Cracovia - Lech Poznań 1-0 w meczu 17. kolejki Ekstraklasy
Gdy pięć lat temu Adam Nawałka zostawał selekcjonerem reprezentacji Polski, na pożegnanie z Ekstraklasą przegrał z Cracovią. Teraz, tym razem na przywitanie, znów nie dał rady "Pasom". Lech Poznań poległ w Krakowie po bramce Mateusza Wdowiaka.
To było długich pięć lat. Gdy Nawałka odchodził z Górnika Zabrze, w Ekstraklasie grał jeszcze m.in. Widzew Łódź i Zawisza Bydgoszcz, a on żegnał się ze Śląskiem porażką 0-1 z Cracovią. Dziś Nawałka znów usiadł na ławce trenerskiej w Ekstraklasie, ale debiutu w Lechu nie będzie miło wspominał. I znów stoją za tym piłkarze "Pasów".
Nawałka w składzie Lecha rewolucji nie przeprowadził. W porównaniu do ostatniego meczu z Wisłą Płock dokonał dwóch i to wymuszonych zmian - zamiast chorego Thomasa Rogne i kontuzjowanego Roberta Gumnego wystąpili Nikola Vujadonović i Marcin Wasielewski.
Sam Nawałka też nie wyglądał na człowieka, który zamierza przewracać wszystko do góry nogami. Większość spotkania spokojnie oglądał z ławki rezerwowych, a wskazówek udzielał głównie podczas stałych fragmentów gry, po czym znów na kilka minut znikał na ławce rezerwowych.
Żaden trener nie potrafiłby chyba jednak wytłumaczyć Christianowi Gytkjaerowi jak wykorzystywać takie sytuacje, jaką miał zaraz na początku spotkania. Napastnik Lecha otrzymał piłkę na piątym metrze i należało przede wszystkim trafić w bramkę, ale zamiast tego kopnął wysoko nad poprzeczką. Zresztą, bardzo podobnie chwilę później zachował się po drugiej stronie Oleksij Dytiatjew, który również przestrzelił z kilku metrów.
Później lepsze sytuacje miała głównie Cracovia i pewnie prowadziłaby, gdyby Mateusz Wdowiak miał więcej zimnej krwi. Pomocnik gospodarzy wygrał wyścig po piłkę z Jasminem Buriciem, ale jakby obawiał się zderzenia z bramkarzem Lecha i tylko kopnął piłkę przed siebie, a ta przeleciała obok pustej bramki Lecha. Burić błysnął za to przy uderzeniu Javiego Hernandeza, gdy naciskany zdołał jednak złapać piłkę.
W przerwie do szatni Nawałka zszedł szybciej niż trener Michał Probierz, a to często się nie zdarza. Miał pewnie sporo do powiedzenia, bo jego zawodnicy z każdą minutą grali słabiej od Cracovii.
Tak samo było po przerwie i w 55. minucie było 1-0. Janusz Gol posłał niezłe podanie do Wdowiaka, ale tym razem pomocnik "Pasów" nie zamierzał odpuszczać. Mocno powalczył bark w bark z Wasielewskim i opanował piłkę na tyle, by ułożyć ją pod precyzyjny strzał. A ten wyszedł mu idealnie, bo piłka po obiciu się od słupka wpadła do siatki.
Nawałka wstał z ławki rezerwowych, opuścił ręce i tylko patrzył na murawę. Za moment zaczął zagrzewać zawodników oklaskami, ale żadnych wskazówek im nie przekazał.
Zareagował jednak zmianami, bo za Macieja Makuszewskiego i Darko Jevticia wpuścił Joao Amarala i Macieja Gajosa. To jednak trzecia zmiana mogła uratować dla Lecha remis, ale rezerwowy Paweł Tomczyk już w doliczonym czasie gry nie trafił w bramkę, a to była najlepsze okazja dla poznaniaków.
Zaraz po ostatnim gwizdku Nawałka pogratulował Probierzowi i zapewne z długą listą rzeczy do poprawy zniknął w tunelu prowadzącym do szatni.
Cracovia - Lech Poznań 1-0 (0-0)
Bramka: Wdowiak (55. podanie Gola)
Cracovia: Peszkovicz - Siplak, Datković, Dytiatjew, Rapa - Wdowiak (89. Strózik), Gol, Dąbrowski (56. Dimun), Diego, Hernandez - Cabrera
Lech: Burić - Wasielewski, Janicki, Vujadinović, Kostewycz - Makuszewski (67. Amaral), Trałka, Tiba, Jóźwiak (83. Tomczyk), Jevtić (67. Gajos) - Gytkjaer.
Żółte kartki: Gol - Tiba.
Sędziował: Szymon Marciniak z Płocka.
Widzów: 4261.