Nazywany przez kibiców Tatarską Strzałą żużlowiec był jednym z najlepszych reprezentantów swojego kraju w tamtym czasie. Słynął z bardzo ofensywnego stylu jazdy, którzy podobał się fanom. Był wielokrotnym mistrzem i medalistą czempionatów Rosji czy ZSRR, startował w ważnych zawodach międzynarodowych, takich jak mistrzostwa świata juniorów. W Polsce po raz pierwszy jako zawodnik ligowy pojawił się w 1994 roku w Iskrze Ostrów. Po roku odszedł do Zielonej Góry, ale na swój ostatni - jak się okazało - sezon w życiu, wrócił do Ostrowa. W każdym z tych sezonów jeździł bardzo dobrze i stanowił o sile drużyny. Nie miał szans na reakcję 6 czerwca 1996 roku Iskra na własnym torze mierzyła się z Unią Leszno. W piątym biegu pod taśmą ustawili się: Paweł Łęcki, Andrzej Szymański, Robert Mikołajczak i Saitgariejew właśnie. W pierwszym łuku było bardzo ciasno i zrobiło się klasyczne domino. Doszło do kontaktu pomiędzy wszystkimi uczestnikami biegu oprócz Rifa, a ten chciał po prostu ominąć resztę. Ratując się przed upadkiem, spotęgował jeszcze jego skutki. Z pełną prędkością uderzył w bandę, a konkretnie w słupek od bramy parkingowej. Padł nieruchomo na tor, a na stadionie zapanowało przerażenie. Od razu było widać, że doszło do tragedii. Wiele osób było pewnych, że Saitgariejew zmarł już na torze. - Zostawiłem torbę ze sprzętem na środku murawy i pobiegłem na tor. Tam już było ogromne zbiegowisko ludzi. Lekarze próbowali udzielić pierwszej pomocy, wyjechała karetka, wszyscy biegali, zrobiło się niesamowite zamieszanie. Kibice podbiegli pod bandę. To były zupełnie inne czasy niż obecnie. Nie było zapisane w regulaminie, kto może, a kto nie przebywać na torze tuż po wypadku. Pierwszy moment, kiedy go zobaczyłem, wydawało mi się, że Rif już wtedy nie żył. Nie było żadnej reakcji, kompletny bezwład. Zero ruchu, zero jakiejkolwiek reakcji. Pamiętam, że lekarze mieli ogromny problem ze zdjęciem kasku Rifowi. Ponoć głowa tak puchła po tym uderzeniu, że był problem, by zdjąć kask, choć lekarze robili to natychmiast po upadku - wspominał w Wirtualnej Polsce Jan Dolata, fotograf z Ostrowa. Cud się nie zdarzył Jako że Saitariejew uderzył w niezwykle twardy element wówczas niepneumatycznej i niebezpiecznej bandy, można było spodziewać się najgorszego. Tym bardziej, jak spojrzało się na obrażenia, jakich doznał: stłuczenie pnia mózgu, krwiak śródczaszkowy, przerwanie rdzenia kręgowego oraz złamanie przedramienia. W szpitalu podłączono go do aparatury podtrzymującej życie. Po dwunastu dniach od zdarzenia lekarze wraz z żoną zawodnika podjęli decyzję o odłączeniu Rifa od respiratora, bo nie było absolutnie żadnych szans na przeżycie. Zawodnik zmarł, a Ostrów okrył się żałobą. Śmierć tego żużlowca była dla wielu niczym odejście kogoś bliskiego. Gdy ciało Saitgariejewa opuszczało Ostrów, mimo ulewnego deszczu w mieście zgromadziły się wielkie tłumy ludzi chcących oddać ostatni hołd swojemu idolowi. Niemal wszyscy płakali, nie mogąc pogodzić się z tym, co się stało. Koledzy z drużyny Rifa byli ze swoimi motocyklami i odprowadzili żużlowca aż na obrzeża miasta. Trudno było nawet policzyć, ile osób się tam zebrało. To dobitnie pokazało, jak wielką dla ostrowian postacią był Saitgariejew. W 2008 roku przed trybuną główną w Ostrowie odsłonięto tablicę pamiątkową poświęconą zawodnikowi. Rozgrywany jest również memoriał im. Rifa Saitgariejewa, jeden z najbardziej prestiżowych w kraju. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź