To będzie dziwny widok zobaczyć na Polsat Plus Arenie trenera Macieja Kalkowskiego na ławce gości, nie gospodarzy. To tak jakby Kazimierz Kmiecik przyjechał na Reymonta w sztabie rywala Wisły Kraków, Tomasz Fornalik stanął naprzeciw brata Waldemara, Paweł Barylski usiłować zabrać punkty Śląskowi Wrocław, wreszcie Lucjan Brychczy przyjechał na Łazienkowską, by pokonać Legię Warszawa. Właśnie do legendarnego "Kiciego" oczywiście, zachowując należny respekt, porównał się trener Kalkowski w wywiadzie w rocznicę zdobycia Pucharu Polski przez Lechię Gdańsk w 2019 r. Lechia Gdańsk - Cracovia. Maciej Kalkowski - wyjazd w domu Są dwie szkoły. Jedna mówi o tym, by nie mieszać służbowej sfery życia z prywatną - tę zasadę wyznaje trener Czesław Michniewicz, na co dzień mieszkający w Gdyni. Po czasie mówił, że prowadzenie Arki nie było najlepszą decyzją w jego życiu, gdyż praktycznie zawsze był w pracy. Nawet, gdy wyszedł po drobne sprawunki, w sklepie słuchał rad kibiców: "wystaw pan tego", "graj pan trójką w obronie i szóstką w ataku". To nawet do pewnego momentu sympatyczne, ale co za dużo to niezdrowo. Czasem potrzebny jest oddech i odskocznia. Pracujemy po to, żeby żyć, a nie żyjemy po to, by pracować. Być może to optymistyczne usposobienie Kalkowskiego, a może to, że poza czteromeczowym epizodem był w Lechii Gdańsk jedynie drugim trenerem, sprawia, że nie narzekał na bliskość miejsca pracy od zamieszkania. A przecież z okien w Nowym Porcie praktycznie widać stadion Polsat Plus Arena w Gdańsku. W przypadku Kalkowskiego mecz Lechia - Cracovia, który odbędzie się na Letnicy w sobotę o 17.30, trudno nazwać wyjazdowym. Z trenerów obecnie będących na tzw. rynku trudno o osobę bardziej związaną z Lechią Gdańsk od Macieja Kalkowskiego. Równać się z nim mogę jedynie Krzysztof Brede (rok temu przegrał w Gdańsku 0-4 jako trener Podbeskidzia) i Marcin Kaczmarek (jako trener Wisły Płock wygrał z Lechią na inaugurację sezonu 2016/17, po czym zapchała mu się skrzynka SMS-owa od gratulacji). O swoich początkach na starym stadionie Lechii przy Traugutta, Kalkowski mówił nam w wywiadzie w maju 2020 r.: - Mój pierwszy trening odbył się na betonowym boisku koło kortów przy Traugutta Było koło 100 dzieciaków, każdy dostawał po 5 minut na pokazanie swych umiejętności. Po każdym meczu podchodził trener i pokazywał palcem, kto zostaje, a kto może szukać innego zajęcia. Udało mi się załapać, a siedem dni później grałem już mecz ligowy w roczniku dwa lata starszym. Chronologicznie, do wieku seniora prowadzili mnie: Józef Rogacki, Jerzy Górski, Jerzy Brzyski, Henryk Piekarczyk i Bogusław Kaczmarek. Dwóch ostatnich (Piekarczyk już niestety śp.), znani poławiacze piłkarskich pereł, prowadzili drużynę juniorów Lechii, która w 1990 r. zagrała w finale mistrzostw Polski juniorów. Przez biedę panującą wtedy przy Traugutta, była to prawie ta sama drużyna, która występowała w ówczesnej II lidze - nazywano ją "dziećmi Boba" (chociaż wielu chłopców urodzonych w roku 1972 zaczynało u Michała Globisza) oraz "najmłodszą drużyną szczebla centralnego". Lechia Gdańsk - Cracovia. "Maciek Kalkowski jest lepszy niż Burlikowski" Na drodze do juniorskiego tytułu lechistom stanęła...Cracovia, wygrywając w finale dwukrotnie 2-1 i 1-0. Maciej Kalkowski (rocznik 1974) był młodszy od reszty składu, dlatego był głównie rezerwowym, to wtedy stanął pierwszy raz naprzeciw "Pasom", swemu obecnemu pracodawcy. W "Piłce Nożnej" napisano o nim "Falkowski", kiedy indziej "Kałkowski". Grał coraz lepiej, wtedy przestali się mylić. W II lidze w biało-zielonych barwach "Kalka" zadebiutował jako 19-latek w maju 1993 r. w wyjazdowej przegranej z Sokołem Pniewy. Debiutował wtedy również pierwszy zagraniczny piłkarz w historii Lechii, Ormianin Sarkiz Chaczatrian. Pierwszą bramkę na tym poziomie Kalkowski strzelił z dystansu lewą nogą drużynie KP Wałbrzych. Sam mówi, że obiema kończynami równie dobrze operuje piłką. Lata 90. XX wieku nie były dobrym okresem dla Lechii Gdańsk. Dwie nieudane fuzje, z Olimpią Poznań i Polonią Gdańsk, wieczny brak kasy i stopniowa degrengolada klubu. Kalkowski nie załapał się do fuzyjnej Lechii/Olimpii, grał w III lidze w "prawdziwej" Lechii, na której meczach nieliczni kibice skandowali: "Maciek Kalkowski jest lepszy niż Burlikowski". Chodziło oczywiście o ligowego napastnika Lechii/Olimpii, ostatnio doradcę prezesa PZPN Zbigniew Bońka, wcześniej m.in. dyrektora sportowego Cracovii. Lechia Gdańsk - Cracovia. Maciej Kalkowski w kadrze halowej Zamieszanie panujące przy Traugutta w ostatniej dekadzie lat 90. XX wieku sprawiło, że klubowy wychowanek ruszył za chlebem w świat: za miedzę do Gdyni (jak sam mówi - "to był błąd"), w Polskę (32 mecze w Ekstraklasie w GKS Bełchatów, ponadto Chojniczanka, Stomil i Unia Tczew), a nawet za ocean. Tam w Chicago przebywał wtedy znany trójmiejski trener Marian Geszke, który ściągnął piłkarzy Lechii: bramkarza Macieja Kozaka (już niestety śp.), Dariusza Głosa i właśnie Kalkowskiego. Geszke pracował w polonijnych klubach grających w amatorskiej lidze stanu Illinois, m.in. w...Cracovii Chicago. Znów ta Cracovia! - Bardzo się przyjaźniłem z ówczesnym trenerem Lechii-Olimpii Hubertem Kostką i cały czas byłem z nim w kontakcie. Trener Kostka nie widział ich w zespole, więc przyjechali do Chicago. Grali na hali wyśmienicie, szczególnie "Kalka". Zrobili wówczas olbrzymią furorę. Szkoda, że zostali tylko pół roku - wspomina Geszke. W podobnym czasie przebywał w Chicago Piotr Nowak, grając w MLS w drużynie Fire. Być może ten amerykański epizod pozwolił panom potem owocnie współpracować na ławce trenerskiej Lechii Gdańsk? Wracając jeszcze na chwilę do piłki halowej - dla dobrego technicznie Kalkowskiego gra pod dachem stała się okazją do zagrania nawet w reprezentacji Polski. - Nie chwaląc się, zakładałem klub futsalu w Chojniach. Pan Duraj był odpowiedzialny za stronę finansową, ja za sportową. Świetna przygoda, zdobyliśmy trzecie miejsce w Polsce. Moja dobra gra zaowocowała powołaniem do kadry, zagrałem osiem meczów, strzeliłem sześć goli. Niezapomniane uczucie usłyszeć i zaśpiewać przed meczem hymn Polski. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Po siedmiu latach tułaczki, Kalkowski wrócił do Gdańska, Lechia wtedy odbudowywała się po upadku - grała w IV lidze. Klubowe pamiątki dopiero raczkowały, dlatego na sporą skalę importowano wówczas do Gdańska pasiaste, biało-zielone koszulki Celtiku Glasgow. Weszły tak mocno do kanonu, że niebawem firma Jako wyprodukowała takie dla Lechii, a dziś część młodszych kibiców uważa, że koszulki gdańskiego klubu zawsze były w pasy. Co przecież jest nieprawdą, bo historyczne stroje to zielone koszulki i białe spodenki. Chociaż Cracovia ma pasy innego koloru i w układzie pionowym, a Celtic poziomym, oba kluby łączy przydomek - "Pasy" to po angielsku "Hoops". Dlatego trener Kalkowski jest do pasów przyzwyczajony i nie chodzi tu o te, które się dostaje na obozowym chrzcie. - Gdy wyjeżdżałem z Lechii do Bełchatowa miałem plan wrócić do Gdańska i tu zakończyć granie, obojętnie w której lidze. Była okazja pomóc Lechii to się spakowałem i bez wahania przybyłem. Nie jestem jak Mateusz Bąk, który przeszedł całą drogę Lechii od A klasy do Ekstraklasy, ale od IV ligi do najwyższej to i tak niezły wynik. W IV lidze drużyna wybrała mnie kapitanem i byłem nim aż do awansu do Ekstraklasy, wszystko było, jak sobie wymarzyłem. Świetna przygoda, nie zamieniłbym tego na nic innego, nie żałuję grania w III czy IV lidze. Klub składał się z ludzi z regionu, pieniądze schodziły na dalszy plan.