Lech Poznań awansował po rzutach karnych! Co za dramat z Radomiakiem
Ten mecz przejdzie do histiorii poznańskiego Lecha i Radomiaka Radom! Po niebywałym dramacie na siarczystym mrozie "Kolejorz" przegrywał z pierwszoligowcem w dogrywce, przegrywał też w serii jedenastek. I awansował! Bohaterem był bramkarz Filip Bednarek.
- Jesteśmy w trudnym momencie - przyznał trener Lecha Poznań Dariusz Żuraw po serii pięciu ligowych meczów bez zwycięstwa. Ten trudny moment Lecha mógł być jednak niczym przy ewentualnym odpadnięciu z Pucharu Polski na etapie 1/8 finału w starciu z Radomiakiem Radom, zespołem z pierwszej ligi, który pół roku bezskutecznie ubiegał się o miejsce w Ekstraklasie w barażach z Wartą Poznań.
Wtedy było jednak ciepło, a teraz temperatura spadła do -11 stopni. W tych warunkach mecz wytrzymać musiały oba zespoły oraz murawa Stadionu Ludowego w Sosnowcu, który Radomiak wybrał na miejsce rozegrania boju. U siebie grać nie mógł, większość stadionów pierwszoligowych nie rozpoczęło odmrażania nawierzchni, gdyż rozgrywki tu startują w marcu.
Dobiegający kresu swych dni Stadion Ludowy musiał więc wytrzymać sporo, bo przecież we wtorek tutaj walczyły Puszcza Niepołomice i Lechia Gdańsk. Wtedy doszło do sensacji.
Radomiak - Lech na kiepskim boisku
Lech wiedział, że na kiepskim boisku czas może pracować na korzyść Radomiaka, więc ruszył do natarcia. Najpierw Jan Sykora zrezygnował ze strzału w dogodnej pozycji, a następnie Filip Szymczak nie trafił w bramkę. Młody wychowanek "Kolejorza" wszedł do gry za kontuzjowanego Mikaela Ishaha, a poznaniacy największe problemy z kontuzjami mieli w obronie, gdzie wobec nieobecności Thomasa Rogne, Lubomira Satki i jeszcze Bartosza Salamona na środku grała niesprawdzona para stoperów Tomasz Dejewski - Antonio Milić.
Radomiak rozkręcał się i po 20 minutach Karol Angielski rozpoczął strzelanie. Radomscy piłkarze stworzyli kilka dobrych okazji strzeleckich i przez tę część pierwszej połowy przeważali. Lech nie radził sobie, kopał niedokładnie, a strzały Pedro Tiby, Filipa Szymczaka i zwłaszcza akcje Daniego Ramireza były do niczego. Mimo tego poznaniacy mieli szansę na wbicie gola.
Jakub Kamiński poszedł wtedy z akcją lewą stroną, ale w jej trakcie... zgubił buta. Zatrzymał się oniemiały, ale sędzia puścił grę i Filip Szymczak stanął przed bramkarzem Radomiaka Mateuszem Kochalskim w sytuacji san na sam. Spudłował.
Nie wyglądało to dobrze dla Lecha, a Radomiak nie wydawał się wcale zespołem gorszym. Częściej zagrażał bramce Lecha niż po drugiej stronie boiska robili to poznaniacy.
Po przerwie się to odwróciło i tym razem przewaga "Kolejorza" była już wyraźna. Dwa razy blisko zdobycia gola był Filip Szymczak, kilkukrotnie szarżował Jakub Kamiński, który w tym meczu został kapitanem, sam na sam z bramkarzem był Michał Skóraś, wreszcie okazję miał też wpuszczony z ławki i debiutujący w poznańskich barwach Gruzin Nika Kwekweskiri.
Bramkę zdobył za to w 72. minucie zespół Radomiaka, ale mimo jego protestów sędzia gola nie uznał i nakazał wznowić grę rzutem wolnym dla Lecha. To było wielkie szczęście poznaniaków, sędzia widział faul ofensywny. Jakby tego mało, kilka minut potem Lecha uratował słupek po akcji byłego lechity Miłosza Kozaka. Teraz to Radomiak był bliżej gola.
Zgodnie z przewidywaniami, nieudolny w tym roku Lech nie zdołał zdobyć gola w 90 minutach, doszło do dogrywki, a w niej bohaterem tragedii piłkarskiej w wykonaniu "Kolejorza" był jego nowy transfer, Nika Kwekweskiri. To on w swym debiucie zagrał ręką piłkę w polu karnym po zagraniu Miłosza Kozaka. Padł na zimną murawę załamany, ale i on, i żaden z lechitów nie był zdolny zmienić nieuchronnego biegu wypadków. Radomiak bowiem karnego wykorzystał, zatrzymując Lecha w jego biciu głową w lodowy mur podczas jednej z koszmarniejszych zim dla kibiców "Kolejorza" od lat.
Zdesperowany i bezradny trener Żuraw wpuścił na boisko 16-letniego debiutanta Norberta Pacławskiego, licząc na jakiś cud. Ten zdarzył się, gdy sędzia po rozpaczliwych krzykach piłkarzy i trenera "Kolejorza" po ataku Karola Podlińskiego na Michale Skórasiu. Powtórka VAR skłoniła go do podyktowania rzutu karnego, tym razem dla poznaniaków. Lech wrócił z dalekiej podróży.
Rzuty karne rozpoczął jednak też fatalnie, od dwóch pudeł Pedro Tiby i Wasylka Krawiecia. Pogoń za Radomiakiem wydawała się już nie mieć sensu, a jednak radomianie też dwukrotnie spudłowali, z czego decydującego karnego nie wykorzystał Miłosz Kozak, banita z "Kolejorza". Dramatyzmu dodawał fakt, że odpowiedział na to... Nika Kwekweskiri i Lech pierwszy raz prowadził.
Radomiak Radom - Lech Poznań 1-1 (0-0, 0-0), rzuty karne 3-4
Bramki: 1-0 Radecki (102., z karnego), 1-1 Puchacz (117., z karnego)
Karne: (0-0) Tiba - broni Kochalski, 1-0 Karwot, (1-0) Krawieć - broni Kochalski, (1-0) Bodzioch - nad poprzeczką, 1-1 Puchacz, 2-1 Radecki, 2-2 Skóraś, 3-2 Podliński, 3-3 Czerwiński, (3-3) Kozak - broni Bednarek, 3-4 Kwekweskiri, (3-4) Cichocki - broni Bednarek
RADOMIAK: Kochalski - Branco Ż, Cichocki, Bodzioch, Abramowicz - Gąska (80. Kozak), Jakubik, Karwot, Radecki, Sokół - Angielski (66. Podliński Ż)
LECH: Bednarek - Czerwiński, Dejewski, Milić Ż, Krawieć Ż - Sykora (67, Skóraś), Karlström (109. Pacławski), Tiba, Ramirez (67. Kwekweskiri), Kamiński (80. Puchacz) - Szymczak (80. Marchwiński)