Maciej Słomiński, Interia: W doliczonym czasie gry strzelił pan gola, ustalając wynik meczu z Wisłą Kraków na 2-0. Tej bramce towarzyszyły ogromne emocje. Czy dobrze widziałem, że w pana oczach pojawiły się łzy? Żarko Udoviczić, piłkarz Lechii Gdańsk: - Łez nie było, graliśmy w deszczu, może dlatego tak się mogło wydawać. To była sportowa złość. Złość na to co wydarzyło się przez ostatni rok. Na decyzje, które ja podjąłem i które zostały podjęte za mnie. Po meczu dla telewizji klubowej mówił pan, że teraz, po roku przerwy, będzie wreszcie okazja pośpiewać. Strzelił pan bramkę w lidze po długiej przerwie, było co świętować. - Nie ma co świętować, robię swoje. Oczywiście było trochę śpiewów w naszej szatni, zawsze tak się dzieje po wygranym meczu, normalna reakcja. Chciałem żartobliwie nawiązać do sytuacji sprzed roku, gdy wstawiłem do sieci film, jak śpiewałem. Zostało to odebrane bardzo negatywnie. Ta bramka z Wisłą Kraków była dość nietypowa. Bramkarz Mateusz Lis pobiegł w pole karne Lechii, wy wyszliście z kontrą i skierował pan piłkę do opuszczonej już bramki. - Szczerze mówiąc nie zauważyłem, aby bramkarz Wisły był w naszym polu karnym. Spodziewałem się, że Lis pobiegnie w moim kierunku, a tymczasem on wciąż się cofał i ułatwił zadanie odsłaniając cały róg bramki. Po meczu rozgorzała dyskusja czy aby nie był pan na spalonym przy akcji bramkowej. - Nie rozumiem tego, sędzia uznał bramkę, więc wszystko było w porządku. Specjalnie zahamowałem na własnej połowie, żeby nie "spalić" akcji po podaniu Flavio. W Polsce arbiter do pomocy ma VAR, który rozstrzyga tego typu sytuacje. W mojej ojczyźnie w Serbii o wszystkim decyduje sędzia bez niczyjej pomocy, stąd dyskusje, niedomówienia itd. No właśnie, jak wygląda sytuacja z pandemią w Serbii? - Byłem na święta w domu, dlatego jestem na bieżąco. Oficjalnie sytuacja wygląda podobnie jak w Polsce, prawie wszystko jest zamknięte. W praktyce wygląda to trochę inaczej, jak to na Bałkanach (śmiech). Knajpy były zamykane o 20, więc wtedy kończyły się imprezy. Zaczynały się za to w południe. Nastąpiło przesunięcie czasowe. Na ulicy nie widziałem wielu osób w maseczkach. <a href="https://sport.interia.pl/klub-lechia-gdansk/news-lechia-gdansk-zarko-udoviczic-bylem-pewny-wygranej,nId,4636535,nPack,1">Rozmawialiśmy po finale Pucharu Polski w lipcu ubiegłego roku</a>. Mówił pan, m.in. że "następny sezon musi być lepszy, limit pecha już wyczerpałem". Tymczasem w obecnych rozgrywkach rozegrał pan jeszcze mniej meczów niż rok temu. Nie wiem czy chce pan o tym mówić... - To bardzo dobre pytanie, mogę mówić. Odpowiedź brzmi: nie wiem dlaczego tak się dzieje. Moja kariera jest pełna pytań, na które nie mam konkretnej odpowiedzi. Weźmy finał Pucharu Polski, przegraliśmy, ale ja miałem asystę i zdaniem ekspertów zagrałem nieźle. Za 10 dni jedziemy na zgrupowanie, które zostaje przerwane po jednym dniu z powodu zarażenia koronawirusem u jednego z piłkarzy, zaczyna się liga i znowu znalazłem się w punkcie wyjścia - w grupie "TNT".