało, bo nie jestem teraz w szatni, na odprawach, w hotelach. W całej tej grupie. Swojego zdania jednak nie zmienię - trener Brzęczek jest dobrym trenerem, który do każdego meczu przygotowuje się bardzo rzetelnie i ma strategię na grę przeciwnika. Lubi analizować rywala, robi to dobrze, a czy ta nagonka jest słuszna, czy nie, nie chcę oceniać. Pozwólmy mu pracować, realizować jego założenia i pomysły, jakie ma na piłkę. Dopiero później zaś rozliczajmy.

Może poprowadzić reprezentację na EURO 2021 w taki sposób, byśmy nie byli rozczarowani?

- Umówmy się, że tan balonik związany z naszą reprezentacją został mocno nadmuchany. Sami zawodnicy z kadry twierdzą, że jesteśmy dobrym średniakiem w Europie. Nie oszukujmy się, że w meczach z Holandią czy Włochami będziemy regularnie wygrywać. To się może zdarzyć, ale raz na pięć czy sześć spotkań. Poczekajmy, może zagramy fajny turniej. Mam nadzieję, że zaistniejemy na tym EURO.

W poniedziałek mecz Lechii, w której grałeś, z Lechem. Pod względem emocjonalnym, bliżej tobie do której drużyny?

- Tu w Lechu jestem od wielu lat, nie bez powodu wróciłem do tego klubu, zawsze się w Poznaniu dobrze czułem i nawet odchodząc do Niemiec powtarzałem, że chciałbym kiedyś wrócić. Gdy przyszła taka możliwość, by być w strukturach Lecha i jeszcze trenować, może jako nieoficjalny, ale trener, i dzielić się z chłopakami wiedzą, to z chęcią skorzystałem.

Z Lechią też kończyłeś przygodę w zespole rezerw, ale chyba nie z własnej woli. Masz o to żal do trenera Stokowca?

- Nie wiem czy żal, ale szkoda, że do dziś nikt nie może mi wyjaśnić tej sytuacji, stając twarzą w twarz. I powiedzieć, dlaczego stało się tak a nie inaczej. Nie chcę już tego rozdrapywać, szkoda mi tylko niecałego roku w Gdańsku, który tak się właśnie potoczył. Przez 3,5 roku byłem osobą, która tworzyła pierwszy zespół Lechii i czułem się na siłach, by grać w Ekstraklasie. A wyszło jak wyszło.

W drugiej lidze w rezerwach Lecha udało ci się powiększyć zbiór koszulek, którymi kiedyś wymieniałeś się z innymi piłkarzami?

- Niestety, ale nie, tu nie ma mowy o wymianie. Jako Akademia nie mamy tylu koszulek, ile miałem w Ekstraklasie, gdzie zawsze można było liczyć na dorobienie jednej czy dwóch sztuk. Mam w kolekcji pewnie 100 czy może 150 koszulek, są z Ligi Europy, z reprezentacji Polski. To z meczów, w których mogłem grać będąc zawodnikiem i regularnie wymieniać je pod szatniami. Synowie, którzy już są zapatrzeni w piłkę, może za dwa, trzy lata zaczną je analizować. I będziemy mieli fajne tematy do rozmowy o tych wszystkich moich spotkaniach.

Rozmawiał Andrzej Grupa

INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem