Przypomnijmy, że po biegu dwunastym niedzielnych zawodów, pomiędzy zawodnikami doszło do małej scysji. Zmarzlik podjechał pod Janowskiego, żużlowiec Betard Sparty odwdzięczył się tym samym i na dodatek zablokował Zmarzlikowi zjazd z toru. Panowie wymienili między sobą uprzejmości i po chwili zjechali do parku maszyn. Obaj otrzymali za to zdarzenie upomnienie od sędziego zawodów. Ten mały zgrzyt pewnie przeszedłby bez większego echa, gdyby nie późniejsze zachowanie Macieja Janowskiego (który szybko zszedł z podium, zostawiając na nim tylko puszkę po napoju) i fakt, że obaj zawodnicy za chwilę rozpoczną rywalizację w cyklu Grand Prix. A że obaj wydają się być głównymi kandydatami do złotego medalu, od razu pojawiły się skojarzenia z innymi rywalizacjami dwóch znakomitych zawodników: Małysza z Hannavaldem, Senny z Prostem, czy Hunta z Laudą. Grupa lepsza od duetu O potencjał marketingowy takiej rywalizacji zapytaliśmy Jacka Gumowskiego, byłego menadżera marketingu Stali Gorzów. Zdaniem naszego eksperta, z punktu widzenia budowania zainteresowania cyklem, lepsza jest zróżnicowana grupa żużlowców, niż dwóch - nawet wybitnych - jeźdźców - Jeżeli mamy budować potencjał imprezy na lata, to tylko i wyłącznie wyrównana grupa daje wartość. Sprzęt jest bardzo podobny, więc jeśli chcemy mieć ciekawe zawody, musi być dobry startowiec, zawodnik dobry na dystansie, zawodnik, który jest walczakiem, bo brakuje mu talentu, musi być taki Nicki Pedersen, zawodnik bardzo odważny, który włoży głowę tam, gdzie inni baliby się włożyć nogę. Więc to musi być wyrównana stawka, czy mieszanka, która zapewni wszystkim rozrywkę. Para Zmarzlik - Janowski będzie satysfakcjonować tylko kibiców Stali i Sparty - ocenia Gumowski. Emocje muszą być skrajne W tej sytuacji wydaje się, że budowanie zainteresowania cyklem na bazie duetu nie jest najlepszym rozwiązaniem ze wszystkich możliwych. Pozostaje pytanie, czy złe emocje, które pojawiły się pomiędzy wspomnianą dwójką żużlowców, będą w stanie nakręcić zainteresowanie cyklem. - Ludzie uwielbiają skrajne emocje, niezależnie czy pozytywne, czy negatywne. Najgorzej jest być pośrodku. W PGE Ekstralidze ci, którzy będą walczyć o medale, będą w centrum zainteresowania. Wokół klubów walczących o utrzymanie jest duże zainteresowanie. Ci, którzy są pośrodku zupełnie nie liczą się w tej grze o kibica, o emocje, o branding, czy później sponsorów - oni po prostu są, utrzymali się bezpiecznie, mogą budować przyszłość i nic więcej - mówi dla Interii Jacek Gumowski i dodaje - Jeśli chodzi o całokształt, to muszą być skrajne emocje i ich wyważona mieszanka. Patrząc na poprzednie lata i osławione derby ziemi lubuskiej. Prezesi Komarnicki i Dowhan wiedzieli, gdzie należy dołożyć łyżkę miodu, gdzie dziegciu, żeby wywołać lawinę, która spowoduje komplety na stadionach i tak musi być - konflikt i miłość - kończy były menadżer marketingu Stali Gorzów. Piotr Kaczorek