Kariera żużlowca to nie tylko to, co widzimy przez kilka miesięcy na torze. Trzeba zbudować zaplecze sprzętowe, bazę sponsorską, zadbać o korzystne warunki finansowe, wytworzyć odpowiednią otoczkę marketingową czy znaleźć mechaników do teamu. Gdyby tym wszystkim miał zajmować się sam zawodnik, prawdopodobnie byłoby to nie do pogodzenia. Owszem, kiedyś menedżerów nie było i jakoś dawali radę. Ale to były inne czasy, nieporównywalne do obecnych. Zgrany duet w postaci menedżera i zawodnika może zagwarantować duże sportowe sukcesy. - Znam pozycję i rolę menedżerów w różnych dyscyplinach. Żona grała w koszykówkę i też miała takie osoby. Ostatecznie to tym menedżerem stałem się ja - śmieje się Krzysztof Cegielski, który taką funkcję obecnie pełni w teamie Janusza Kołodzieja. - Nie ma w ogóle porównania, jak chodzi o obowiązki menedżera w żużlu, a w innych dyscyplinach. W koszykówce czy w piłce nożnej jego rola sprowadza się tak naprawdę do podpisania kontraktu i otrzymania prowizji. Co ważne, prowizji z klubu. To już duża różnica, bowiem w speedwayu menedżerowie nie są w klubach zbyt mile widziani - dodaje. Często mówi się, że menedżer to człowiek od wszystkiego. Natłok obowiązków jest ogromny w trakcie całego roku. - Mogę to potwierdzić. Menedżer to człowiek od wszystkiego. Najczęściej to właśnie jego zadaniem jest organizacja treningów czy kontakt ze sponsorami. Oczywiście do tego dochodzi wizerunek zawodnika w mediach, projekt kombinezonu i wszelkie sprawy tego typu. Oczywiście w niektórych teamach wygląda to nieco inaczej, ale w większości żużlowiec odpowiada tylko za przygotowanie się do sezonu, dbanie o kondycję, a potem jazdę na torze. Biorąc pod uwagę multum spraw, jakie są do załatwienia nie tylko podczas sezonu, wydaje się, że nie da się być żużlowcem bez menedżera. Krzysztof Cegielski uważa jednak, że to realne. - Jestem w stanie sobie to wyobrazić. Trudno mi teraz wskazać jakiś konkretny przypadek, ale są żużlowcy funkcjonujący bez oficjalnych menedżerów. Często taką rolę pełnią mechanicy, jak na przykład Jacek Trojanowski u Taia Woffindena. Niewątpliwie w tych czasach, przy tylu obowiązkach, zawodnikowi samemu trudno wszystko ogarnąć. Czasem menedżera nie ma, ale osoby wokół żużlowca dzielą się pracą: jeden odpowiada za sprzęt, drugi za księgowość, trzeci za marketing - tłumaczy. Plusy i minusy pracy menedżera są ściśle związane z sukcesami sportowymi żużlowca. Satysfakcja z wyników zawodnika jest rzeczą numer jeden. Oczywiście analogicznie najgorsze jest, to gdy mu nie idzie. Sam staram się odciążać Janusza i te najtrudniejsze rzeczy brać na siebie. Chodzi o to, by nie był obarczony wszelkimi negatywnymi sprawami. Taki układ dobrze funkcjonuje - kończy Krzysztof Cegielski. Na koniec warto dodać, że menedżer, oficjalny czy nieoficjalny, w obecnych czasach wydaje się dla żużlowca niezbędny. Sam zawodnik musi jednak też mieć głowę na karku, bo jakby nie patrzeć, to on jest szefem. W polskim żużlu mamy wiele przypadków teamów rodzinnych, w których mama jest menedżerem, tata mechanikiem, a zawodnik nie wie, gdzie ma dokumenty. To może źle wpłynąć na życie po karierze, bowiem każdy kiedyś będzie musiał się usamodzielnić. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź