- Jak, z perspektywy trenera kadry, podobał się panu finał indywidualnych mistrzostw Polski? - zapytaliśmy trenera Dobruckiego. - Bardzo mi się podobał. - Pytam, bo dwa najcenniejsze medale zdobyli w nim: Bartosz Zmarzlik i Maciej Janowski. Obaj też dominują pod względem skuteczności dominują w PGE Ekstralidze, ale większość kibiców i ekspertów nie wyobraża sobie by razem mogli stworzyć w reprezentacji parę na Speedway of Nations. A pan wyobraża sobie taki scenariusz? - Czy sobie wyobrażam? (westchnienie). To są najlepsi polscy zawodnicy. Na razie jest sporo czasu do Speedway of Nations, więc nie ma co się za bardzo podniecać całą tą sytuacją. Może się okazać, że ich domniemany konflikt to jest burza w szklance wody, mocno rozdmuchana i przekoloryzowana przez media. Dopóki nie porozmawiam z chłopakami, to nie chciałbym się wypowiadać w tym temacie, który może się okazać naprawdę przesadzony. Podchodzę do tego bardzo spokojnie, bo uważam że żadna sensacja nie jest nam potrzebna. - W tym roku kadra spotkała się na krótkim zgrupowaniu w Bydgoszczy, a jak będą wyglądały dalsze przygotowania do Speedway of Nations? - Na razie są inne imprezy, na których się skupiamy. Zawodnicy tam sprawdzają sprzęt i szykują formę. Trudno w trakcie sezonu o inne metody przygotowań niż metoda startowa. Tak niestety już w żużlu jest. Mnogość terminów powoduje, że nie da się do jednych zawodów przygotowywać miesiącami czy latami. To nie są igrzyska olimpijskie. Poza tym w tym dzisiejszym, bardzo spłaszczonym jeśli chodzi o poziom zawodników, żużlu często decyduje dyspozycja dnia. - W poprzednich latach jedną z form przygotowań były mecze towarzyskie. - Też je planujemy. Są wpisane w kalendarz i najbliższych dniach podjęta zostanie decyzja gdzie i z kim ewentualnie te test mecze się odbędą. - W tym roku świetnie poszły reprezentantom Polski turnieje kwalifikacyjne do przyszłorocznego Grand Prix. Z pięciu zawodników, którzy w nich wystartowali, aż czterech awansowało do sierpniowego Grand Prix Challenge w słowackiej Żarnovicy. Jak w ogóle odbyło się nominowanie do tych turniejów. W poprzednich latach w eliminacjach startowali zawodnicy, którzy najlepiej wypadli w finałach Złotego Kasku. A teraz? - Cały czas obowiązywały wyniki ze Złotych Kasków. Takie były zasady ustalone jeszcze przed pandemią. Przepisy mówiły jasno, że w tych zawodach powinni wystartować żużlowcy, którzy najlepiej wypadli w finałach Złotych Kasków w sezonach 2019 i 2020, które stanowiły krajową eliminację do tych kwalifikacji światowych. Zawodnicy zajmujące czołowe miejsca w tych turniejach mieli prawo walki o Grand Prix. Przez sytuację pandemiczną i brak kwalifikacji światowych w zeszłym roku, start niektórych żużlowców w eliminacjach przesunął się o sezon. Wyszedł z tego trochę absurd, bo zawodnicy, którzy dobrze spisali się w Złotym Kasku 2019, mieli walczyć o Grand Prix 2022. Nie można było im jednak tego przywileju odbierać. - Ostatecznie jednak w eliminacjach wystąpili zupełnie inni zawodnicy, którzy nie wywalczyli czołowych miejsc w turniejach o Złoty Kask lub w ogóle w nich nie wystartowali. Czy nie byłoby zatem lepiej przyjąć jasne zasady, że to trener żużlowej reprezentacji Polski nominuje zawodników do startów w eliminacjach mistrzostw świata i Europy? - I tak i nie. Sytuacja była jaka była. Zawodnicy w sportowej walce miejsca w eliminacjach sobie wywalczyli. Jedyną opcją były rozmowy z nimi. Gdyby nie one, to w turniejach kwalifikacyjnych nie zobaczylibyśmy na pewno ani Patryka Dudka, ani Piotra Pawlickiego, ani Tobiasza Musielaka. Zastąpili oni żużlowców, którzy aktualnie nie czuli się na siłach aby wystartować w eliminacjach, a wcześniej wywalczyli sobie do nich prawo. Woleli się skupić na treningach, na dojściu do formy, dopasowaniu sprzętu i odstąpili swe miejsca. Bardzo to szanuję. Myślę, że tak właśnie należało tę sprawę rozegrać, a nie podejmować odgórne decyzje pozbawiające prawa startu tych, którzy je sobie wywalczyli w sportowej walce na torze. Uważam, że byłoby to dalece nie fair ustalać coś za ich plecami lub zmieniać przepisy. - A jak to będzie wyglądało w przyszłości, w kolejnych latach? W tym roku stawką finału Złotego Kasku było tylko jedno miejsce w eliminacjach mistrzostw świata, które zresztą wywalczył Bartosz Zmarzlik, czyli raczej pewny uczestnik cyklu Grand Prix w następnych latach. - Sprawa jest otwarta. Jest to dosyć trudne i skomplikowane, bo okazuje się, że kiedy by tych krajowych eliminacji nie zorganizować, to nikt nie jest w stanie zagwarantować czy w momencie startu eliminacji światowych czy europejskich forma tych zawodników będzie wystarczająca dobra, aby mogli skutecznie powalczyć o awans do SEC czy Grand Prix. Czasem okazuje się, że nie ma idealnego rozwiązania. Będziemy jeszcze o tym rozmawiać jak to w przyszłości rozwiązać. - We wspomnianym tegorocznym Grand Prix Challenge wystartuje czwórka Polaków: Patryk Dudek, Janusz Kołodziej, Paweł Przedpełski i Tobiasz Musielak. Na ile awansów do Grand Prix pan liczy? - Na cztery (śmiech). - Przecież tylko trzy miejsca premiowane są awansem. - Nigdy nie wiadomo co się może wydarzyć, są przecież "dzikie karty", zawodnicy rezerwowi. Pojedziemy na pewno po to aby spisać się jak najlepiej. Nie ukrywam, że apetyty są duże. Oczywiście wiadomo , że na żadną "dziką kartą" raczej nie możemy liczyć i zdajemy sobie sprawę jak ważne będzie to, co uda się wywalczyć na torze. - A przechodząc do tegorocznego Grand Prix. Myśli pan, że czeka nas wewnętrzna, polsko-polska walka o złoty medal - Zmarzlik kontra Janowski? - Chciałbym, żeby tak to wyglądało, ale zdaję sobie sprawę, że konkurencja nie śpi i będzie szalenie trudno wygrać wszystko. Na pewno na dzień dzisiejszy ta dwójka ma najwyższą i najbardziej ustabilizowaną formę. - Myśli pan, że tarcia między Janowskim i Zmarzlikiem mogą spowodować, że zainteresowanie kibiców ich rywalizacją o mistrzostwo świata, jeszcze bardziej wzrośnie? - Tego nie wiem. Należałoby o to zapytać kogoś kto się zna na takim marketingu sportowym. Ja znam i obserwuję różne metody motywacji poszczególnych zawodników przed zawodami i czasem jest nią też konflikt. Zobaczymy co życie przyniesie. Na pewno szczególnie w Polsce to zainteresowanie Grand Prix i tak już jest duże. - A po trzecim naszym reprezentancie w tegorocznym Grand Prix, Krzysztofie Kasprzaku, czego możemy się spodziewać? W niedzielnym finale IMP otarł się o podium i przypomniał wszystkim, że potrafi się ścigać. - Krzysztofa dosłownie stać na wszystko. Nie ma tak ustabilizowanej formy, żeby realnie zawalczyć o tytuł. Gdyby go zdobył, to nie tylko ja byłbym zdziwiony. Poza tym jednak stać go na praktycznie wszystko, nawet na zwycięstwo w którejś rundzie. Dziś żużel jest kompletnie nieprzewidywalny, a to że Kasprzak ma papiery na jazdę, to fakt bezsporny. Jeśli tylko poukłada sobie wszystko, to na pewno jest w stanie zawalczyć. Nie wiem jak zniesie cały cykl psychicznie, bo to jednak zupełnie inna para kaloszy niż wspomniane IMP czy liga. Jest przy nim bardzo dużo znaków zapytania, ale może naprawdę pozytywnie zaskoczyć. - Chciałem jeszcze spytać o drugą seniorską kadrę, którą pan prowadzi - na długim torze. Dziś rozpoczyna się ponoć jej zgrupowanie. - Tak. Mieliśmy już kilka projektów odnośnie tego zgrupowania. Najpierw przeszkodziła nam pogoda, potem organizacja w Wittstock na chwilę się zachwiała. Wszystko więc przeniesione zostało do Pardubic i to tam się spotykamy. Chcemy ustalić pewne kwestie sprzętowe i organizacyjne oraz zaplanować kolejne zgrupowanie, które chciałbym żeby odbyło się już na takim torze typowo long trackowym, czyli o długości ponad 400 metrów. - Jakie cele przed tą kadrą postawił Polski Związek Motorowy? - Chcielibyśmy wywalczyć drużynowe mistrzostwo świata. Tak już jednak mówiąc zupełnie poważnie i stąpając po ziemi, mamy dyscyplinę, która nie jest w Polsce aż tak bardzo popularna. Ma wiele wspólnego z klasycznym żużlem, ale jest dla nas nowością. Pewne niuanse są jeszcze dla nas nieodgadnione. Szukamy szeroko informacji, które pozwolą nam jak najlepiej się przygotować także pod względem sprzętowym. Z tego względu też miejscem zgrupowania są Pardubice, bo tam również znajdują się producenci sprzętu do long tracku. Na pewno czeka nas sporo nauki i zobaczymy co uda się potem ugrać podczas finału w Holandii (odbędzie się 26 września w Roden - przyp. red.). Arkadiusz Adamczyk