Choć rozpoczął swoją żużlową przygodę w barwach Motoru, to jednak zbyt długo tam nie pojeździł. Już w wieku 18 lat przeniósł się do Grudziądza. W tamtych czasach zmiany klubów, a zwłaszcza dokonywane tak wcześnie, nie były czymś częstym. W GKM-ie szybko się zadomowił, aklimatyzując się w drużynie i łapiąc dobry kontakt z Pawłem Staszkiem. - To był super kolega, dużo lat spędziliśmy razem. Razem wychowywaliśmy się w lubelskiej szkółce, razem zaczynaliśmy wchodzić w ten prawdziwy żużel. Mogę powiedzieć, że Robert był dla mnie jak brat - mówił Staszek w książce "Dadi - przerwany wyścig".Mimo młodego wieku, Dados w barwach grudziądzkiej drużyny prezentował się bardzo dobrze. Dostrzegano w nim wielki talent, który potwierdził w 1998 roku, zdobywając tytuł indywidualnego mistrza świata juniorów. Na torze w Pile pokonał po biegu dodatkowym Krzysztofa Jabłońskiego. To była dla niego wielka sprawa. Niecały miesiąc później został także najlepszym młodzieżowcem w kraju. Wówczas nazwisko Dados sporo już znaczyło w żużlu, nie tylko polskim. Kwestią czasu miały być podobne wyniki w rywalizacji z całą światową czołówką, bo nikt sobie nie wyobrażał, by tak jeżdżący zawodnik nie pojawił się w GP. Wypadek źródłem problemów W 2000 roku 23-letni wówczas zawodnik miał bardzo poważny wypadek motocyklowy w pobliżu grudziądzkiego stadionu. Dados zderzył się z polonezem, który wymusił pierwszeństwo. - Byłem świadkiem tego zdarzenia. Sytuacja wyglądała tak, że w środku tygodnia jechałem na trening i jak dobrze pamiętam, to przygotowywaliśmy się do domowego meczu z gnieźnianami. Z przodu stał motocyklista na światłach, nie wiedziałem, że to Robert. Ja jechałem samochodem i byłem chyba siódmy z tyłu. Auta ruszyły, więc nie widziałem samego uderzenia. Zauważyłem tylko jak nasz doktor wyskoczył z samochodu i leżący motocykl. Dojechałem do klubu i dowiedziałem się, że to był wypadek Roberta. Ciarki przeszły - wspominał dla WP Piotr Markuszewski, jego kolega z drużyny.Co prawda mimo poważnych obrażeń, Dados szybko wrócił do formy fizycznej, to jednak nigdy już nie był sobą jeśli chodzi o psychikę. To właśnie z tym wypadkiem lekarze wiązali jego nawracające srtany depresyjne, które w kolejnych latach życia przyczyniały się do wielu problemów żużlowca. Pomóc miała mu zmiana klubu, bowiem odszedł z Grudziądza (który być może kojarzył mu się z wypadkiem) i zaczął jeździć we Wrocławiu. Tam również prezentował się dobrze, choć miewał coraz więcej wpadek, będących z pewnością dla niego dodatkowym obciążeniem psychicznym. Zapoczątkował tragiczną serię W 2003 roku Robert Dados dwukrotnie próbował popełnić samobójstwo. Najpierw podciął sobie żyły, a dwa miesiące później chciał się powiesić. Nie udało mu się targnąć na swoje życie, bo szybko go odnajdywano. Niestety, rok później zrobił to już skutecznie. 23 marca 2004 roku powiesił się w stodole przy swoim domu w Piotrowicach Wielkich. Nie było już szans na ratunek, mimo że zabrano go do szpitala. Zmarł po tygodniu, wprawiając polskie środowisko w szok. Nikt wówczas nie zdawał sobie sprawy z tego jak poważne skutki mogą nieść za sobą wiecznie lekceważone problemy psychiczne. Śmierć Dadosa była bowiem początkiem tragicznej serii.Dwa miesiące później powiesił się Rafał Kurmański, młody żużlowiec z Zielonej Góry. 22-latek nie wytrzymał presji i wiecznej krytyki ze strony części kibiców. W 2006 roku zaś odebrał sobie życie inny utalentowany żużlowiec - Łukasz Romanek. Jego historia była nieco podobna do Dadosa, bo problemy zaczęły się po poważnym wypadku, tyle że żużlowym - na zawodach w Lesznie. W zagadkowych okolicznościach odszedł z tego świata także Słoweniec Matej Ferjan, ale jego samobójstwa nie potwierdzono. W 2018 roku tragiczną decyzję o zakończeniu swojego życia podjął Tomasz Jędrzejak, mistrz Polski. Całkiem niedawno zaś żużlową Polskę obiegła informacja o samobójczej śmierci Sebastiana Trumińskiego, byłego żużlowca Motoru Lublin.