Na świat przyszedł w Tarnowie, więc nie może dziwić, że zainteresował się żużlem. W lidze zadebiutował mając rocznikowo 17 lat. Już dwa lata później był jednym z głównych architektów awansu macierzystej Unii do najwyższej klasy rozgrywkowej. W kolejnych sezonach przychodziły pierwsze sukcesy. Wygrywał w Brązowym i Srebrnym Kasku, wywalczył brąz Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski. W drużynie zdobył złoto i srebro Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostw Polski i dwa srebra w MMPPK. Później, tj. w seniorskim okresie kariery, większych sukcesów w czempionatach nie odnosił, choć warto odnotować, że aż 16-krotnie meldował się na liście startowej finałów IMP. W kolejnych latach był po prostu bardzo solidnym ligowcem. Najpierw w barwach macierzystej Unii, dla której startował przez 10 sezonów, a później w kilku innych zespołach. Początkowo, jeżdżąc na obczyźnie, spędził dwa lata w Grudziądzu, później sześć lat w Lesznie. Kolejne sezony to: Lublin, Tarnów, ponownie Lublin, Łódź, Rybnik, znowu Lublin i Krosno, gdzie po raz ostatni startował w lidze i gdzie jedyny raz miał okazję startować w parze z 16-letnim wówczas synem, Krystianem. W sumie kibice mieli okazję oglądać Jacka Rempałę na ligowych torach przez 27 lat. Imponująco długo. Żużel zabrał Rempale syna Ryzyko jest w żużel wkalkulowane. Jest to sport ekstremalny, w którym kontuzje - mniej lub bardziej poważne - są normalne. Rempała przejeździł na motocyklu prawie 30 lat, jednak największej krzywdy doświadczył już po zakończeniu sportowej kariery. W 2016 roku, w wyniku obrażeń odniesionych w wypadku, który wydarzył się podczas meczu PGE Ekstraligi w Rybniku, zginął 18-letni wówczas syn Jacka Rempały, Krystian. Tragedia mocno dotknęła rodzinę, również ojca chłopaka. - Gdyby Bóg istniał, nie dopuściłby do tej tragedii. Tym bardziej że po wypadku tyle tysięcy ludzi prosiło go, żeby jeszcze nie zabierał Krystiana. Było przecież takie wsparcie, było tyle mszy, tyle modlitw do Boga, żeby zostawił go na tym świecie. A jednak tego nie zrobił. Stąd pojawiły się wątpliwości, czy jest sens wierzyć w Boga - mówił Rempała w zeszłorocznej rozmowie z Onetem. - Gdy wcześniej przejeżdżałem obok kościoła czy koło krzyża, to zawsze się przeżegnałem. A od tragedii tego nie robię. Nieraz ręka sama zaczyna zrobić znak krzyża, ale mówię wtedy: "Nie, zabrał mi przecież syna". Dlatego gdy mam jakąś sprawę, zwracam się do Krystiana, a nie do Boga - dodawał. Rempała miał żużla dość, ale nie odszedł Po śmierci Krystiana, nazwisko Rempała nie zniknęło ze środowiska żużlowego. Nie tylko za sprawą Dawida Rempały (od sezonu 2022 żużlowca Stelmet Falubazu Zielona Góra, kuzyna Krystiana), ale też za sprawą samego Jacka Rempały. Były zawodnik od wielu lat zajmował się przygotowywaniem silników, jednak po śmierci syna mocniej skupił się na tej działalności. Choć, jak mówił dla Onetu, po tej tragedii miał dość tego sportu, nie mógł się nagle przebranżowić i odejść. Dziś paru zawodników może powiedzieć, że całe szczęście, że Rempała nie odszedł od żużla, bo powoli zaczyna wdrapywać się na najwyższą tunerską półkę. Jeszcze nie tak dawno temu zaopatrywał głównie zawodników mniej lub bardziej związanych z Unią, a teraz do drzwi jego warsztatu pukają coraz bardziej klasowi zawodnicy. W przeciągu kilku lat, od zawodników startujących na poziomie eWinner 1. Ligi, takich, jak, np. Jakub Jamróg, czy Ernest Koza, Rempała doszedł do takiego poziomu, że w zeszłym roku zaopatrywał żużlowców startujących w barwach ekstraligowej Unii Leszno - Jasona Doyle’a i Jaimona Lidseya. Jeśli Rempale uda utrzymać się takie tempo rozwoju, przy kolejnych urodzinach być może będzie można o nim mówić jako o jednym z tunerów ze ścisłej światowej czołówki.