Matej Zagar od lat należy do specjalnej grupy słoweńskiego wojska tworzonej przez sportowców. Kiedy jego rywale z toru udają się na egzotyczne wakacje po zakończeniu sezonu, on kieruje swe kroki do koszar. Tomasz Gapiński, były kolega z drużyny żartobliwie pisał kiedyś o nim "Rambo", zaś kibice nazywają go "Komadosem". Takie pseudonimy to zasługa nie tylko wykonywanej przez niego profesji, ale może przede wszystkim tego, że Słoweniec należy do ludzi niezwykle szorstkich w obyciu. W czarnym sporcie wszyscy wiedzą, że lepiej nie wchodzić mu w drogę. Matej Zagar bił rywali i pracownika Na własnej skórze przekonał się o tym równie nieustępliwy Nicki Pedersen. Między panami iskrzy od wielu lat, a historia ich antypatii sięga 2014 roku, gdy Duńczyk bezkompromisowym atakiem wpakował Zagara w bandę podczas półfinału Grand Prix w szwedzkiej Malilli. Słoweniec jeszcze na torze wyrażał pretensje, ale 3-krotny mistrz świata nie zamierzał ich słuchać - kopnął zdenerwowanego rywala w krocze i odjechał w kierunku parku maszyn. Tam emocje również wzięły górę. Żołnierz omal nie sprał prowokującego go przeciwnika na kwaśne jabłko. Został odciągnięty od niego w ostatniej chwili. W ostatnim turnieju minionego cyklu Grand Prix Zagar znów dał się ponieść emocjom w parku maszyn. Po bardzo emocjonującym ściganiu ze Szwedem Olivierem Berntzonem panowie rzucili się sobie do gardeł. Telewizyjne kamery nie zarejestrowały zajścia, więc do dziś nie wiadomo kto zainicjował bójkę. Niewykluczone, że była to ostatnia awantura w Grand Prix z udziałem Słoweńca. Wraz z zakończeniem sezonu wypadł on z elitarnej stawki uczestników indywidualnych mistrzostw świata. "Komandos" nie zawsze brał na swój celownik innych żużlowców. Po upadku w Grand Prix w Gorzowie 2015 roku uderzył swojego mechanika tak mocno, że z głowy spadła mu czapka. Całe zajście pokazano w telewizji, zaś jego pracownik pozwał go do sądu. Zagar tłumaczył się zdenerwowaniem i odruchem bezwarunkowym. Byli współpracownicy ostatecznie zawarli ugodę. Komandos jest już weteranem, ale wciąż groźnym Matej Zagar skończy w tym roku 39 lat. W minionym sezonie musiał pożegnać się nie tylko z cyklem Grand Prix (był jego stałym uczestnikiem od 2013 roku), ale i najwyższą klasą rozgrywkową. W minionym sezonie ligowym nie spisał się co prawda fatalnie (wykręcił średnią 1,686 punktu na bieg), ale w oknie transferowym nie budził zainteresowania prezesów z PGE Ekstraligi. Czy słynny "Komandos" staje się powoli weteranem? Nie można mu z pewnością odmówić doświadczenia, ale nie należy także lekceważyć go wyłącznie z uwagi na zaawansowaną metrykę. Kiedy ogłoszono jego kontrakt z Abramczyk Polonią Bydgoszcz, kibice zaczęli wierzyć w szansę na powrót legendarnego klubu do najlepszej ligi świata. Jeśli Słoweńcowi uda się go tam wprowadzić, to z pewnością będzie mógł liczyć na powrót do grona ekstraligowych zawodników.