Choć Ferjan w speedwayu osiągnął sporo sukcesów, to ta dyscyplina nie była jego życiowym priorytetem od lat wczesnej młodości. Początkowo był... narciarzem alpejskim. Reprezentował nawet Słowenię w zawodach międzynarodowych. Do żużla trafił przypadkiem Kontuzja kolana spowodowała jednak, że musiał porzucić ten sport i zająć się czymś innym. Padło na żużel, bo tutaj można jeździć z wszelkimi urazami i niekoniecznie musi to negatywnie odbijać się na wynikach. Matej mistrzem świata nigdy nie został, ale można śmiało powiedzieć, że na początku XXI wieku był w gronie szerokiej światowej czołówki. W samym cyklu praktycznie ani razu dobrze nie pojechał, niemniej sama obecność to dla wielu jego rywali był już szczyt nie do zdobycia. W Polsce był ceniony ze względu na stabilny poziom oraz lojalność względem pracodawcy. Choć często zmieniał kluby, wszędzie go doceniano za dyspozycyjność i brak problemów z dogadaniem się. Startował w Grudziądzu, Zielonej Górze, Częstochowie, Opolu, Ostrowie, Krośnie, Gorzowie, Gnieźnie oraz Rzeszowie. W zasadzie nigdzie nie był postacią pierwszoplanową, ale na jego 7-9 punktów w meczu można było liczyć, niezależnie od ligi. Taki zawodnik miejsce w składzie znajdzie zawsze i jest bardziej pożądany niż chimeryczny lider, który raz zrobi dwanaście, a innym razem dwa punkty. Szacunek na zawsze Słoweński żużlowiec jest jedną z ikon uczciwości dla wielu kibiców sportu żużlowego, zwłaszcza tych z Gorzowa. Przed jednym z meczów, gdy nie jeździł już w barwach Intaru Ostrów Wielkopolski, otrzymał od jednego ze sponsorów propozycję korupcyjną. Próbowano wykorzystać starą znajomość i liczono na uległość Ferjana oraz jego chęć szybkiego zdobycia łatwych pieniędzy. Ten jednak kategorycznie odmówił. Cel całej akcji był taki, żeby Matej pojechał słabo, ale za to dostał worek z kasą. Nie zgodził się na to, a o całej akcji poinformował swój klub, za co do dziś jest pamiętany i szanowany. Jakże rzadka to postawa w czasach, w których pieniądz rządzi wszystkim. W ogóle żużlowiec unikał niepotrzebnych problemów. Na torze był zdecydowany, ale nigdy nie był brutalny. Na palcach jednej ręki można policzyć zawinione przez niego upadki czy jakiekolwiek sporne sytuacje. Kto wie, być może tego właśnie zabrakło mu, by osiągnąć w tym sporcie coś więcej. Ferjan stronił od skandali czy afer, nie chciał mieć z tym do czynienia. Nie odmawiał wywiadów mediom czy zdjęć kibicom. Co ważne - robił to także po przegranym meczu, w którym pojechał słabo. W większości wygląda to tak, że zawodnik im mniej zdobędzie punktów, tym mniejszą ma ochotę na jakiekolwiek rozmowy. Z Ferjanem było inaczej. Zagadkowa śmierć 22 maja 2011 roku żużlowy świat obiegła szokująca wiadomość - Matej Ferjan nie żyje. Słoweńca znaleziono martwego w swoim samochodzie w Gorzowie Wielkopolskim. Wokół jego śmierci urosło wiele podejrzeń i hipotez. Śledztwo wykluczyło udział w zdarzeniu osób trzecich. Było więc pewne, że zawodnik do śmierci doprowadził sam. Pytanie, czy zrobił to umyślnie, czy może przypadkowo. Mogło być tak, że zostawił np. włączony silnik, a następnie zasnął i otruł się spalinami. Z drugiej jednak strony mogła być to próba targnięcia się na własne życie, czyli w żużlu niestety rzecz dobrze znana. Te tajemnicę Ferjan zabrał jednak do grobu. Odszedł w wieku zaledwie 34 lat. Warto zauważyć, że śmierć Ferjana w 2011 roku zapoczątkowała fatalną serię tragicznych wydarzeń w żużlu. Co roku od tego czasu zdarzała się minimum jedna taka historia. Rok później przecież zginął Lee Richardson. 2013 rok to śmierć Matiji Duha, a 2014 Grzegorza Knappa. W 2015 w koszmarny sposób z karierą żużlowca pożegnał się Darcy Ward. Kolejny rok przyniósł stratę Krystiana Rempały. 2017 z kolei to dramatyczny upadek Tomasza Golloba. W sierpniu 2018 zaś samobójstwo popełnił Tomasz Jędrzejak. Niestety, sport żużlowy pochłania ofiary nie tylko na torze. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź