Legia - Dinamo. Kowalski: Legii pomogą kibice. Szkoda, że nie pomogli działacze
Legia Warszawa jest o jedno zwycięstwo, aby zagrać w Lidze Europy, trzy kroki dzielą mistrza Polski do wyśnionej Ligi Mistrzów. Dawno nie było tak blisko wdarcia się na salony piłkarskiej Europy. Pytanie, czy w podartych butach ktoś nasz zespół na nie wpuści? Mecz Legia - Dinamo
Może się tak zdarzyć, ale wtedy śmiało będzie to należało określić cudem. Bo mimo zapowiedzi drużyna nie została wzmocniona na tyle, aby osiągnąć zbliżoną klasę do rywala takiego jak Dinamo Zagrzeb. Fakt, że w pierwszym meczu w Zagrzebiu udało się osiągnąć remis i długo zespół Czesława Michniewicza grał jak równy z równym już można rozpatrywać w kategoriach sporej niespodzianki.
Chorwaci mają zakontraktowanych aż czterdziestu ośmiu zawodników, na każdą pozycję do dyspozycji nawet po trzech wartościowych graczy, a zdarza się, że ci niemieszczący się w składzie zarabiają nawet po trzysta tysięcy euro. Najlepiej opłacany Mislav Oršić kasuje blisko milion euro za sezon. Co roku klubowa kasa Dinama zasilana jest kilkunastoma, a czasem kilkudziesięcioma milionami euro za sprzedaż wykreowanych przez siebie zawodników. To jest miara klasy i możliwości tego klubu.
Kogo może dobrze sprzedać Legia? Najmłodszy i teoretycznie najbardziej perspektywiczny jest Bartosz Slisz. Ostatnio gra jednak co najwyżej przeciętnie. Dla porównania jego rówieśnik (również 22-letni) Luka Ivanušec rozegrał w lidze chorwackiej 135 meczów (20 goli), cztery lata gra w reprezentacji Chorwacji, był na mistrzostwach Europy, od pięciu lat występuje w rozgrywkach europejskich, w fazach grupowych Ligi Europy i Ligi Mistrzów. I tak można wymieniać, porównując na korzyć Chorwatów właściwie całe składy.
Jasne, że co innego wartość piłkarzy, a co innego mecz. Zdarza się, że ci teoretycznie lepsi mają słabszy dzień, a niżej notowany rywal wznosi się na wyżyny swoich umiejętności. Czasem decyduje przypadek, jakieś nieprawdopodobne zdarzenie. Tylko że ten słabszy dzień to się już faworytowi chyba trafił właśnie w Zagrzebiu.
Pierwsza jedenastka Legii jeszcze daje radę o czym świadczy wyeliminowanie norweskiego Bodoe czy estońskiej Flory, a także dobry pierwszy mecz z Dinamem. Legia cierpi przede wszystkim w linii pomocy. Kontuzja Bartosza Kapustki okazuje się potężną wyrwą, która w żaden sposób nie została załatana. Josue jest wciąż fizycznie zapuszczony, a jeszcze do tego, co pokazał w meczu z Radomiakiem, nie do końca stabilny emocjonalnie.
Legia Warszawa - Dinamo Zagrzeb. Dla tej dwójki nie ma zmienników
Głupi faul, który spowodował osłabienie drużyny, nie był pierwszym w jego karierze. Wystarczyło przed transferem spojrzeć w jego statystyki (18 czerwonych kartek i blisko sto żółtych), aby mieć wiedzę, że Portugalczyk to tykająca bomba. Dla dwójki Andre Martins - Slisz też nie ma zmienników. A zwłaszcza pierwszy z nich po prostu go potrzebuje. Martins słaniał się na nogach w Zagrzebiu i prosił o zmianę, ale Michniewicz rozkładał ręce. Pomocnik Legii dość mocno to zresztą odchorował.
Nowy program o Ekstraklasie - Oglądaj w każdy poniedziałek o 20:00!
Owszem, Albańczyk Ernest Muci strzelił pięknego gola, dającego nadzieję w rewanżu, ale generalnie jego sposób gry nie przystoi do oczekiwań. 18-letni Jakub Kisiel na razie się nie nadaje. O Uzbeku Jasurze Yaxshiboyevie, który wciąż jest kontuzjowany, a zimą reklamowany był jako wzmocnienie ataku, można już chyba zapomnieć. Szykowany na skrzydło Mattias Johansson najpierw był nieprzygotowany, później kontuzjowany, a teraz się rozchorował.
Daje radę Luquinhas i na nim właściwie opiera się cała siła ofensywna mistrza Polski, ale zdarzały się sytuacje, w których nie za bardzo z kim miał ruszyć do kontrataku. W Legii brakuje zawodników (poza Sliszem) intensywnie biegających. Formacja pomocy wydaje się w tym momencie nie najmocniejsza nawet w Polsce. Weźmy skład lidera Lecha Poznań. Czy któryś z pomocników podopiecznych trenera Macieja Skorży (Jakub Kamiński, Joao Amaral, Pedro Tiba, Jesper Karlstroem) nie zmieściłby się dziś natychmiast w składzie Legii? Zresztą napastnik Mikael Ishak, przy obecnej formie Tomaša Pekharta, też pewnie się łapałby.
Nie ma zamiaru gasić entuzjazmu po pierwszym meczu w Zagrzebiu, sam mam ogromną nadzieję, że się uda. Piłka nie jest przecież logiczna, pomogą kibice. Szkoda jednak, że nie pomogli działacze.
Transmisja meczu rewanżowego, który odbędzie się 10 sierpnia w TVP 2 o 21.00 , a tekstowa w Interii.
Czytaj więcej
Cezary Kowalski, Polsat Sport
Polsat Sport