Tamtego feralnego dnia, Gollob pojechał na tor w okolicach Chełmna, aby potrenować i nabrać kontaktu z motocyklem przed spotkaniem ligowym, które miało się odbyć wieczorem. Robił tak często, o różnych porach roku, więc nikogo to nie dziwiło. Metody przygotowania do meczu są różne: jeden śpi, drugi biega, trzeci spędza czas z rodziną, a czwarty jeździ na crossie. Tomasz miał taki sposób i nikomu to nie przeszkadzało. Jemu też to pasowało, bo motocykle kochał od zawsze. Nie tylko te żużlowe. Około godziny 12:30 zaczęły z różnych źródeł spływać niepokojące informacje na temat Golloba. Mówiło się, że miał bardzo poważny upadek. Trudno było o precyzyjny komunikat, bo jak zawsze w takich przypadkach, wielu dopisywało do otrzymanej wiadomości swoje dodatkowe szczegóły. Początkowo oficjalnie potwierdzono, że wykluczony jest jego udział w wieczornym meczu GKM-u, a następnie obwieszczono koniec sezonu. Dopiero później okazało się, że jego stan jest znacznie gorszy. Informacja o braku władzy w nogach wstrząsnęła środowiskiem żużlowym. Golloba wprowadzono w stan śpiączki farmakologicznej. Lekarze odradzali Mistrz świata z 2010 roku już wcześniej miał problemy z kręgosłupem. Bardzo przyczynił się do nich upadek w Sztokholmie podczas GP Szwecji 2013, kiedy to Polaka staranował Tai Woffinden. Gollob stracił przytomność i został natychmiast odwieziony do szpitala. Tam stwierdzono wstrząśnienie mózgu i przesunięcie siódmego kręgu. W tym momencie zawodnikowi odechciało się już walki w elicie. Wspomniany sezon był jego ostatnim w cyklu. Cyklu, którego był absolutną legendą. Po tym wydarzeniu od swoich zaufanych lekarzy, Gollob otrzymał prosty komunikat - Tomek, zastanów się, czy warto dalej igrać z losem. Następny raz może już skończyć się tragicznie. Nie mamy dla ciebie więcej części zamiennych - te słowa brzmiały koszmarnie. Tomasz nie chciał jednak słyszeć o całkowitym końcu kariery. Postanowił jedynie zredukować ilość występów. Pierwszym krokiem była rezygnacja z GP. Mocno ograniczył także wszelkie występy międzynarodowe. De facto jeździł tylko w lidze polskiej. Nie w swojej rodzinnej Bydgoszczy, ale w jej pobliżu - w Toruniu i Grudziądzu. Heroiczna walka Niestety, lekarze mieli rację. Po upadku w Chełmnie nie było już złudzeń, że tym razem Gollobowi będzie trudno z tego wyjść. W słowa wypowiadane przez fachowców aż trudno było uwierzyć. - Grozi mu głęboki niedowład, a może nawet porażenie ruchowe - powiedział prof. Marek Harat, który przeprowadzał zabieg. - Stan jest bardzo poważny i istnieje zagrożenie, że do kariery sportowej już nie wróci. Jest to poważny uraz rdzenia kręgowego, ale nie możemy jeszcze przesądzić czy wróci do pełnej sprawności. Dopiero po kilku tygodniach będziemy mogli powiedzieć coś więcej - zaznaczył na łamach Gazety Wyborczej tuż po trzygodzinnej operacji. W tym momencie do świadomości kibiców dotarło, że nie ma mowy o tym, by Gollob wrócił do sportu jako zawodnik. Pozostała walka o powrót do sprawności. Wielu może by nie dało rady tego znieść, ale Gollob? On był ostatnim, który mógłby się poddać. Komunikaty dotyczące jego zdrowia nie były jednak optymistyczne. Mistrz unikał mediów, nie pokazywał się publicznie, a informacji o ewentualnej poprawie jego stanu zdrowia nie było. Gollob zmagał się z wielkim bólem, miał trudności z codziennymi czynnościami, co dla takiego człowieka było czymś okropnym. W końcu podjął decyzję o tym, żeby pewne rzeczy przekazać publicznie. Tej konferencji nie da się zapomnieć W listopadzie 2017 roku Tomasz Gollob zorganizował konferencję prasową dotyczącą swojego stanu zdrowia oraz prognoz na najbliższe miesiące. Towarzyszyli mu jego najlepsi, zaprzyjaźnieni lekarze, a także brat, Jacek. Przyjechali dziennikarze z całej Polski. Widok żużlowca wjeżdżającego na wózku wielu osobom po prostu odebrał mowę. To był coś tak sprzecznego, nielogicznego i niepasującego do tego człowieka, że początkowo nie dało się w to uwierzyć. Gollob zachowywał spokój, ale widać było, jak walczy sam ze sobą. Podobnie walczyli wszyscy zgromadzeni w sali Szpitala Wojskowego w Bydgoszczy. Większość z nich na Gollobie się wychowała. - Nie było łatwo, kiedy zorientowałem się, jaki jest mój stan zdrowia - powiedział Gollob. -Wiedziałem, że moim szczęściem w tym nieszczęściu było to, że od razu znalazłem się w otoczeniu najlepszych specjalistów. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że moja kariera zawodnicza w sporcie została definitywnie zamknięta. Szkoda. Całą karierę traktowałem bardzo poważnie, miałem rozplanowane kolejnych 10 lat. Chciałem powalczyć o medal w motocrossie, chciałem wystartować w rajdzie Dakar - dodał z wyraźnym poruszeniem. W trakcie jego wypowiedzi, nikt na sali nie odezwał się nawet słowem. Próbował, gdzie się dało Choć nawet lekarze mówili, że szanse na powrót Golloba do sprawności są niewielkie, mistrz się nie poddawał. Poleciał do Chin, gdzie tamtejsza terapia akupunkturą miała być dla niego jakąś opcją. Okazało się to wielkim niewypałem i zawodnik wrócił do Polski nawet wcześniej niż planował. To brzmi niewiarygodnie, ale bóle spastyczne, które miały w Azji ustąpić, jeszcze bardziej się nasiliły. Decyzja mogła być tylko jedna. To nie miało sensu. Gollob zrezygnowany odpuścił sobie dalsze, bezcelowe działania w Chinach. W walce o zdrowie, Tomasza wspierali absolutnie wszyscy. Zorganizowano dla niego mecz w bydgoskiej hali Łuczniczka. Był także turniej "Asy dla Golloba". Mimo wszelkich dolegliwości, Gollob z coraz większą chęcią uczestniczył w tego typu inicjatywach. Zrozumiał, że trzeba się otworzyć i siedzenie w domu niczego nie zmieni. W świecie żużla na zawsze pozostanie ikoną i tego mu nikt nie odbierze. O szacunku, jakim jest darzony, niech najlepiej świadczy to, jak bardzo w Golloba zapatrzony jest aktualny mistrz świata, Bartosz Zmarzlik. 26-letni zawodnik do dziś mówi do swojego mentora na "pan". Aktywny i ceniony Dzisiaj Tomasz Gollob regularnie udziela się w mediach, komentuje mecze, przeprowadza analizy w studiu. Przychodzi mu to o wiele płynniej niż w czasach kariery zawodniczej, a zwłaszcza na jej początku. Gollob nie był wówczas łatwym rozmówcą, o czym przekonał się choćby Tomasz Lorek. Obecnie mistrza bardzo dobrze się słucha, bo często jako jedyny w trakcie transmisji przeżył omawianą sytuację na własnej skórze. Potrafi celnie wskazać przyczyny upadku czy też wypunktować błędy danego zawodnika. Pojawia się także czasem na treningach bydgoskiej Polonii, gdzie doradza jej zawodnikom w różnych kwestiach. Gdy Gollob zabiera głos, nikt nie szepnie nawet słówka. O tym, jak bardzo można z porad Tomasza skorzystać, niech najlepiej świadczy przypadek Adriana Gały. Ten zawodnik - delikatnie mówiąc - nigdy nie był wirtuozem techniki. W sezonie 2021 jego sylwetka uległa diametralnej zmianie i w niczym nie przypomina już tej z lat ubiegłych. Wielce prawdopodobne, że żużlowiec wziął sobie rady Golloba do serca i wdrożył je w życie. Dla Gały ten sezon jest bardzo pechowy, ale rozpoczął go kapitalnie. Tomasz Gollob to postać, która niezależnie od pełnionej funkcji, ze środowiska żużlowego nie zniknie nigdy. W świadomości kibiców zawsze będzie widniał jako wielki bohater, który dostarczył niezapomnianych wrażeń i wychował wielu następców. To za nim jeździły autobusy do Pragi, to przed nim klękał Zbigniew Boniek. Mistrzów było wielu, ale Gollob tylko jeden.