Partner merytoryczny: Eleven Sports

Niewypał transferowy słynnego klubu. Czekają na to jak na zbawienie

Kiedy Jakub Miśkowiak poinformował klub z Częstochowy o swoim odejściu, działacze nie mieli wesołych min. Żal trwał jednak tylko do momentu rozpoczęcia rozgrywek, ponieważ dużo tańszy Mads Hansen okazał się zarazem dużo skuteczniejszy. Miśkowiak natomiast notuje coraz większy regres, i to na gorzowskim torze, gdzie miał rozwinąć skrzydła. Teraz wraca pod Jasną Górę w roli gościa i to właśnie tutaj ma nastąpić przełamanie w jego dyspozycji. Prezes Krono-Plast Włókniarza przekona się, ile tak naprawdę zyskał na tym transferze lub na chwilę przypomni sobie, jak dobrze było mieć zdolnego 22-latka w swojej drużynie

Martin Vaculik i Jakub Miśkowiak.
Martin Vaculik i Jakub Miśkowiak./Łukasz Trzeszczkowski/Zdjęcia Łukasz Trzeszczkowski

 Jakub Miśkowiak spędził pięć owocnych lat w Częstochowie. Klub pozyskał go jako 18-latka i od samego początku dbał o jego rozwój. Łącznie przeznaczono na niego około 7,4 milionów złotych, lecz nie można było żałować tych pieniędzy, bo w roli młodzieżowca spisywał się bardzo dobrze. Drużyna miała z niego pożytek, choć wierzono, że pozostanie w ich szeregach, aż nie skończy 24 lat.

Transfer miał być lekiem na całe zło

Były mistrz świata juniorów spędził tylko pierwszy seniorski sezon w barwach Krono-Plast Włókniarza. Nie było to miękkie lądowanie, lecz wielu uzdolnionych zawodników miało problemy z przejściem w dorosłe ściganie. Otoczenie Miśkowiaka postanowiło poszukać nowego pracodawcy, co miałoby w jakiś sposób pomóc w lepszej dyspozycji. Zmiana miała wyzwolić nowe bodźce, dzięki którym zrobiłby kolejny krok do przodu.

Wybór padł na ebut.pl Stal Gorzów, która od dłuższego czasu o niego zabiegała. W końcu doszło do porozumienia i Miśkowiak trafił do ich klubu. Na start otrzymał lukratywną ofertę, wynoszącą milion złotych podpis i dziesięć tysięcy za punkt. Wielu stosunkowo lepszych zawodników nie może liczyć na taką gażę, ale działacze pokładali w nim ogromne nadzieje. Głośny transfer miał załatwić odwieczny problem drużyny z formacją U24.

Miał być hit, a wyszedł kit

W mediach było wielu zwolenników tego ruchu, bo sam zawodnik miał być idealnie skrojony pod gorzowski obiekt. Jego główne atuty to start i rozegranie pierwszego łuku. Tor w Gorzowie na to pozwala, gdzie nie ma zbyt wiele ścigania. Owal jest bardzo techniczny, co jeszcze miało mu pomóc w nabywaniu umiejętności. Ponadto zawsze świetnie się tam czuł, często przechylając szalę zwycięstwa na korzyść Włókniarza.

I choć wydawało się, że wszystko pójdzie po ich myśli, to problemy zaczęły się jeszcze przed startem PGE Ekstraligi. Już podczas sparingów miał problemy z wygrywaniem startów, co skutkowało przyjeżdżaniem na końcu stawki. Miśkowiak obronił się jednak dwoma pierwszymi domowymi meczami i... na tym koniec. Reszta spotkań - głównie tych wyjazdowych - była poniżej wszelkiej krytyki. Wkrótce zyskał miano drogiego pogromcy juniorów, a nie na tym zależało działaczom Stali.

Emil Ruusuvuori - Stefanos Tsitsipas. Skrót meczu. WIDEO/Polsat Sport/Polsat Sport

Wraca na stare śmieci, pogrąży swój były klub?

Aktualna sytuacja gorzowian w tabeli jest jednak bardzo klarowna i dyspozycja 22-latka nie ma na to aż tak negatywnego wpływu. Problem zacznie się natomiast w fazie play-off, gdzie każdy punkt będzie na wagę złota. Wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, że to właśnie na przełomie sierpnia i września musi nadejść szczyt formy, żeby myśleć o końcowym sukcesie.

Mamy już dziesiątą kolejkę i Miśkowiak musi się przełamać. Gdzie ma to zrobić, jak nie w Częstochowie, gdzie praktycznie się wychował i ukształcił jako zawodnik. Gorzowianie chcąc myśleć o obronie punktu bonusowego lub nawet zwycięstwie potrzebują go w najlepszej możliwej dyspozycji.

Wszystkie oczy zwrócone na dwa nazwiska

Wracając na koniec do Włókniarza, to żal po Miśkowiaku trwał do momentu rozpoczęcia rozgrywek, bo prezes Michał Świącik okazał się znakomitym graczem na rynku. Zakontraktował dużo tańszego Madsa Hansena, który okazał się rewelacją sezonu. Dziś to właśnie Hansen i Miśkowiak mogą przechylić szalę na korzyść swoich drużyn. W Częstochowie przekonają się o swojej racji lub na moment przypomną sobie, jak dobrze było mieć byłego mistrza Polski w swoich szeregach.

Jakub Miśkowiak w parku maszyn./Łukasz Trzeszczkowski/Zdjęcia Łukasz Trzeszczkowski
Jakub Miśkowiak szykuje się do startu./Łukasz Trzeszczkowski/Zdjęcia Łukasz Trzeszczkowski
Jakub Miśkowiak cieszy się z wygranej./Łukasz Trzeszczkowski/Zdjęcia Łukasz Trzeszczkowski
INTERIA.PL

Więcej na ten temat

Zobacz także

Sportowym okiem