Kochają hokej, a żużlem się bawią Podstawowe skojarzenie, które przychodzi do głowy na myśl o sporcie w Kanadzie, to oczywiście hokej na lodzie. Ta dyscyplina jest tam po prostu religią i nawet najmniejsze miasta mają swoje kluby, a zainteresowanie tym sportem zaszczepia się już u małych dzieci. Stąd też rzecz jasna wielkie sukcesy Kanadyjczyków. Są wielokrotnymi mistrzami świata i olimpijskimi, mają mnóstwo zawodników i kilka swoich drużyn w NHL, czyli najlepszej hokejowej lidze na świecie. W zasadzie na każdej imprezie rangi mistrzowskiej są głównym faworytem i to raczej prędko się nie zmieni, mimo dochodzenia do głosu coraz to nowych reprezentacji. Problem Kanadyjczyków polega na tym, że w zasadzie mają hokej i tylko hokej. W żadnej z pozostałych czołowych dyscyplin zespołowych nie mają mocnej drużyny. Pojawiają się pojedynczy reprezentanci Kanady w innych sportach, którzy potrafią mocno zaskoczyć. Do takich należy na przykład skoczek narciarski Mackenzie Boyd-Clowes, który do niedawna był traktowany wyłącznie jako urozmaicenie zawodów, a kilka miesięcy temu w Wiśle ukończył zawody w pierwszej dziesiątce. Jest bardzo lubiany przez polskich kibiców, głównie dzięki dość charakterystycznym wpisom w mediach społecznościowych. Kanadyjczycy lubią się w życiu po prostu bawić i większość dyscyplin traktują jako rozrywkę. Taki status ma właśnie tam również żużel, który w tak bogatym kraju spokojnie mógłby w szybkim tempie podnieść swój poziom, ale nikomu nie chce się tym zająć. Po co bowiem kłaść pieniądze na sport, który kilku chłopaków uprawia tak naprawdę dla zabawy. Kanada mogłaby wziąć przykład z Amerykanów, którzy też lubią luźne życie, a jednak wychowali wielu mistrzów świata i znakomitych zawodników. W historii Kanady takich żużlowców brakuje i trudno się ich spodziewać w najbliższej przyszłości. Dwa razy w finale IMŚ Mało poważne podejście do żużla w Kanadzie nie znaczy jednak, że żaden z reprezentantów tego kraju nie pokazał się nigdy w dużych, międzynarodowych zawodach. Było to jednak bardzo dawno temu, kiedy speedway w zasadzie raczkował. Eric Chitty wystartował w finale IMŚ w Londynie w 1937 roku, gdzie zajął dwunaste miejsce. Dwa lata później miał także pojechać w turnieju dla najlepszych na świecie, ale zawodów nie rozegrano ze względu na wybuch II wojny światowej. Chitty był także mistrzem Anglii z zespołem West Ham Hammers. Wielokrotnie również zwyciężał w mistrzostwach swojego kraju, ale to akurat wielką sztuką nie było. Młodsi kibice mogą pamiętać Kyle'a Legaulta. Był on nawet uczestnikiem eliminacji do Grand Prix w 2007 roku. W Vojens nie miał jednak większych szans i zajął szesnastą pozycję. Dwa razy miał kontrakty w polskich zespołach: KM Ostrów Wielkopolski (2008) oraz RKM Rybnik (2009). Nie było mu dane jednak zadebiutować w naszej lidze. Zapewne głównie z powodu obaw działaczy o poziom sportowy Kanadyjczyka. Legault wiele lat jeździł w Anglii, w takich klubach, jak Reading, Sheffield, Poole, Newport, Ipswich czy Belle Vue. Nigdzie liderem nie był, ale zdarzały mu się naprawdę bardzo dobre mecze. Obecnie w Kanadzie jeździ raptem kilku zawodników. Jak mówi jeden z nich, nie widać szans na jakikolwiek rozwój. - Żużel w Kanadzie powoli umiera i nie wiem, czy przeżyje dłużej niż przez kilka kolejnych lat. Nie wiem też, czy pojawi się zawodnik na tyle szalony, aby dołączyć do brytyjskiej czołówki. Problemem jest, że nie możemy zbyt dużo jeździć i z reguły dostępny jest tylko jeden tor. Obecnie jest pięciu zawodników gotowych do jazdy... raz w roku - stwierdził Nicolas Fafard w rozmowie z WP SportoweFakty.pl. To najlepiej obrazuje, jakie perspektywy, a raczej ich brak, widzimy dla żużla w Kanadzie. Polak w barwach Kanady Najlepszym Kanadyjczykiem, jaki w ostatnich latach pojawił się na żużlowych torach był... Krzysztof Słaboń. Zawodnik ten postanowił ułatwić sobie drogę do najważniejszych światowych zawodów, bowiem wśród reprezentantów Kanady nie miał rywali. Wykorzystał możliwość startowania pod flagą tego kraju, dzięki temu, że niegdyś jego ojciec trafił tam na emigrację. Krzysztof, a raczej Chris Słaboń wystartował w czterech finałach indywidualnych mistrzostw świata juniorów i jeden raz był bardzo blisko medalu. W 2001 roku w Peterborough zajął czwarte miejsce, a zawody sensacyjnie wygrał Dawid Kujawa. Można jednak stwierdzić, że koniec końców okazał się zawodnikiem niespełnionym. W młodym wieku wrocławianin zmienił klub i poszedł do Polonii Bydgoszcz, gdzie wiązano z nim spore nadzieje. Potem wrócił w rodzinne strony, po drodze zaliczając też: Zieloną Górę, Toruń, Gniezno, Częstochowę oraz Poznań. Pięć razy zdobywał medale DMP, dwukrotnie złoty (1998, 2000), raz srebrny (2004) i dwukrotnie brązowy (2002, 2007). Jeździł w wielu finałach krajowych imprez, głównie tych młodzieżowych. Po zakończeniu wieku juniora sprawiał wrażenie mocno pogubionego i szybko zakończył karierę. Kilka dni temu skończył 40 lat i obecnie nie jest związany z żużlem. Tym samym Chris nie nawiązał do sukcesów swojego ojca, dzięki któremu mógł otrzymać kanadyjski paszport. Robert Słaboń to medalista IMP i finalista indywidualnych mistrzostw świata. Jego syn takich osiągnięć nie miał, ale i tak jest w zasadzie drugim najlepszym Kanadyjczykiem w historii dyscypliny w tym kraju. Nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie jakikolwiek inny żużlowiec z Kanady mógł zakwalifikować się do jakichś ważnych międzynarodowych zawodów. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź