Dariusz Ostafiński, Interia: Mówisz żużel na lodzie, myślisz o kolcach, którymi nabite są opony. Michał Knapp, reprezentant Polski w żużlu na lodzie: Na pewno te kolce budzą respekt. To są mierzące 28 milimetrów szpili ze stali, które na ludzkie ciało działają, jak piła tarczowa. Każdy powinien się ich bać. A ten sport jest bardziej niebezpieczny niż klasyczna odmiana żużla? Jest niebezpieczny, ale chyba nie aż tak. Tor lodowy jest otoczony snopkami zawiniętymi w folie, które są miękkie i zderzenie z nimi niczym nie grozi. Żużlowiec może uderzyć w bandę z drewnianych desek i to jest z pewnością groźniejsze dla jego zdrowia. Gdyby nie te kolce, to byłoby całkiem sympatycznie. Panu taki kolec przejechał kiedyś koło nosa? Koło nosa nie, ale już koło nogi tak. Podczas treningu na jeziorze upadłem i miałem bliskie spotkanie z moim własnym motocyklem. Przednie koło jeszcze się kręciło. Kolce przecięły kevlar i mocno poraniły nogę. Ta wyglądała, jakbym się spotkał z dzikim kotem. Były w żużlu na lodzie jakieś niebezpieczne wypadki związane z kolcami? Tak, choć tak na szybko to przypominam sobie jedynie zawodnika, który stracił lewą nogę. Przejechał po nim motocykl. Dlatego wcześniej powiedziałem, że to koło z kolcami działa jak piła tarczowa. Ile jest tych kolców na oponach? Łącznie jest ich 300 sztuk. Przednie koło ma 120. Z lewej strony opona jest bardziej nakolcowana. Są dwa rzędy tych szpilek. Po prawej stronie mamy jeden rząd. To samo jest w tylnym kole. Tam mamy 180 sztuk szpilek i znowuż jest ich więcej po lewej. Skoro jednak skręcamy tylko w lewo, to ma to sens. Ile kosztuje motocykl do żużla na lodzie? Ceny są zróżnicowane. Wszystko zależy od specyfikacji, choćby od tego jakiej klasy amortyzator założymy. Jak ktoś ma grubszy portfel, to może kupić sobie motor nawet i za 100 tysięcy. Pan ma motocykl z górnej półki? Nie. Mnie na taki nie stać. Ja mam taki motocykl, na którym startował jeszcze Per Olof Serenius. Słynny Szwed jeszcze po sześćdziesiątce ścigał się na lodzie. Skąd u pana taki zabytek? Ten motocykl kupił od Sereniusa mój wujek Grzesiek. Dla niego był to sprzęt rezerwowy. Kiedyś dał mi w prezencie ten motor. To już nie był jeden do jednego ten, który kupił od Sereniusa, ale zrobiony na kupionych od niego częściach. To faktycznie mocno archaiczna konstrukcja. Mam jednak w swoim garażu drugi motocykl użyczony z PZM. On już jest nowszy, rama jest z 2003 roku. To świeży model z lepszym zawieszeniem. Nie jest to jednak to, na czym jeżdżą Rosjanie czy Frank Zorn. A motocykl robi różnicę? Czy przez to, że ma pan starszy sprzęt jest pan kilka kroków za rywalami? W żużlu na lodzie też są zmiany, pojawiają się nowinki, jak nowa konstrukcja opon, ale ten stary motocykl nie przekreśla moich szans. On jest do mnie dopasowany, zestrojony z moimi upodobaniami, ja się na nim dobrze czuję i liczę na dobry wynik w mistrzostwach Europy w żużlu na lodzie. Dobry wynik, czyli jaki? Podium to nie wchodzi w rachubę. Na 99,9 procent zajmą je Rosjanie. Jest jeszcze jeden mocny Szwed. Dla mnie dobrym wynikiem będzie poprawienie rezultatu sprzed roku. Wtedy byłem trzynasty, więc jeśli teraz wskoczę do dziesiątki, to będzie sukces. A ósme lub siódme miejsce byłoby fantastyczne. Dlaczego Rosjanie są tacy mocni na lodzie? Mamy listopad, a oni już robią u siebie lód. Mają dobre, naturalne warunki. Jest mróz i za tydzień wyjadą na tor. U nas szansa na lód będzie w styczniu, może nawet w lutym. Czyli chodzi wyłącznie o to, że oni mogą już regularnie trenować? Wydaje mi się, że to jest główny powód ich przewagi. Mogę więcej trenować, mają więcej doświadczenia. Dzięki temu, że wyjadą już za chwilę, to będą mogli perfekcyjnie przygotować sprzęt. Będą mogli dobrać ustawienia pod odpowiednią temperaturę. To jest bardzo ważne. Ile zawodów ma pan w sezonie? W tym mistrzostwa Europy w Tomaszowie będą pierwszą imprezą. Dostałem się też do eliminacji do mistrzostw świata w Szwecji. To będzie druga impreza. Jak się uda awansować do finałów, to pojadę w Grand Prix i to będzie kilka kolejnych imprez. To mało? Byłoby więcej, jakby jeszcze startował w lidze szwedzkiej. Tak jak my mamy żużlową Ekstraligę, do której pchają się najlepsi, tak Szwedzi mają ligę żużla na lodzie. Mój nieżyjący wujek Grzesiek tam jeździł. Ja się jeszcze nie pcha, nie mam takich umiejętności, by móc tam rywalizować. Dopiero zaczynam przygodę z tym sportem. Rozumiem, że zawodowo zajmuje się pan czymś innym? Sport jest dla mnie dorywczym zajęciem, choć traktuję go bardzo poważnie. Na życie zarabiam jednak, jako zawodowy kierowca. Pracuję w transporcie. Duże wozy budzą respekt podobnie jak te kolce. Pan jest polskim rodzynkiem w żużlu na lodzie? Tak i szkoda, bo jakby było więcej zawodników, to byłaby szansa na więcej zawodów w Polsce. Popularność dyscypliny by wzrosła. Teraz jest problem ze sponsorami. A co się stało z innymi zawodnikami, którzy kilka lat temu uprawiali ten sport? Ten sport umarł w Polsce wraz ze śmiercią Grześka. Jeszcze po jego wypadku Mirek Daniszewski z synem próbowali jeździć, ale dali sobie spokój i zostałem sam. Ostatni Mohikanin. Tak to wygląda, ale mam nadzieję, że ktoś się znajdzie, bo większa grupa i rywalizacja z pewnością by pomogły. Byłaby szansa na stworzenie teamu. Kilka lat temu mieliśmy ekipę, która w Sanoku zdobyła brąz.