Ekstraklasa: Widzew Łódź - Lechia Gdańsk 4-1
Widzew Łódź i Lechia Gdańsk po raz ostatni w Ekstraklasie zwyciężyły w sierpniu. W niedzielny wieczór niemoc przełamał zespół z Łodzi, wygrywając aż 4-1. Gole dla gospodarzy strzelali wyłącznie obcokrajowcy.
Pierwszy groźny strzał w tym meczu oddali goście. Maciej Mielcarz zatrzymał jednak Piotra Grzelczaka. Minimalnie niecelnie po podaniu Piotra Wiśniewskiego strzelał głową Adam Duda. Była to znakomita okazja dla Lechii.
Ze strony gospodarzy szczęścia próbował Kevin Lafrance, ale nie udało się mu zaskoczyć Sebastiana Małkowskiego.
W 27. minucie sędzia Marcin Borski był zmuszony przerwać na pięć minut spotkanie, gdyż kibice Widzewa mocno zadymili stadion racami, ograniczając widoczność i swobodę oddychania piłkarzom.
W 38. minucie spotkania Jakub Bartkowski nie poradził sobie we własnym polu karnym z Patrykiem Tuszyńskim, którego ostatecznie powalił na ziemię. Arbiter po dłuższym namyśle wskazał na "wapno". Marcin Pietrowski nie zmarnował okazji i goście objęli prowadzenie.
Potem nastąpił krótki fragment gry, który wstrząsnął Lechią.
W 45. minucie Veljko Batrović z rzutu wolnego wrzucił piłkę w pole karne, a Povilas Leimonas strzałem głową wyrównał.
Z powodu przerwy na "oddymianie" boiska sędzia doliczył do pierwszej połowy sześć minut. W ostatniej minucie dodatkowego czasu po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Mariusza Rybickiego Lafrance głową dał prowadzenie Widzewowi.
W czwartej minucie drugiej połowy wprowadzony po przerwie Paweł Buzała stracił piłkę przed polem karnym gospodarzy. Widzew wyprowadził kontrę, Alen Melunović podał prostopadle do Eduardsa Viszniakovsa, a ten zdobył swoją szóstą bramkę w sezonie. Małkowski puścił strzał Łotysza, choć powinien go obronić.
Kilka minut później Duda zmarnował kolejną okazję dla gości, z kilku metrów posyłając piłkę w trybuny.
Lechia nie podniosła się już po trzech mocnych ciosach i do końca meczu tylko sporadycznie i nieporadnie próbowała atakować.
Widzew kontrolował grę, a w doliczonym czasie gry dobił rywala. Wprowadzony chwilę wcześniej Alex Bruno efektownie przyjął piłkę po podaniu Princewilla Okachiego i w sytuacji sam na sam pokonał Małkowskiego.
Widzew rozbił Lechię 4-1. Galeria
Po meczu powiedzieli:
Rafał Pawlak (trener Widzewa): "Graliśmy z dobrą drużyną i takie zwycięstwo bardzo cieszy. Daliśmy dużo powodów do radości naszym kibicom, którzy dzisiaj licznie przyszli na stadion. Cieszę się również ze skuteczności, bo nieczęsto strzela się cztery bramki. W poprzednich meczach na własnym boisku graliśmy dobrą piłkę, ale czegoś nam brakowało - szczęścia, umiejętności. Teraz się udało. Mam nadzieję, że ten wynik będzie początkiem marszu w górę tabeli. Jeżeli chodzi o moją osobę, to nie myślę o tym, czy dzięki temu zwycięstwu na dłużej zostanę trenerem Widzewa".
Michał Probierz (trener Lechii): "Taka jest właśnie piłka. Jak była poprzednia przerwa w rozgrywkach, to rozpoczynaliśmy ją jak bohaterzy. Nie przegraliśmy meczu i graliśmy ciekawy futbol. Teraz przed kolejną przerwą widać, że nie wszystko jest tak, jak powinno. Jak się bardzo wysoko podrzuca, to ten spadek jest bolesny. Dzisiaj mecz ułożył nam się bardzo dobrze. Prowadziliśmy i stwarzaliśmy sytuacje. Niestety, Widzew wykorzystał dwa stałe fragmenty gry, a trzecia bramka tuż po przerwie przesądziła losy spotkania. Przegraliśmy zasłużenie, bo jak się stwarza sytuacje i nie dobije rywala, to nie można myśleć o dobrym wyniku. Pewne decyzje personalne dzisiaj nam nie wyszły, ale biorę je na siebie. Wiem, w jakim składzie gramy i na co stać tych zawodników".
Widzew Łódź - Lechia Gdańsk 4-1 (2-1)
Bramki: 0-1 Marcin Pietrowski (39. z karnego), 1-1 Povilas Leimonas (45.), 2-1 Kevin Lafrance (45+6.), 3-1 Eduards Viszniakovs (49.), 4-1 Alex Bruno (90+4.)
Sędzia: Marcin Borski. Widzów: 6000.