Wśród sympatyków czarnego sportu łatwo spotkać miłośników spiskowych teorii, osoby zdolne wywęszyć nawet takie szwindle, o których wcześniej nie zdołali pomyśleć nawet ich rzekomi winowajcy. Do każdego słabszego wyścigu gwiazdora, podejrzanego defektu na ostatniej pozycji czy kontrowersyjnej decyzji arbitra potrafią oni dopisać hollywoodzkie wręcz historie, które niemal zawsze łączy jeden wspólny mianownik - pieniądze. Czy Vaculik pojechał gorzej? Niestety, obszary takich działań nie kończą się na przeżartych frustracją internetowych forach czy kolejkach do stoiska z piwem na stadionowych trybunach. Czasami podobne - nieco zabawne, ale raczej budzące smutek - zachowania można zaobserwować także wśród osób z czołówek branżowych mediów. Część dosyć opiniotwórczych ekspertów potrafiła odpalić tego rodzaju grubą artylerię choćby w kierunku Martina Vaculika. Sprawa rozbijała się o finał PGE Ekstraligi w sezonie 2016. Słowak reprezentował w nim barwy klubu z Torunia. Cały sezon szedł mu dość dobrze, utrzymywał średnią w granicach dwóch punktów na bieg i wraz z Chrisem Holderem oraz Gregiem Hancockiem tworzył na Motoarenie solidne trio liderów. Niestety, czar prysł w ostatnim dwumeczu, w którym spadkobiercy Apatora mierzyli się z gorzowską Stalą. Czy Vaculik pojechał w nim zdecydowanie poniżej swojego poziomu? Brednie. W Toruniu zdobył 9 punktów w 5 startach, w Gorzowie 10 oczek i 2 bonusy w 6. Przypomnijmy, że w całych rozgrywkach wykręcił średnią biegopunktową na idealnie wręcz wycyrklowanym poziomie 2,000. Nie będzie więc przesadą stwierdzenie, że w finale zrobił swoje. Transferowy targ jeszcze przed finałowym meczem Miał pecha. Toruń finał przegrał, a on chwilę później przeniósł się do Stali Gorzów. Senator Robert Dowhan zasugerował publicznie, że targu w sprawie tego kontraktu dobito jeszcze przed rozpoczęciem najważniejszego dwumeczu w sezonie. Kibicom Apatora nie trzeba było powtarzać tego dwa razy - "słowacka złotówa zabrała im złoto". Obie strony utrzymywały, że do rozmów usiadły już długo po zakończeniu mistrzowskiej fety Stali. Czy tak było naprawdę? O tym dowiemy się pewnie dopiero za kilka lat, gdy wszystkie zaangażowane w sprawę osoby przestaną aktywnie udzielać się w środowisku. Nawet jednak jeśli do dżentelmeńskiego porozumienia doszłoby wcześniej, to sam taki fakt o niczym jeszcze nie świadczy. Zmarzlikowi nie przeszkadza to, że ma nowy klub Regulamin stanowczo zabrania co prawda rozmów transferowych podczas trwania rozgrywek, ale całe środowisko traktuje tę regułę raczej jako powód do żartów niż poważną regulację. Rynek - choć teoretycznie zamknięty do co najmniej września - w praktyce otwiera się długo przed wakacjami. Nie oznacza to jednak jeszcze tego, że pewny zmiany barw klubowych zawodnik będzie sabotował wynik swojego zespołu. Świetnie świadczy o tym ostatni występ Zmarzlika. Choć nikt nie przyzna tego oficjalnie, każdy wie o jego nadchodzących przenosinach do Motoru Lublin. Kiedy jednak Koziołki przyjechały do Gorzowa, to dwukrotny mistrz świata potraktował ich bez żadnej taryfy ulgowej. Zdobył 16 punktów oraz bonus i poprowadził swoją Stal do bardzo okazałej wygranej. Lubuski klub ma przed rewanżem aż 12 oczek przewagi nad rywalami ze wschodu. Nie oznacza to jednak bynajmniej, iż 27-latek może teraz spocząć na laurach. Wręcz przeciwnie, presja leżąca na jego plecach nigdy nie była jeszcze tak wysoka. Jeśli Motor dokona widowiskowej remontady, a płomień geniuszu Zmarzlika będzie się żarzył nieco mniej niż zazwyczaj, to wielu gorzowskich kibiców nie uwierzy w żaden wypadek przy pracy. Taką metkę zerwać jest zaś bardzo trudno, o czym gorzowianin z pewnością dowiedział się już od swego słowackiego przyjaciela, który zmuszony jest żyć z nią od 6 lat. Czytaj także: Szalał, ale były trener kadry wytknął mu poważny błąd