Partner merytoryczny: Eleven Sports

Bożydar Iwanow: Operacja nieudana. Nieuleczalna choroba "Warszawskiego Pacjenta"

Nie trzeba było być wielkim prorokiem czy wybitnym znawcą futbolu, by przewidzieć, że operacja "Michniewicz za Vukovica” ma niewielkie szanse powodzenia. Legia w fatalnym stylu żegna się z Europą. Jeśli ktoś miał czelność narzekać na sposób, w jaki w sierpniu ubiegłego roku stołeczny zespół odpadał w dwumeczu z Glasgow Rangers, niech sobie zobaczy powtórkę czwartkowego spotkania i "odkopie" w archiwum pojedynki z drużyną Stevena Gerrarda.

Charleroi - Lech. Artur Wichniarek i Dariusz Dziekanowski po meczu (POLSAT SPORT). WIDEO/INTERIA.TV

Miał być postęp, krok do przodu, "świetne" transfery i wpływy za fazę grupową. Jest figa. I to bez maku. Po raz kolejny powtarza się ta sama historia.

Lepsze jest wrogiem dobrego. Mistrz Polski niby został wzmocniony kilkoma w teorii znaczącymi nazwiskami, ale przez to drużyna, która latem sięgnęła po tytuł tym samym została rozmontowana. Wczoraj przy Łazienkowskiej w podstawowym składzie wyszło sześciu nowych ludzi! Doliczając do tego zimowe transfery Bartosza Slisza i Tomasa Pekharta z tamtego roku zostało zaledwie trzech piłkarzy. 

Ze względu na pandemię okresu przygotowawczego i sparingów praktycznie nie było. Kiedy i jak ten zespół miał się zgrać? Do tego przełożono niedzielny mecz ze Śląskiem. Kolejny nietrafiony pomysł. Treningi z dronami nie zastąpią tego, co może dać meczowa rywalizacja. Piłkarsko i mentalnie. To jest najlepsze przygotowanie i wykładnia dla szkoleniowca.

Druga sprawa to pomysł na to spotkanie. Rafael Lopes i Tomas Pekhart z przodu, do tego coś w rodzaju romba w środku pola, czego Legia nigdy nie grała. Takiego systemu próbował już kiedyś Jerzy Brzęczek w reprezentacji i szybko się z tego wycofał. Bo takie ustawienie jest pod zespół, który ma tworzyć grę, a nie tylko przeszkadzać i szukać stałego fragmentu. Karabach "jeździł" po murawie na Łazienkowskiej dużo swobodniej niż warszawscy kierowcy po stołecznych ulicach. Dlatego najbardziej zapracowany był Artur Boruc, który - jak sądzę - tyle interwencji przez 90 minut jeszcze nie miał.

Legia nie tylko została z ręką w nocniku. Jest gorzej. Ma wielu nowych piłkarzy na wysokich kontraktach, dwa sztaby do opłacenia i trenera, który będzie na razie pracował na dwóch etatach. Dariusz Mioduski znów się zagubił. A może ma złych doradców? To może ich należy wymienić, a nie co kilkanaście miesięcy trenera?

Bożydar Iwanow

Zawodnicy Legii po przegranym meczu z Karabachem/Piotr Nowak/PAP

Polsat Sport

Zobacz także

Sportowym okiem