Maciej Słomiński, Interia: Piłka piłką, ale zdrowie najważniejsze. Powiedz jak radzą sobie z koronawirusem w Kraju Kawy, z którego pochodzisz? Deleu, obrońca Bytovii: - Niestety, sytuacja nie wygląda jak w Polsce. Dlaczego niestety? - Prezydent kraju uznał, że to zwykła grypa i ekonomia jest ważniejsza od zdrowia. Gubernatorzy stanowi i prezydenci miast chcieli zamykać lokale i sklepy, by pójść drogą europejskiego "lockdownu". Jak widać, to najlepsza możliwa droga. Tymczasem chorych jest coraz więcej, szczyt zachorowań wciąż przed Brazylią. Już 40 tysięcy osób zmarło na koronawirusa. Po jakimś czasie zaczęły się matactwa, przestali podawać statystyki. Prezydent zwolnił już dwóch ministrów zdrowia, teraz obsadził w tej roli jakiegoś generała, który nie jest lekarzem, ale przynajmniej nie będzie zadawał pytań. Rozmawiamy dziś w naszym języku nad polskim morzem, ale początki miałeś niełatwe. Podczas twojego debiutu w Lechii w sparingowym meczu z Żalgirisem w Wilnie, gdańscy kibice naśladowali odgłosy małp, gdy miałeś piłkę. - Cieszę się, że wytrzymałem, choć nie było łatwo. Bardzo pomogli mi wtedy koledzy z Lechii. Z Krzysztofem Bąkiem gram dziś w Bytowie, codziennie razem dojeżdżamy z Gdańska. Dla jego syna, Mateusza, zresztą utalentowanego młodego pomocnika, jestem "karmelowym wujkiem Deleu". Sam mu zaproponowałem tę ksywę, mam dystans do siebie. Z dystansu strzeliłeś też kilka bramek dla Lechii. Doszło do tego, że w głosowaniu na portalu traktującym o historii Lechii, zostałeś wybrany najlepszym prawym obrońcą XXI wieku. - Miło mi, że ktoś pamięta. W Gdańsku strzelałem, gdy przyjeżdżała w odwiedziny moja mama. I jak tu nie wierzyć w najwyższego? Szkoda, że nie odwiedzała mnie częściej. Gdańskie pożegnanie w 2014 roku różniło się od wileńskiego powitania w roku 2010. To ty się zmieniłeś czy kibice? - Ja jestem zawsze sobą, każdy to wie. Kibice z Pruszcza Gdańskiego zrobili dla mnie fajne pożegnanie. Były race i mecz. Grałem ja, Piotrek Wiśniewski, Kuba Biskup i Patryk Małecki. Małecki to jeden z symboli Wisły Kraków, a ty z Gdańska przeszedłeś do Cracovii. - Gdy już byłem w Cracovii jeden kibic Lechii poznał mnie z wiślakami, wtedy jeszcze panowały przyjacielskie stosunki między fanami tych klubów. Dał mi numer telefonu - jak coś to dzwoń. Nie było jednak potrzeby. Nie było żadnych problemów. Ani ze strony Wisły, ani Cracovii. Gdy odchodziłeś z Lechii miałeś dużo ofert? - Trochę tego było. Z Pogoni Szczecin miałem propozycję, ale manager przeszkodził, zamiast pomóc. W imieniu Zagłębia Lubin dzwonił obecny trener Lechii, Piotr Stokowiec. Miło się rozmawiało, ale wtedy to była I liga, oferowali połowę mniej niż w Ekstraklasie. Ostatecznie wylądowałem w Cracovii. Gdańsk czy Kraków - które miasto wybierasz? - Kraków jest piękny, bardzo mi się podobało. Ale jednak Gdańsk to moje miejsce na ziemi. Tak się nie czuję nigdzie, nawet w rodzinnej Brazylii. Mam nadzieję, że w Gdańsku zostanę do końca swych dni. Paradoksalnie, odszedłeś z Cracovii za kadencji Michała Probierza, którego znałeś wcześniej, właśnie z Lechii. - Trenowałem całe zgrupowanie na środkach przeciwbólowych, mimo że palec był spuchnięty i bolało jak diabli. Dopiero po pierwszym meczu zrobiłem badanie i okazało się, że palec jest pęknięty i mam zerwane jakieś więzadło w nim. Michała Probierza kocha się bądź nienawidzi. - Nie mam z nim żadnego problemu. Ma swój charakter. W piłce nie ma sentymentów, za jego czasu w Cracovii miałem kontuzję i musiałem odejść. Takie życie piłkarza. Zabrakło zdrowia. Być może wcześniej powinienem się zbadać?