Urodzony w 1979 roku zawodnik był jednym z najlepszych wychowanków Iskry Ostrów, jacy pojawili się na torach żużlowych w latach 90-tych. Z pewnością największym sukcesem Tomasza Jędrzejaka był złoty medal IMP, wywalczony na torze w Zielonej Górze w roku 2012, najlepszym zresztą w jego karierze. Karierze, która teraz, po latach, wydaje się jednak nie do końca spełniona. Choć oprócz tego triumfu, miał na koncie także szereg innych: złoto MMPPK, brąz w DMP z Atlasem Wrocław czy trzecie miejsce w IMP wywalczone w 2003 roku na torze w Bydgoszczy. Imponował sylwetką na motocyklu i wielką gracją, z jaką poruszał się na każdej nawierzchni. Niemal nieruchomy, świetny stylista, który przez lata należał do szerokiej czołówki polskich żużlowców. Jego życiowy sezon 2012 przyniósł także pewne tragiczne wydarzenie, które w ocenie wielu osób wpłynęło na dalsze życie i stan psychiczny Jędrzejaka. 13 maja tegoż roku podczas meczu we Wrocławiu zginął Lee Richardson, który przed uderzeniem w bandę otarł się właśnie o Jędrzejaka. Polak czuł się współwinny, płakał całą noc po tym zdarzeniu i bardzo ciężko to przeszedł. Być może rzeczywiście to zapoczątkowało u niego stan, który doprowadził do problemów mentalnych, tak dręczących go później. Choć wciąż potrafił świetnie jeździć, nosił w sobie ogromny ciężar, który w pewnym momencie go przytłoczył. Nikt nie mógł przewidzieć Tomasz Jędrzejak był bardzo skrytym człowiekiem. Często można było odnieść wrażenie, że nie ma ochoty z nikim rozmawiać. Miał naturę introwertyka, który stroni od fleszy i niepotrzebnego szumu. Był także trudnym rozmówcą dla dziennikarzy, bo raczej nie chciał udzielać wywiadów. Bardzo też przeżywał porażki. Zwłaszcza te z sezonu 2018, kiedy to jeździł w 2. Lidze Żużlowej w barwach Stali Rzeszów. Był tam wówczas gwiazdą i nie wyobrażał sobie porażek. Zaprogramował się na same zwycięstwa i choć jeździł kapitalnie, oczywiście czasem przegrać musiał. Nie mógł tego znieść. Kilkadziesiąt godzin przed tragedią pojechał w meczu Stali Rzeszów z PSŻ-em Poznań. Zdobył jedenaście punktów, a mogło być ich więcej, gdyby nie... defekt w biegu nominowanym, będący niejako pewnym symbolem. Jakby los dał znać, że to koniec. Bo to był jego ostatni bieg w życiu. W niedzielę odbył się mecz, a we wtorek Jędrzejak popełnił samobójstwo. Parę dni wcześniej startował także w spotkaniu z Polonią Bydgoszcz. Kilka osób ze sztabu gości zwróciło uwagę na smutek i nieobecność zawodnika, który snuł się po parku maszyn bez celu. Inni tłumaczyli, że przecież on taki jest zawsze. Bał się przyjazdu do domu? Po śmierci Jędrzejaka wyszło na jaw, że zawodnik otrzymywał pogróżki od pseudokibiców z Ostrowa. Zbliżał się bowiem mecz jego Stali z Ostrovią, której był przecież wychowankiem. Jako wrażliwy człowiek, Tomasz bał się tego meczu. Być może to także był jeden z powodów dramatycznej decyzji, jaką podjął. Po informacji o jego śmierci środowisko pogrążyło się w żałobie. Nikt nie mógł w to uwierzyć. Pogrzeb żużlowca zgromadził mnóstwo ludzi, nie tylko fanów żużla. O tym, jak bardzo koledzy z toru przeżyli śmierć Jędrzejaka, niech najlepiej świadczy zachowanie Taia Woffindena. Będący już wówczas dwukrotnym mistrzem świata Brytyjczyk na cmentarzu rozpłakał się jak dziecko i praktycznie nie mógł mówić. - Mam zamiar jeździć jeszcze co najmniej pięć, sześć, siedem sezonów - mówił trzy miesiące przed śmiercią. To, co stało się 14 sierpnia 2018 roku tym bardziej nie dawało nikomu spokoju. Dlaczego ambitny młody człowiek, mający szczęśliwą rodzinę i robiący to, co kocha, zdecydował się na taki krok? Tę tajemnicę Jędrzejak zabrał do grobu. Zobacz nasz codzienny program o Euro - Sprawdź!Nie możesz oglądać meczu? - Posłuchaj na żywo naszej relacji!