Na ten dzień żużlowi kibice czekali niecierpliwie od dnia finału PGE Ekstraligi. Otwarcie giełdy transferowej, nawet jeśli nie ma większego ruchu, zawsze jest wielkim wydarzeniem. W tym roku najbardziej pożądanym towarem są zawodnicy do lat 24. Niedawno wszedł bowiem przepis, że każdy zespół musi mieć w wyjściowym składzie żużlowca U-24. Może, choć nie musi, być on Polakiem. Nie będzie się on jednak wliczał w minimalną liczbę dwóch krajowych seniorów w składzie meczowym na pozycjach 1-5. Przez regulaminową nowość na pewno nie wystarczy miejsca dla każdego zagranicznego seniora startującego w niedawno zakończonym sezonie PGE Ekstraligi. Z elitą mogą się pożegnać takie nazwiska jak Niels Kristian Iversen czy Michael Jepsen Jensen, czyli stali lub byli uczestnicy cyklu Speedway Grand Prix 2020. Pomimo wprowadzenia zawodnika U-24 do seniorskiego składu, drużyny nadal będą mogły korzystać z żużlowca rezerwowego do lat 23 występującego pod numerem 8 i 16. Prezesi klubów z pierwszej oraz drugiej ligi nie mogą jednak przesadzać, bo nie mogą zatrudnić więcej niż dziesięciu seniorów. Warto zresztą pomyśleć o juniorach, bo pozycje 6-7 oraz 14-15 są tradycyjnie przeznaczone właśnie dla nich. Listopadowe okienko nie będzie jedynym, w którym kluby będą mogły pozyskiwać nowych zawodników. Na pozostałe trzeba jednak trochę poczekać. Zostały one zaplanowane po trzeciej, szóstej, dziesiątej i czternastej rundzie rozgrywek każdego szczebla ligowego. W PGE Ekstralidze nadal będzie obowiązywała instytucja gościa. Ten przepis wprowadzono, by pomóc klubom w trudnych czasach pandemii. W sezonie 2020 ekipy PGE Ekstraligi chętnie z niego korzystały, łatając dziury w składzie. Przykładowo Jack Holder z pierwszoligowego Apatora w wolnych chwilach jeździł dla Stali i wydatnie pomógł jej w zdobyciu srebrnego medalu. Prezesi, którzy nie korzystali z gości, narzekali, że wypacza on wyniki rywalizacji. W przyszłym roku tak nie będzie. Doprecyzowano bowiem przepis. Gość będzie mógł jechać tylko w przypadku stwierdzonego koronawirusa u co najmniej jednego zawodnika spośród pięciu z najwyższymi średnimi indywidualnymi w składzie aktualnej na dzień zawodów kadry klubu. Żużlowcy poza okienkami transferowymi mogą zmieniać barwy poprzez wypożyczenie z jednej do drugiej drużyny. Przywilej ten będzie możliwy tylko i wyłącznie wtedy, gdy jeździec w trwającym sezonie zdobędzie mniej niż 12 punktów dla zespołu, z którym wcześniej podpisał kontrakt. Wliczają się w to także punkty bonusowe. Kontraktując zawodników, prezesi muszą pamiętać o ograniczeniach finansowych. Jeżeli koronawirus nie pokrzyżuje planów i nie zostaną wprowadzone ograniczenia w postaci liczby widzów na spotkaniach, to w PGE Ekstralidze żużlowiec za podpisanie umowy będzie mógł uzyskać maksymalnie kwotę w wysokości 250 000 zł. Za punkt z kolei wyniesie ona 3000 złotych. Na zapleczu elity za złożenie aneksu klub może zaoferować maksymalnie 60 tysięcy, a za punkt 1500 złotych. Najniższa klasa rozgrywkowa to 20 tysięcy za kontrakt i 800 złotych za punkt. Istnieje ryzyko, że na trybunach pojawi się tylko 50% lub mniej kibiców. Wówczas reprezentant danego klubu w najlepszej lidze świata za jeden punkt zarobi 2500 złotych, w eWinner 1. Lidze 1000 złotych a w 2. Lidze Żużlowej 625 złotych. Oczywiście każdemu żużlowcowi można dorzucić umowę sponsorską nawet i na pół miliona złotych. Z drugiej strony warto pamiętać, że rok 2021 łatwy nie będzie (koronawirus wciąż szaleje), a prezesi już zdążyli się przekonać, że podpisywaniu aneksów towarzyszą wielkie emocje. Na dokładkę wiele można na tym stracić, patrz przykład Artioma Łaguty, który przez aneks stracił zaufanie do działaczy MrGarden GKM-u Grudziądz i zmienił po tym sezonie barwy. Wojciech Kulak