Zasadniczo rolą deflektora jest, aby redukować jak tylko się da szprycę spod koła rywala, tak aby w jak najmniejszym stopniu przeszkodziła ona jadącym z tyłu i umożliwiła ewentualne wyprzedzanie. Czasem bowiem jest tak, że materiał potrafi niemal zrzucić zawodnika z motocykla i odebrać panowanie nad sprzętem. W kwestii zmniejszania szprycy deflektory sprawdzają się dobrze. Stanowią jednak również pewnego rodzaju zagrożenie. Są elementem wystającym, o który nie jest trudno zahaczyć w trakcie jazdy. Może to spowodować bardzo groźny upadek. Takie sytuacje widujemy często. Po muśnięciu rywala, żużlowiec traci kontrolę nad motocyklem. - Skoro robimy takie wygłaskane, w większości śliskie i twarde tory, to może - nie mówię, że na pewno - taka jazda bez deflektora nie stanowiłąby większego problemu - zastanawia się Mirosław Kowalik, były żużlowiec. - Nie wiem jednak, czy jest sens z niego rezygnować. W przypadku odsypującej się nawierzchni, atak byłby bardzo trudny do przeprowadzenia. Może i nawet niebezpieczny. Gdyby przekalkulować sobie te wszystkie plusy i minusy deflektora, to może jakieś sensowne rozwiązanie by wyszło. Na dziś to moim zdaniem nie do przyjęcia - dodaje. Najważniejszym zadaniem deflektora jest zapewnienie zawodnikom możliwie jak najlepszej widoczności po otrzymaniu szprycy spod kół rywala. - Kiedyś jeździliśmy na innej, o wiele bardziej przyczepnej nawierzchni. Wówczas szpryca również w wielu przypadkach powodowała kolizje, bo była bardzo ciężka. Trzeba zastanowić się nad wadami i zaletami tego elementu, bo idealnie się nigdy niczego nie rozwiąże. Deflektor na pewno zapewnia lepszą widoczność, bo szpryca zalepia gogle w moment i naprawdę można jechać w łuku po omacku. Ja bym tak szybko z nich nie rezygnował. Robią więcej pożytku niż szkody. Choć faktem jest, że to kolejna część, która wystaje i łatwo o nią zahaczyć. Zawodnicy o tym muszą pamiętać - twierdzi z kolei Bogusław Nowak, mistrz Polski na żużlu. Rzeczywiście są takie niebezpieczne? W odczuciu Mirosława Dudka, deflektor może przyczynić się do upadku zawodnika. Pytanie, czy faktycznie aż tak często i łatwo można doprowadzić do takiej sytuacji. - Nie tak łatwo to zrobić. Trzeba dopuścić tego, by przednie koło dotykało tylnego koła rywala. To są centymetry. Po prostu należy uważać. Z pewnością ewentualne zagrożenie jest o wiele większe dla początkujących zawodników, bo jednak często przejeżdżają blisko przeciwnika lub nie do końca panują nad motocyklem. Jak nie było deflektorów, to żużlowiec po meczu był siny i obolały - wyjaśnia Nowak. Mirosław Kowalik zauważa jeszcze jeden minus ewentualnej rezygnacji z deflektorów. Chodzi o to, że żużel stałby się jeszcze bardziej nudny, choć już teraz często narzeka się na brak walki na dystansie. - Ograniczyłoby to widowiskowość zawodów. I tak już przecież sporo się mówi o tej jeździe gęsiego. Nie tędy chyba droga. Dochodzi czasem do sytuacji, w których deflektor przyczynia się do upadku. Ale w takim razie za chwilę będziemy czepiać się laczka czy za szerokiej kierownicy. Dyskusja nad tym jest według mnie bez sensu - kończy były żużlowiec Apatora Toruń czy Polonii Bydgoszcz. Zobacz nasz codzienny program o Euro - Sprawdź! Gdziekolwiek jesteś, słuchaj meczu na żywo! - Relacja live tylko u nas!