Partner merytoryczny: Eleven Sports

Górnik Zabrze. Michał Koj to ligowy twardziel. Zagrał dwa tygodnie po operacji

Kapitan Górnika Michał Koj to prawdziwy twardziel. Niewiele ponad dwa tygodnie temu złamał nos, przeszedł operację, a teraz wrócił do grania jak gdyby nigdy nic. Pojawił się w odpowiednim momencie, bo w dużej mierze dzięki niemu zabrzanie wrócili na zwycięską ścieżkę i pokonali Wartę Poznań 1-0, dzięki czemu odzyskali pozycję wicelidera Ekstraklasy.

Górnik Zabrze. Jesus Jimenez: Ważna wygrana. Wideo/INTERIA.TV/INTERIA.TV

27-letni Koj sezon zaczął na ławce rezerwowych. Po odejściu do holenderskiego SC Heerenveen Pawła Bochniewicza, nie tylko zajął jego miejsce na środku defensywy, ale przejął też opaskę kapitańską. Zagrał w wygranym 3-0 spotkaniu z Lechią Gdańsk, wystąpił w spotkaniu z Legią Warszawa, który zabrzanie zwyciężyli 3-1, a także w kolejnych grach z Wisłą Kraków (0-0) i Zagłębiem Lubin (0-2). 

Niestety podczas ostatniej reprezentacyjnej przerwy przytrafiła mu się poważna kontuzja. W zderzeniu głowami z pozyskanym ledwie kilka dni wcześniej Grekiem Stefanosem Evangelou złamał nos i doznał wstrząśnienia mózgu. Z boiska wylądował w szpitalu. Potrzebna była operacja.

Wszystko działo się ledwie dwa tygodnie temu. Teraz piłkarz, jak gdyby nigdy nic wrócił do grania. Po boisku biega w specjalnej plastikowej masce. W poniedziałkowym meczu z Wartą Poznań, który zabrzanie rozstrzygnęli na swoją korzyść 1-0 po trafieniu z karnego Jesusa Jimeneza, należał do mocnych punktów swojej drużyny, umiejętnie kierując defensywą. 

- Gra w masce to kwestia przyzwyczajenia. Wcześniej - przed meczem - odbyłem kilka treningów i nie było tak źle. Wiadomo jednak, że nie jest to pełen komfort grania. W niektórych sytuacjach maska przeszkadza, ale dla mnie  w tym momencie najważniejsze jest bezpieczeństwo i w miarę możliwości muszę ochraniać nos - tłumaczył po spotkaniu ambitny zawodnik.

Koj znany jest ze swojej ambicji i determinacji. We wrześniu 2016 roku, grając jeszcze w Ruchu Chorzów, został trafiony łokciem przez rywala w starciu z Bruk-Bet Termalica Nieciecza. Mimo to grał do końca, żeby dwa dni później leżeć sparaliżowanym w szpitalu. Lekarze dawali mu wtedy minimalne szanse na powrót na boisko i twierdzili, że prędzej niż na murawie, to usiądzie na wózku inwalidzkim...

Koj szybko się jednak pozbierał i po niewiele pół roku przerwy znowu grał. Wtedy na głowę zakładał charakterystyczny kask. Teraz z kolei jest maska. Oby pech i poważne urazy głowy nie przytrafiały mu się już więcej!

Michał Zichlarz

Piłkarze Górnika Zabrze. Michał Koj (tyłem)/Jakub Kaczmarczyk/PAP
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem