Lech Poznań jest upiorem. Zbudował karykaturę wielkiego klubu
Od lat trwa w Poznaniu demontaż dawnej wielkości klubu, wysadzanie w powietrze jego dziejów, zastępowanie ich kompromitacjami i pomyłkami. Trwa wywoływanie ducha dawnego, wielkiego Lecha, stanowiącego dzisiaj upiora polskiego futbolu. Pokaz tego, co dzieje się z klubem w nieodpowiednich rękach.
W filmie "Chłopaki nie płaczą" Silnoręki mówi do Bohdana Łazuki:
- Nie rozumiem pana, szefie.
- Dlatego to ja jestem twoim szefem, a nie odwrotnie - odpowiada Łazuka.
To trochę jak Lech Poznań wobec Ekstraklasy i Rakowa Częstochowa, z którym przegrał walkę o Puchar Polski i który jest rewelacją ligi. Tą samą, którą miał być Lech, a teraz niczego nie rozumie. Dlatego inni są jego szefami, a nie odwrotnie. Dlatego inni sobie radzą, a on nie.
Kiedy napisałem półtora roku temu, że Lech Poznań przeciętnieje i z klubu o ambicjach i możliwościach sięgających niegdyś mistrzostwa Polski i skutecznej walki w Europie, stał się zespołem tłuczącym ligową mizerię, prezes Piotr Rutkowski był oburzony. - Lech zawsze jest i będzie wielkim klubem, nigdy nie stanie się przeciętny - uważał we wrześniu zeszłego roku, gdy "Kolejorz" awansował do fazy grupowej, podpierając się tym awansem i wicemistrzostwem Polski jako dowodem. Wpadki, występy przeciętne czy złe miały być wyjątkiem.
Lech Poznań był wielkim klubem
Tak naprawdę jest odwrotnie. To udane występy czy fragmenty sezonu (bo nigdy nie całe) są wyjątkiem od bardzo marnej rzeczywistości, stanowiącej standard i teraźniejszość nieudolnie zarządzanego klubu. Lech ma wspaniałą historię i spore osiągnięcia z przeszłości, ale co jest wielkiego w Lechu pod obecnymi rządami?
Ostatnie dziesięć lat upłynęło nam w Poznaniu na tworzeniu złudzenia, iż Lech samym tylko faktem, że jest Lechem zasługuje na miejsce w polskiej czołówce i wielkość. Bo tak powinno być. Fatamorgana okazała się fasadą, za którą trwał demontaż dawnej wielkości klubu, wysadzanie w powietrze jego dziejów, zastępowanie ich kompromitacjami i pomyłkami. Trwało wywoływanie ducha dawnego, wielkiego Lecha, który umierał jako klub od lat dziewięćdziesiątych. Duch wywołany alchemicznymi sztuczkami, które niewiele miały wspólnego z rzeczywistym tworzeniem jakości, okazał się upiorem. Teraz straszy, przeraża, teraz nie sposób się go pozbyć.
Karykaturalny Lech okazał się mistrzem w karmieniu wszystkich opowieściami, które okazywały się tylko zaklęciami i pozostały nimi aż do końca, aż do dzisiaj. Weźmy chociażby kuglarstwa tylko z tego sezonu, które miały na celu utrzymanie pewnej wizji jakoby sam Lech Poznań i jego trener Dariusz Żuraw wiedzieli, co robią i panowali nad sytuacją.
"Mamy kadrę na grę na trzech frontach"? Nieprawda. "Nie daliśmy rady w grze na trzech frontach"? Zatem domyślnie, jeśli się ona skończy, to radę damy. Nieprawda, także wtedy Lech tej rady nie dał. "Mamy problem z kontuzjami, gdy one znikną, zagramy lepiej". Nieprawda, nic takiego się nie wydarzyło. "Jedno zwycięstwo pozwoli nam się przełamać". Nieprawda, nie pomogło ani zwycięstwo z Radomiakiem, ani ze Śląskiem i Wartą, nie pomogło nic. "Problemem jest kiepski stan boisk, gdy przyjdzie wiosna, będzie lepiej". Wiosna przyszła, lepiej nie jest. "To wszystko zaraz się zmieni na lepsze, kwestia czasu, bo pracujemy tak samo jak jesienią". Nieprawda, nie zmienia się, a jeśli już, to na gorsze. Nic nie przychodzi samo, ot tak, tylko dlatego, że się tak założy.
Podobnych opowieści mamy mnóstwo w każdym sezonie, od dziesięciu lat - zatem od momentu, gdy Lech stał się niezdolny do wygrywania, niezdolny do budowania klubu futbolowego, który uprawia sport i cieszy nim swoich kibiców. Od lat wsłuchujemy się w takie zaklęcia, a one pokazują jedynie, że Lech w gruncie rzeczy nie wie, co robi. Wymyśla takie wytrychy i triki, aby jakoś się uwiarygodnić w oczach odbiorców. W rzeczywistości jako klub piłkarski jest zupełnie niewiarygodny.
Lech Poznań zapomniał, po co istnieje
Taka jesień, jaką miał w 2020 roku, gdy po latach wszedł do fazy grupowej, to miraż nie prawda o klubie.
Lech przed 2011 rokiem nastawiony był na wynik sportowy jako najważniejszą determinantę i jedyne uzasadnienie jego istnienia w oczach jego kibiców. Dziesięć lat temu zmienił optykę, aby zyskać możliwość samofinansowania się. Aby zarabiać pieniądze, a nie jedynie je wydawać. W obliczu tych zmian wynik sportowy został uznany za wypadkową, konsekwencję pozostałych działań w klubie. Nie jest. Te 10 lat pokazało, że nie wystarczy dobrze szkolić, transferować i budować wydolny finansowo klub, aby wyniki same nadeszły. Same nie nadejdą, bo trzeba się najpierw znać na sporcie. Trzeba na nie postawić.
Tymczasem Lech nie postawił, a skoro tego nie zrobił, to nie może się nazywać klubem sportowo wielkim. Nie realizuje bowiem swego podstawowego zadania, dla którego powstał i które jako jedyne uzasadnia jego istnienie w oczach ludzi wokół. Nie prezesów, akcjonariuszy i pracowników, ale dla odbiorców, do których się kieruje. Lech kompletnie zapomniał, po co jest. Zapomniał, że mówimy o sporcie, a w nim albo odnosisz sukces, albo cię nie ma.
Tymczasem sukcesy poznańskiego Lecha w ostatniej dekadzie wyglądają tak:
2011 - liga przegrana, Puchar Polski przegrany, europejskich pucharów brak
2012 - liga przegrana, Puchar Polski przegrany, europejskie puchary przegrane
2013 - liga przegrana, Puchar Polski przegrany, europejskie puchary przegrane
2014 - liga przegrana, Puchar Polski przegrany, europejskie puchary przegrane
2015 - mistrzostwo, Puchar Polski przegrany, faza grupowa Ligi Europy
2016 - liga przegrana, Puchar Polski przegrany, europejskich pucharów brak
2017 - liga przegrana, Puchar Polski przegrany, europejskie puchary przegrane
2018 - liga przegrana, Puchar Polski przegrany, europejskie puchary przegrane
2019 - liga przegrana, Puchar Polski przegrany, europejskich pucharów brak
2020 - liga przegrana, Puchar Polski przegrany, faza grupowa Ligi Europy
2021 - liga prawdopodobnie przegrana, Puchar Polski przegrany, europejskich pucharów prawdopodobnie brak
To nie są wyniki wielkiego klubu. To czysty wstyd.
Taka jesień, jaką miał w 2020 roku, gdy po latach wszedł do fazy grupowej, to miraż nie prawda o klubie. Bardzo niebezpieczny miraż, który pozwala co niektórym uwierzyć, że jest w porządku i zmierza ku dobremu. Nie zmierza, "Kolejorz" tkwi od lat w tym samym miejscu, umościł się w gniazdku przeciętności i nieudolności, którą próbuje opakować i podać ludziom surogat zwycięstwa. W tym także jest jednak nieudolny.