Lechia Gdańsk. Luiz Carlos Santos Deleu: Znalazłem swoje miejsce na ziemi
Były piłkarz Lechii Gdańsk i Cracovii, Deleu, przewiduje zacięty między obiema drużynami. - Wygra ten, kto będzie bardziej cierpliwy. Trzeba pamiętać, że Cracovia przeważnie w Gdańsku nie przegrywała - typuje.
Maciej Słomiński, Interia: Piłka piłką, ale zdrowie najważniejsze. Powiedz jak radzą sobie z koronawirusem w Kraju Kawy, z którego pochodzisz?
Deleu, obrońca Bytovii: - Niestety, sytuacja nie wygląda jak w Polsce.
Dlaczego niestety?
- Prezydent kraju uznał, że to zwykła grypa i ekonomia jest ważniejsza od zdrowia. Gubernatorzy stanowi i prezydenci miast chcieli zamykać lokale i sklepy, by pójść drogą europejskiego "lockdownu". Jak widać, to najlepsza możliwa droga. Tymczasem chorych jest coraz więcej, szczyt zachorowań wciąż przed Brazylią. Już 40 tysięcy osób zmarło na koronawirusa. Po jakimś czasie zaczęły się matactwa, przestali podawać statystyki. Prezydent zwolnił już dwóch ministrów zdrowia, teraz obsadził w tej roli jakiegoś generała, który nie jest lekarzem, ale przynajmniej nie będzie zadawał pytań.
Rozmawiamy dziś w naszym języku nad polskim morzem, ale początki miałeś niełatwe. Podczas twojego debiutu w Lechii w sparingowym meczu z Żalgirisem w Wilnie, gdańscy kibice naśladowali odgłosy małp, gdy miałeś piłkę.
- Cieszę się, że wytrzymałem, choć nie było łatwo. Bardzo pomogli mi wtedy koledzy z Lechii. Z Krzysztofem Bąkiem gram dziś w Bytowie, codziennie razem dojeżdżamy z Gdańska. Dla jego syna, Mateusza, zresztą utalentowanego młodego pomocnika, jestem "karmelowym wujkiem Deleu". Sam mu zaproponowałem tę ksywę, mam dystans do siebie.
Z dystansu strzeliłeś też kilka bramek dla Lechii. Doszło do tego, że w głosowaniu na portalu traktującym o historii Lechii, zostałeś wybrany najlepszym prawym obrońcą XXI wieku.
- Miło mi, że ktoś pamięta. W Gdańsku strzelałem, gdy przyjeżdżała w odwiedziny moja mama. I jak tu nie wierzyć w najwyższego? Szkoda, że nie odwiedzała mnie częściej.
Gdańskie pożegnanie w 2014 roku różniło się od wileńskiego powitania w roku 2010. To ty się zmieniłeś czy kibice?
- Ja jestem zawsze sobą, każdy to wie. Kibice z Pruszcza Gdańskiego zrobili dla mnie fajne pożegnanie. Były race i mecz. Grałem ja, Piotrek Wiśniewski, Kuba Biskup i Patryk Małecki.
Małecki to jeden z symboli Wisły Kraków, a ty z Gdańska przeszedłeś do Cracovii.
- Gdy już byłem w Cracovii jeden kibic Lechii poznał mnie z wiślakami, wtedy jeszcze panowały przyjacielskie stosunki między fanami tych klubów. Dał mi numer telefonu - jak coś to dzwoń. Nie było jednak potrzeby. Nie było żadnych problemów. Ani ze strony Wisły, ani Cracovii.
Gdy odchodziłeś z Lechii miałeś dużo ofert?
- Trochę tego było. Z Pogoni Szczecin miałem propozycję, ale manager przeszkodził, zamiast pomóc. W imieniu Zagłębia Lubin dzwonił obecny trener Lechii, Piotr Stokowiec. Miło się rozmawiało, ale wtedy to była I liga, oferowali połowę mniej niż w Ekstraklasie. Ostatecznie wylądowałem w Cracovii.
Gdańsk czy Kraków - które miasto wybierasz?
- Kraków jest piękny, bardzo mi się podobało. Ale jednak Gdańsk to moje miejsce na ziemi. Tak się nie czuję nigdzie, nawet w rodzinnej Brazylii. Mam nadzieję, że w Gdańsku zostanę do końca swych dni.
Paradoksalnie, odszedłeś z Cracovii za kadencji Michała Probierza, którego znałeś wcześniej, właśnie z Lechii.
- Trenowałem całe zgrupowanie na środkach przeciwbólowych, mimo że palec był spuchnięty i bolało jak diabli. Dopiero po pierwszym meczu zrobiłem badanie i okazało się, że palec jest pęknięty i mam zerwane jakieś więzadło w nim.
Michała Probierza kocha się bądź nienawidzi.
- Nie mam z nim żadnego problemu. Ma swój charakter. W piłce nie ma sentymentów, za jego czasu w Cracovii miałem kontuzję i musiałem odejść. Takie życie piłkarza. Zabrakło zdrowia. Być może wcześniej powinienem się zbadać?
Cracovia przegrała sześć meczów z rzędu. Biorąc pod uwagę logikę Ekstraklasy, kiedyś muszą się przełamać. Czy stanie się to w Gdańsku?
- Lechia dobrze weszła w rozgrywki po przerwie. Gdańszczanie mają sporą psychologiczną przewagę nad Cracovią, która jest pod presją. "Pasy" były tuż za plecami Legii, teraz grozi im wypadnięcie z ósemki. Wygra ten, kto będzie bardziej cierpliwy. Trzeba pamiętać, że Cracovia przeważnie w Gdańsku nie przegrywała.
Gdy ty grałeś, a Probierz trenował Lechię, poległa w Gdańsku 1-3.
- Po moim dośrodkowaniu Daisuke Matsui i Paweł Buzała podawali sobie piłkę piętami, wreszcie ten drugi zapakował piłkę "pod ladę". Piękny gol!
Dla równowagi - który mecz w pasiastych barwach przeciw Lechii jest dla ciebie najbardziej pamiętny?
- Ostatnia kolejka sezonu 2015/16. Mecz przy Kałuży, wygrany kwalifikował się do rozgrywek europejskich. Tempo gry było niczym w lidze angielskiej, piłka chodziła z jedną stronę na drugą. Wygraliśmy 2-0 z silną Lechią, w której grali Krasić, Mila, Peszko, Flavio Paixao.
Z tym ostatnim masz kontakt, tutaj w Gdańsku?
- Przed derbami Trójmiasta życzyłem mu powodzenia, ale nikt, nawet ja, nie sądziłem że ustrzeli hat-tricka!
Dogadujecie się?
- Portugalski i jego brazylijska odmiana trochę się od siebie różnią. Gdy bliźniacy Paixao zaczęli kiedyś nawijać między sobą, trochę się zgubiłem. Flavio dopiero przy narzeczonej nauczył się po polsku. Najczęściej spotykamy się u wspólnego znajomego Marka w warsztacie samochodowym.
Nie tylko dzięki Flavio, lechiści nagle zaczęli seryjnie zdobywać gole.
- To jest nieistotne. Ważne są wyniki, styl ma drugorzędne znaczenie. Jeśli drużyna punktuje, nie ma co zmieniać. Ładnie graliśmy za trenera Kafarskiego i niczego nie wygraliśmy.
"Styl nie ma znaczenia". Mówisz nie jak Brazylijczyk, a jak Polak, którym jesteś od 2017 roku. Czy paszport coś zmienił w twoim życiu?
- Poza tym, że bardziej interesuje się mną urząd skarbowy to nic (śmiech). A tak serio, czuję dumę że jestem Polakiem. To nie tylko sam papier, czuję polskość w sobie. Może nie wyglądam, za dużo chodzę na solarium (śmiech), ale śledzę wszystkie krajowe sprawy. Dziś bardziej interesują mnie tematy polskie, niż brazylijskie. Staram się być na bieżąco.
II liga wznowiła niedawno rozgrywki, macie w Bytowie superstrzelca.
- Karol Czubak ma dopiero 20 lat, a już 12 goli w sezonie. Gdyby strzelał rzuty karne, których mieliśmy cztery, byłby wiceliderem tabeli strzelców, miałby tyle trafień co Marcin Robak. Ma dobre wykończenie, widać że piłka go szuka, ma dobre warunki fizyczne, dobrze gra głową. Technikę też ma nie najgorszą, wcześniej grał w futsal.
A jak twoja forma?
- Wciąż biegam, choć jestem już tak stary, że za moich czasów kierownikiem drużyny w Lechii był Jarek Pajor, teraz kitmanem jest jego syn. Minęło pokolenie.
Fila to utalentowany zawodnik, ale ostatnio jego forma podlega wahaniom.
- Dobry piłkarz, wciąż młody, takim czasem brakuje stabilizacji formy.
Trochę widać, że wcześniej grał jako środkowy pomocnik. Czasem brakuje defensywnych nawyków
- Tak samo było ze mną, Do 23 roku życia grałem w środku pola.
Czyli jest dla niego nadzieja. A co się dzieje z koszulką Leo Messiego, którą dostałeś na wymianę podczas tzw. "Supermeczu" Lechii z FC Barcelona?
- Dużo osób o to pyta. Jest bezpieczna u mojej teściowej w Kętrzynie. Mieszkając tyle lat w Polsce zdążyłem zrozumieć, że z teściową trzeba dobrze żyć.
Rozmawiał Maciej Słomiński