Partner merytoryczny: Eleven Sports

Dlaczego piłkarze Legii nie rozumieją podstawowych zasad zawodowego sportu?

Po finale Pucharu Polski, jaki Zbigniew Boniek i jego załoga perfekcyjnie zorganizowali na Stadionie Narodowym i nie trzeba było wywozić gruzu, w jaki naszą sztandarową arenę miały zamienić "hordy kiboli", nie mówiło się tylko o tym dlaczego Legia ograła Lecha, ale też - niestety - o tym, że zwycięzcy doszli do wniosku, iż mowa jest tylko srebrem, gdyż milczenie jest złotem.

Piłkarze Legii - młodzi, zdolni, mądrzy, a jednak nie rozumieją zasad zawodowego sportu.
Piłkarze Legii - młodzi, zdolni, mądrzy, a jednak nie rozumieją zasad zawodowego sportu./Andrzej Grupa/INTERIA.PL

Piłkarze Legii przeszli przez strefę wywiadów i zignorowali wszystkich przedstawicieli mediów.

U nas dziwnie się przyjęło, że piłkarz jest Wernyhorą i każdą jego błahą formułkę spija się z ust niczym nektar.

Rozumiem jeden ciekawy wywiad na podsumowanie kariery, czy sezonu, ale wałkowanie tych samych tematów po każdym meczu jest ciekawe jak flaki z olejem.

Przeglądnijcie sobie angielską, czy hiszpańską prasę sportową. Ona nie jest zdominowana jałowymi wywiadami z piłkarzami.

Ale jeżeli już ktoś w naszych redakcjach ustalił, że każdego legionistę należy przepytać na okoliczność finału Pucharu Polski, to psim obowiązkiem tych zawodników było wygłoszenie kilku odkrywczych teorii w stylu:

"Mecz był bardzo ciężki, Lech postawił przed nami wysoko poprzeczkę, ale ciężko zapracowaliśmy sobie na to zwycięstwo i nie przeszkodziła nam nawet kiepska murawa".

Chłopaki Henninga Berga dziennikarzy jednak solidarnie olali. Nie dlatego, że brakuje im oleju w głowie, tylko ktoś im nie wytłumaczył podstawowych zasad tego biznesu.

Jak myślicie panowie piłkarze, po co o Was piszemy i skąd kluby biorą sianko na granko, żeby starczyło na chleb z masłem i czymś jeszcze?

"Ze sprzedaży biletów i od sponsorów" - jeśli tak myślicie, to nie jesteście w błędzie. Brawo!

Drugie pytanie - jak to na maturze (egzamin dojrzałości) - musi być trudniejsze:

"Dlaczego sponsorzy łożą na klub grubą kasę?"

Jeśli wydaje się Wam, że mają taki kaprys, albo po prostu lubią ten czy inny klub, to mylicie się i to grubo. Czynią to z prostego powodu: wykupują sobie najskuteczniejszą na świecie reklamę. Gdyby te miliony zainwestowali w spot telewizyjny, to każdy zmieniłby kanał i kasa poszłaby w błoto. Łożą jednak na Wasz klub, a to ociepla ich wizerunek, czyni mecenasami sportu i popularyzuje firmę, czy jej produkt. 

Kto słyszał o jakiejś Tele-Fonice, zanim nie zainwestowała w Wisłę? To samo z Comarchem (Cracovia), Amicą (Amica Wronki), Groclinem (Dyskobolia Grodzisk Wlkp.) itd.

Prawda jest taka, że wszyscy są elementami tej samej karuzeli: kibice, sponsorzy, piłkarze, dziennikarze. Bez żadnego z nich ona się nie pokręci za długo.

Zawodowy sport w Polsce funkcjonuje już wystarczająco długo, byśmy rozumieli jego zasady.

Polska miała kiedyś w pełni zawodowego hokeistę, występującego w NHL. Nazywał się Mariusz Czerkawski (dziś jest golfistą, celebrytą i nikt nie jest w stanie wytłumaczyć, dlaczego nie kieruje polskim hokejem, tak jak Zbigniew Boniek piłką). Robiłem z nim jeden z wywiadów, gdy grał w New York Islanders. Po meczu, w którym zaliczył hat-tricka dzwonię do "Super-Maria" o godz. 16 - za wielką wodą była 11. Nie odbiera. "Za godzinę znów spróbuję" - zaplanowałem.

Nie było takiej potrzeby. O godz. 16:30 sam oddzwonił. - Może oddzwonię, by rozmowa była prowadzona na nasz koszt? - proponuję. W tamtych czasach minuta połączenia z USA oscylowała wokół 10 zł.

- Nie ma problemu, rozmawiajmy - odparł Czerkawski. I pogadaliśmy z pół godziny.

Mariusz Czerkawski (z prawej), grając w Toronto Maple Leafs strzelał na bramkę słynnego Dominika Haszka z Ottawa Senators./AFP


W skali globalnej był 10 razy większą gwiazdą niż nasi ligowi piłkarze, podobnych wywiadów w Nowym Jorku musiał udzielić ze sto, a jednak znajdował czas - mimo zmęczenia (trzy mecze w tygodniu, podróże po całej Ameryce Północnej) - by porozmawiać z facetem z Polski, choć nasz kraj hokejowo była i jest nadal trzecim światem.

Każdy zawodnik NHL miał i ma wpojone, że na każdym kroku promuje produkt, jakim jest ta liga. Setki, tysiące takich działań, spotkań, wywiadów, udziałów w telewizyjnych programach, aktywności charytatywnej na samym końcu oznacza klasę wszystkich - zawodników, jak i ich organizacji. Najwyższa pora, by w Polsce piłkarze zaczęli to pojmować. Zwłaszcza ci z najwyższymi kontraktami.

20 odsłon finału Pucharu Polski

Zobacz galerię
+2
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem