Sundstroem jeszcze do niedawna był postrzegany jako czołówka szwedzkich żużlowców. Potrafił notować całkiem niezłe występy w polskiej PGE Ekstralidze, choć do jej gwiazd nigdy nie należał. W naszym kraju zwiedził kilka ośrodków, jeździł w Gnieźnie, Łodzi, Gorzowie, Gdańsku, Rybniku. Sezon 2020 spędził w Lokomotivie Daugavpils. Na rok 2019 miał podpisaną umowę w Rzeszowie, ale tamtejsza drużyna nie wystartowała w lidze. Sundstroem popadł w zapomnienie u polskich działaczy. Miało to z pewnością związek z jego upadkiem podczas memoriału Henryka Żyty w Gdańsku. We wrześniu 2019 roku podczas tych właśnie zawodów, Szwed zaliczył fatalny upadek. Pierwsze informacje były koszmarne. Mówiło się, że zawodnik walczy o życie. Miał połamane kości i urazy narządów wewnętrznych, które zagrażały mu bardzo poważnie. Przewieziono go do szpitala w Piekarach Śląskich, gdzie jego stan się ustabilizował. Później sam zawodnik mówił, że plotki o bezpośrednim zagrożeniu życia były mocno przesadzone. Kluby zapomniały o Linusie Sundstroemie Gdy Szwed doszedł do siebie, na rynku w zasadzie nie było dla niego miejsca. Polscy działacze albo o nim po prostu zapomnieli albo nie chcieli ryzykować ściągania żużlowca, który po fatalnym upadku dopiero wyszedł ze szpitala. Ostatecznie Sundstroem wylądował w Daugavpils, bo żadnych innych ofert nie miał. Tam miał się odbudować po upadku, ale też po wyraźnym regresie sportowej formy, który notował już przed feralnymi zawodami w Gdańsku. Fakty są jednak takie, że był to początek sportowego końca tego zawodnika. Szwed w barwach Lokomotivu prezentował się fatalnie i był jednym z głównych winowajców spadku do 2. Ligi Żużlowej. Dodatkowo popadł w konflikt z działaczami. Coraz częściej zastępowano juniorami, co dla zawodnika z ekstraligową przeszłością było w jakiś sposób upokarzające. Niektórzy pytali, czy jest sens by Sundstroem kontynuował karierę. Oficjalnie w sezonie 2021 jej nie zakończył, ale zrobił to po jego zakończeniu. Można śmiało powiedzieć, że historia z Gdańska mocno się do tego przyczyniła.