Przed spotkaniem pod Wawelem w Zabrzu panowała pełna mobilizacja. Wcześniej drużyna prowadzona przez Marcina Brosza przegrała przecież dwa kolejne ligowe mecze z Lechią Gdańsk na wyjeździe 0-2 i z Legią Warszawa u siebie przed tygodniem 1-2. Z Wisłą miało być lepiej. Zabrzanie zagrali ofensywnie, z dwójką nominalnych napastników Richmondem Boakye i Alexem Sobczykiem oraz grającym za nimi najskuteczniejszym strzelcem Górnika Jesusem Jimenezem, ale goli to nie przyniosło. W I połowie szansę miał Jimenez, na początku drugiej znakomitą okazję zmarnował z kolei Sobczyk. W tej sytuacji odbyło się bez goli. Zabrzanie nie stracili bramki w ligowym spotkaniu po raz pierwszy od blisko trzech miesięcy. Ostatnim spotkaniem przed meczem w Krakowie, w którym nie zainkasowali gola, było zwycięskie 1-0 starcie z Wisłą w Płocku 7 grudnia. Potem w 8 kolejnych ligowych i pucharowej grze, rywal trafiał do ich siatki. - Szanujemy ten remis, bo punkt na wyjeździe zawsze jest punktem. Mieliśmy dogodną sytuację, którą powinniśmy zamienić na bramkę i przesądzić o losach spotkaniach. Niestety tak się nie stało. My jako obrońcy, jak również Martin Chudy, możemy się cieszyć, że wreszcie zagraliśmy na zero z tyłu. To jest pozytyw tego meczu. Było dużo walki i im dalej w mecz, tym bardziej okolice kolana zaczęły puchnąć. Nie mogłem już w stu procentach kontynuować meczu, z czego nie jestem zadowolony. Dobrym prognostykiem przed następnym meczem jest walka i zaangażowanie, które zaprezentowaliśmy. Życzyłbym sobie, by tak to wyglądało w następnym meczu. Wierzę, że w końcu wygramy u siebie i zaczniemy dobrą serię zwycięstw - komentował po mecz kapitan górniczej jedenastki Michał Koj, który z powodu kłopotów zdrowotnych w 68 minucie musiał zejść z boiska, zastąpił go Grek Stefanos Evangelou. Po 20. kolejkach Górnik na swoim koncie ma 28 punktów i utrzymał trzypunktową przewagę nad Wisłą z Krakowa. Kolejnym rywalem ekipy prowadzonej przez Marcina Brosza będzie Zagłębie Lubin (14 marca).Michał Zichlarz