Partner merytoryczny: Eleven Sports

Bartosz Bosacki: W Lechu nie widzę radości z gry

Były piłkarz Lecha Poznań Bartosz Bosacki nie ukrywa rozczarowania słabą grą swojej byłej drużyny, która w tym sezonie w ekstraklasie nie wygrała jeszcze meczu. - Nie widzę w tym zespole radości z gry - powiedział były reprezentant Polski.

Gergoe Lovrencsics, skrzydłowy Lecha (na pierwszym planie)
Gergoe Lovrencsics, skrzydłowy Lecha (na pierwszym planie)/Jakub Kaczmarczyk/PAP

Wicemistrzowie kraju w pierwszych spotkaniach obecnego sezonu mocno zawodzą. Wprawdzie wyeliminowali w 2. rundzie kwalifikacyjnej Ligi Europejskiej fińską Honkę Espoo, ale już w kolejnej fazie ulegli Żalgirisowi Wilno 0-1. W lidze zaliczyli trzy bezbarwne, nierozstrzygnięte spotkania z Ruchem Chorzów (1-1), Cracovią (1-1) i Zagłębiem Lubin (0-0).

Zdaniem byłego kapitana poznańskiej jedenastki, w poczynaniach piłkarzy nie widać przyjemności z tego co się robi.

- Brakuje mi takiej radości, która też jest potrzebna obok założeń taktycznych i schematów gry. Nie ma również piłkarzy, którzy podejmowaliby odważne, nieszablonowe decyzje na boisku. Na dziś jedynym takim zawodnikiem jest Kasper Haemaelaeinen, a reszta chłopaków widać, że się stara, angażuje w grę, ale wydaje mi się, że robią to bez przekonania. To może być jeden z wielu powodów, że gra Lecha wygląda, tak jak wygląda - powiedział strzelec dwóch goli dla Polski na mundialu w Niemczech.

Jak dodał, dziwią go trochę słowa trenera Mariusza Rumaka o konieczności naprawy gry, skoro ona nie funkcjonuje od samego początku. - Pytanie w takim razie co naprawiać, skoro to nie zadziało od samego początku.

Szkoleniowiec lechitów słabą postawę drużyny tłumaczy m.in. tym, że wielu jego podopiecznych przed sezonem było kontuzjowanych. Niektórzy dopiero co wrócili do gry po okresie rehabilitacji, inni, jak Rafał Murawski czy Barry Douglas, jeszcze nie pojawili się na boisku

- Po części jest to wytłumaczenie, ale mówiąc o braku kontuzjowanych zawodników trochę uderza się w tych zdrowych, którzy dziś nie spełniają oczekiwań pod względem wynikowym. Cały czas się powtarza, że Lech ma równorzędny skład, że tworzy go 20 równorzędnych chłopaków. Jeśli jednak ktoś mówi, że były kontuzje i czasami było tylko 12 zawodników na treningach, to trzeba się zastanowić jak mogą się czuć ci, którzy dziś tworzą ten zespół i trenowali w trakcie okresu przygotowawczego. Myślę, że należy się zastanowić, dlaczego w Lechu jest aż tyle kontuzji - powiedział.

Przed rewanżowym, czwartkowym spotkaniem z Żalgirisem (początek, godz. 19.00) Bosacki liczy, że jego byli koledzy z boiska odwrócą losy dwumeczu i będą dalej grać w europejskich pucharach. Przyznał jednak, żeby dotrzeć do fazy grupowej LE, Lech musi znacznie poprawić grę i wykorzystać swój potencjał.

- W tym zespole jest naprawdę duży potencjał i nawet w poprzednim sezonie nie był on wykorzystywany. Drużyna grała w kratkę, jedną połowę lepiej, drugą słabiej, choć prawie do końca rozgrywek miała szansę na mistrzowski tytuł. Dziś patrząc na te ostatnie mecze, niewiele się zmieniło. Nie widać żadnego postępu. Nie chcę jednak wysnuwać zbyt daleko idących wniosków, bo dopiero za nami kilka spotkań i póki co, jeszcze żadna tragedia się nie wydarzyła - podkreślił.

Jak dodał, Lech potrzebuje impulsu - zwycięstwa, które doda wiary zawodnikom. - Może wówczas głowy też zaczną lepiej funkcjonować. Ten impuls dałby również spokój drużynie. Trzymam w czwartek mocno za nich kciuki i życzę im, by mogli przeżywać w Lidze Europejskiej, to co ja miałem okazję jeszcze nie tak dawno temu - podsumował 20-kroty reprezentant Polski.

PAP

Zobacz także

Sportowym okiem