Nie ma komu, nie ma gdzie Austria to przede wszystkim potęga w sportach zimowych. Narciarstwo alpejskie, snowboard, skoki czy biegi narciarskie - w tych dyscyplinach od lat zawodnicy z tego kraju wiodą prym. Na każdych igrzyskach zdobywają worek medali i zawsze są w gronie faworytów. W kilku innych sportach także idzie im całkiem nieźle. Mają mocną kadrę hokejową i coraz lepszą reprezentację piłkarską. Nie ma zatem miejsca dla dyscypliny, którą w kraju nikt się nie interesuje. Taki status ma niestety żużel, bo od bardzo dawna w Austrii nie mają zawodnika zdradzającego jakikolwiek potencjał na dołączenie do światowej czołówki. Żużlowi nie sprzyja też klimat w Austrii i zamiłowanie mieszkańców do nart i śniegu. Niemal w każdym mieście funkcjonują tam ośrodki sportów zimowych i to właśnie te dyscypliny są priorytetem. W dużych miastach typu Salzburg, Wiedeń czy Klagenfurt o żużlu nie słyszeli bardzo długo lub nawet nigdy. W kraju nie ma żadnego klubu, w którym potencjalni chętni adepci mogliby się szkolić. Pojedynczy żużlowcy z Austrii już od dawna muszą szukać szczęścia za granicą, bowiem u siebie nie mają z kim i gdzie jeździć. Do niedawna w Austrii były trzy tory: Wiener Neustadt, St. Johann oraz Mureck. Obecnie zostały już tylko dwa ostatnie, a zawody rozgrywa się tam sporadycznie. Wiener Neustadt to miejsce, które z pewnością dobrze kojarzą polscy kibice. To tam w 2005 roku odbył się pamiętany finał IMŚJ, który po losowaniu wygrał Krzysztof Kasprzak. Pogoda sprawiła, że po trzech seriach przerwano zawody. Ze względu na to, że nie doszło do bezpośrednich starć pomiędzy liderami turnieju, złoty medal rozlosowano pomiędzy tymi, którzy mieli po osiem punktów (Kasprzak i Suchanek). Wygrał Polak, a Czech mógł pluć sobie w brodę. Chwilę wcześniej nie zgodził się na rozegranie biegu dodatkowego o złoto, bo bał się warunków torowych. Być może gdyby podjął się wyzwania, dziś mówilibyśmy o nim jako o mistrzu świata. Sensacja w Abensbergu W ostatnich latach było kilka austriackich nazwisk, które kibice nad Wisłą mogą kojarzyć. Manuel Hauzinger jeździł w lidze angielskiej i przez długi czas reprezentował Austrię w wielu zawodach międzynarodowych, głównie niższej rangi. Friedrich Wallner z kolei miał nawet całkiem długą przygodę związaną z polską ligą, bowiem startował w barwach klubów z Opola i Łodzi, notując kilka naprawdę dobrych występów. Wydaje się, że jego kariera nie potoczyła się tak, jak mogła, bowiem zawodnik niejednokrotnie udowadniał, że jest w stanie regularnie i dobrze punktować dla polskich klubów. W 2017 roku głośno zrobiło się o Danielu Gappmaierze. 26-letni wówczas żużlowiec kapitalnie pojechał podczas rundy kwalifikacyjnej do GP w Abensbergu, pokonując między innymi Petera Kildemanda, Przemysława Pawlickiego, Hansa Andersena czy Olivera Berntzona. - Niezwykle się cieszę z tego, że osiągnąłem taki wynik. To wielka sprawa dla całego austriackiego żużla. Nasi kibice cieszą się z tego, że mają przedstawiciela kraju w wielkich zawodach - mówił po turnieju dla WP SportoweFakty.pl. Ostatecznie przepadł w kolejnej rundzie, ale pokazał, że nawet będąc z tak "nieżużlowego" kraju można walczyć ze śwatową czołówką. W bardziej odległych czasach startował także Franz Leitner, który miał nawet możliwość występu z dziką kartą w turnieju GP, ale furory tam nie zrobił. W 1992 roku jeździł w barwach Kolejarza Opole. Pokazał się z bardzo dobrej strony, wykręcając średnią biegopunktową równą 2,250. Starsi kibice pewnie kojarzą też Josefa Bossnera, Adiego Funka, Josefa Kampera, czy Josefa Walla. Wszyscy próbowali sił na arenie międzynarodowej, ale żaden nie przebił się do światowej czołówki. Ostatni z wymienionych to wybitnie ciekawy przypadek, bowiem poza żużle próbował swoich sił chyba w każdym innym sporcie motorowym. Lodowa gwiazda W klasycznej odmianie żużla Austriacy tak na dobrą sprawę nie mieli nigdy nikogo, kto zawojowałby światowe areny. Nie zapowiada się też, by kogoś takiego mieli w najbliższych latach. Mogą jednak być dumni z osiągnięć Franza Zorna, który w ice speedwayu jest multimedalistą różnych zawodów rangi światowej i europejskiej. To wicemistrz i dwukrotny brązowy medalista indywidualnych mistrzostw świata, który sześciokrotnie zdobywał także medale w drużynowej odmianie tych zawodów. W 2008 roku był także indywidualnym mistrzem Europy, a w ice speedwayu ten tytuł znaczył więcej niż w klasycznym żużlu w tamtych czasach. Austriakom przydałby się taki drugi Zorn, ale w klasycznym żużlu. Ktoś pokroju Martina Vaculika na Słowacji, Juricy Pavlica w Chorwacji czy Timo Lahtiego w Finlandii. Sukcesy takiego zawodnika mogłyby napędzić zainteresowanie dyscypliną, bowiem póki co nie ma powodów dla przeciętnego kibica w Austrii, by obejrzeć zawody żużlowe. Gappmaier po sukcesie w 2017 roku nieco przygasł, a że najmłodszy już nie jest, trudno liczyć na jakiś wybuch jego formy. Prawdopodobnie wspomniane zawody w Niemczech były jego przysłowiowym "dniem konia", który raczej już się nie powtórzy. Być może w ogóle zakochani w lodzie, śniegu i mrozie Austriacy mogliby większą wagę przykładać do ice speedwaya. Połączyliby coś, co kochają z czymś, czego dopiero muszą się nauczyć. Zainteresowanie mogłoby być całkiem spore, bo przecież zawody rozgrywane na lodowiskach znanych drużyn hokejowych przyciągnęłyby tamtejszych kibiców. Problem jednak w tym, że w Austrii tak naprawdę nikt nie odczuwa potrzeby burzenia kibicowskich priorytetów, które od wielu lat skupione są na tym samym. Wielce prawdopodobne, że tylko graniczący z cudem awans jakiegoś zawodnika do cyklu GP mógłby realnie wzbudzić zainteresowanie speedwayem. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź