- Współczuję tym, co mają w sobie tyle nienawiści, żeby życzyć innym śmierci, kontuzji, czy wózka inwalidzkiego - mówił Piotr Pawlicki, bo też on dostał takie życzenia od kibiców. - Niech odklikają moje socjale. Ja nie potrzebuję ludzi, którzy w komentarzach leczą swoje kompleksy - dodał zawodnik. Po serii kolizji Pawlickiemu przypięto łatkę brutala Pawlickiemu oberwało się po akcji z Szymonem Woźniakiem, po której rywal upadł na tor, ale też za ostry atak na Patryka Dudka, wreszcie kolizję z Nickim Pedersenem, po której Duńczyk trafił do szpitala i zakończył sezon. Były trener kadry Marek Cieślak przyznał w rozmowie z nami, że Pawlicki był w tych sytuacjach bez winy, ale wiele osób nie zostawiało na żużlowcu Fogo Unii Leszno suchej nitki. - Ostatnio o mnie się mówiło, o moich agresywnych wejściach. Jednak u nas, jak jest nagonka, to po całości. Żyjemy w Polsce. U nas ludzie nie gryzą się w język - przekonywał Pawlicki w Canal+. Wrócił i znowu upadł, a także pokłócił się z Berntzonem Pawlicki wrócił po miesięcznej przerwie, bo on też ucierpiał w kraksie z Pedersenem łamiąc obie łopatki. Pawlicki wrócił i zaliczył upadek w barażu o finał SEC. Miał też małe spięcie z Oliverem Berntzonem, któremu nie chciał podać ręki po biegu. - Trochę siniaków doszło, ale jest okay - mówił o wypadku. - Jeśli ktoś w parkingu udaje kogoś innego, a przed kamerami jest inną osobą, to ja niekoniecznie muszę kogoś takiego lubić. Poza tym on z niejednym miał problemy, bo jest takim zawodnikiem, co lubi celować w drugiego. W sobotę, w SEC, uderzył mnie z koła. Jak chce tak jeździć, to nikt mu nie zabroni - tak z kolei tłumaczył scysję z Berntzonem. Pawlicki przy okazji wyłuszczył swoje credo na żużel. Mówił, że chce jeździć ostro, ale fair. I na pewno nie myśli o tym, żeby komukolwiek zrobić krzywdę.