Partner merytoryczny: Eleven Sports

​Lechia Gdańsk. Mario Malocza: Szkoda czasu na wojny

Chorwacki obrońca Lechii Gdańsk, Mario Malocza, to niesłychanie spokojny człowiek, dobrze czuje się w domu, nie lubi koszykówki oraz zapewnia, że Filip Mladenović, tak jak on, jest oazą spokoju.

Lechia Gdańsk. Stokowiec o koronawirusie. Wideo/Maciej Słomiński/INTERIA.TV

Maciej Słomiński, Interia: Mario przede wszystkim naczelne pytanie w tych ciężkich czasach: jak wygląda czas pandemii w twojej rodzinnej Chorwacji?

Mario Malocza, obrońca Lechii Gdańsk: - Bardzo podobnie jak w Polsce. Wszystko jest pozamykane. Jest już ponad 1000 osób zarażonych koronawirusem. Sytuacja jest trudna, ale pod kontrolą.

Byłeś kapitanem Hajduka Split, mimo że pochodzisz z Zagrzebia. To nieczęsta sytuacja.

- Rywalizacja między tymi klubami jest bardzo zacięta. O meczach Hajduka z Dinamem Zagrzeb mówi się Vječni derbi - wieczne derby. Rodzina moja i mojej żony jesteśmy z chorwackiej stolicy. Za to mój ojciec jest z Dalmacji, tam wszyscy kibicują Hajdukowi, on mi zaszczepił miłość do tego klubu. Granie w Splicie i w dodatku noszenie opaski było spełnieniem marzeń.

Jak ty jako zawodowy sportowiec czujesz się w ten nietypowy czas? Nie nosi cię w domu?

- Jestem domatorem, bez wirusa też dużo przebywałem z rodziną. Moja córka Tea na komputerze odrabia lekcję, gramy w różne gry, np. "Uno". Dajemy radę.

A jak wygląda sytuacja sportowa? Ostatnio lotem błyskawicy obiegła Gdańsk wiadomość, że dostaliście z Flavio Paixao mandaty od policji za bieganie w pasie nadmorskim.

- Widzę, że ludzie się nudzą, to jest właśnie siła plotki. Po pierwsze nie biegałem z Flavio, a z Filipem Mladenoviciem.

Dostaliście mandaty?

- Nie. Mundurowi pogrozili nam tylko palcem. Powiedzieli, że rozumieją że to nasza praca, tylko żeby nas codziennie nie widzieli, jak biegamy. To jest obecnie zabronione, można tylko wychodzić po zakupy.

"Mladen" pewnie wymachiwał rękami i dostał żółtą kartkę jak w lidze.

- Muszę cię zaskoczyć, Filip to bardzo ułożony człowiek. Poza boiskiem to oaza spokoju.

Policjanci wiedzieli, że jesteście piłkarzami? Może to was uratowało przed karą?

- Musieli wiedzieć, byliśmy w strojach Lechii. Ale to nieważne, wirus zrównał nas wszystkich.

By zapełnić czas antenowy, telewizja posiłkuje się teraz materiałami retro. Jeden z kanałów przypominał ostatnio amerykański dokument o świetnych jugosłowiańskich koszykarzach: Drażenie Petroviciu i Vlade Divacu.

- Nie widziałem filmu, ale znam tę historię. Wiem, że byli przyjaciółmi, których podzieliła wojna na Bałkanach.

Ty jesteś słusznego wzrostu. Gdy dorastałeś w Chorwacji, pewnie miałeś propozycję by uprawiać koszykówkę.

- W ogóle nie lubię koszykówki. Rzucę okiem, gdy gra ABA liga i jest jakiś dobry mecz, Split z Partizanem na przykład. Poza tym w ogóle mnie nie kręci ten sport, nie interesuje mnie. Nie wiem dlaczego, ale tak jest.

Jesteś rocznik 1989, w czasie wojny byłeś małym dzieckiem. Czy ten temat jest w ogóle obecny w twoich rozmowach z Serbami, Filipem Mladenoviciem czy wcześniej Miloszem Krasiciem?

- Nie, nie rozmawiamy o tym, szkoda czasu, to nas nie interesuje. Byliśmy wtedy dziećmi, to nie nasza sprawa i nie nasza wojna. Dobrze się dogadujemy, każdy dzień spędzamy ze sobą. Nie oceniamy ludzi ze względu na pochodzenie, najważniejsze że dobrze się ze sobą czujemy.

Mario Malocza (na pierwszym planie)/Piotr Matusewicz/East News

Rozmawiał Maciej Słomiński

INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem