Partner merytoryczny: Eleven Sports

Górnik Zabrze. Martin Chudy bije kolejne rekordy na polskich boiskach

Bramkarz Górnika Zabrze Martin Chudy bije kolejne rekordy na polskich boiskach. Od swojego debiutu w Ekstraklasie w lutym 2019 roku w meczu przeciwko Wiśle Kraków, zagrał w kolejnych 68 spotkaniach, nie opuszczając ani minuty w ligowym meczu. Do przedwojennego rekordu w wykonaniu legendarnego Spirydiona Albańskiego z Pogoni Lwów jeszcze jednak daleko, bo ponad sto ligowych gier.

Górnik Zabrze. Niespodzianka w składzie Górnika. Krzysztof Kubica gra i strzela. Wideo /INTERIA.TV/INTERIA.TV

31-letni Martin Chudy przychodził do górniczego klubu w trudnym dla niego momencie, kiedy ten był przedostatni w ligowej tabeli i szykował się do gry o utrzymania się w najwyższej klasie rozgrywkowej. Było to wiosną dwa lata temu. Z rundy na rundę gra lepiej, a w poprzednim sezonie kibice Górnika uznali go najlepszym zawodnikiem swojego zespołu. Także i jesienią pomógł swojej drużynie, w sześciu ligowych grach zachowując czyste konto. Przede wszystkim śrubuje jednak swoją niesamowitą serię kolejnych meczów w PKO Ekstraklasie. Od debiutu 11 lutego 2019 nazbierało się już 68 spotkań bez opuszczonej minuty. Przez jakiś czas czoła starał mu się dotrzymać kapitan Wisły Płock Alan Uryga, ale jego seria skończyła się na 59 grach i kontuzji w meczu z Cracovią. Chudy gra tymczasem i śrubuje swój rekord.

- Z jednej strony jest to na pewno zaufanie od trenerów, którzy gdzieś tam nawet w końcówce sezonu, kiedy wszystko jest już wyjaśnione, to stawiają na mnie. Zdarza się przecież w takich sytuacjach, że szansę dostają młodzi. Tak więc jest to zaufanie, a z drugiej strony na pewno też to, że dbam o siebie. Chodzi o prowadzenie się, odżywianie się, o swoją formę, żeby w niej być i w każdym meczu pokazywać się z najlepszej strony. To połączenie kilku takich czynników spowodowało, że udało mi się "nabić" już tyle gier. Mam nadzieję, że będzie to jeszcze kontynuowane - mówi nam bramkarz ze Słowacji.

Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie

Dodajmy, że Chudy ma kogo gonić. Nie tak dawno serię 111 kolejnych ligowych gier zanotował Pavels Steinbors. Swoją serię Łotysz zaczął w 31. kolejce sezonu 2016/17, kiedy w Arce postawił na niego, kosztem Konrada Jałochy, trener Leszek Ojrzyński. Jego niesamowita seria trwała do czerwca zeszłego roku, kiedy to między słupkami Jagiellonii Białystok zastąpił go debiutant Marcin Staniszewski. To jeszcze i tak nic w porównaniu ze Spirydionem Albańskim. Ten świetny bramkarz Pogoni Lwów, jednego z najlepszych, najbardziej popularnych i lubianych polskich klubów okresu międzywojennego, bronił nieprzerwanie w Ekstraklasie czy wtedy w I lidze przez całe lata 30.!

"Od debiutu ligowego - 6 maja 1928 aż do wybuchu wojny opuścił tylko pięć spotkań, a od 9 listopada 1930 nie dał szans zmiennikom przez całe dziesięciolecie ani przez minutę, przez pełne 174 mecze!" - pisał o nim w "Kolekcja klubów. Lwów i Wilno w ekstraklasie" nieodżałowanej pamięci red. Andrzej Gowarzewski. Po wojnie Albański znalazł się na Górnym Śląsku, gdzie prowadził wiele klubów, z Pogonią, Spójnią i Podlesianką Katowice na czele. 6 lat temu, dzięki staraniom Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich w Katowicach i Zabrzu, a także wsparciu PZPN, jego grób na cmentarzu przy ulicy Francuskiej w Katowicach został odnowiony.

Michał Zichlarz

Martin Chudy/Fot. Rafał Rusek/Newspix


INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem