Obecnie trwający sezon należy między innymi do Mikkela Michelsena. Zwycięstwem Duńczyka zakończył się bowiem pierwszy cykl turniejów. Reprezentant Motoru Lublin od soboty jest szczęśliwym posiadaczem złotego medalu indywidualnych mistrzostw Europy, który wywalczył na torze w Rybniku. W rozmowie z organizatorami, 26-latek zdradził swój przepis na sukces. - W zasadzie przez wszystkie rundy konsekwentnie punktowałem. Cieszę się, że postawiłem siebie w takiej pozycji, bo wszystko zależało już ode mnie. To, że byli w Rybniku ze mną moi przyjaciele i wszyscy, którzy mnie wspierali, dało mi dodatkową motywację - odparł. Nie mógł powstrzymać łez Losy indywidualnego mistrzostwa Europy w tym roku ważyły się do ostatniego biegu. W nim co prawda Michelsen musiał uznać wyższość Leona Madsena, ale w klasyfikacji generalnej cyklu to zawodnik Motoru okazał się lepszy od rodaka. Nic więc dziwnego, że po przekroczeniu linii mety popłynęły łzy wzruszenia. Jak się okazuje, złoty medalista miał ku temu jeszcze jeden powód. - Wielkie dzięki dla mojego taty, którego niestety nie mogło być przy mnie w sobotę i dla mojego wujka, którego niestety nie ma już z nami. Bez tych dwóch osób nigdy bym tego nie dokonał. Ten medal jest więc dla nich. Gdyby nie oni, nie byłbym tu gdzie jestem - dodał. Co ciekawe, 26-latek w sobotni wieczór występował praktycznie przed własną publicznością. - W Rybniku to wszystko uderzyło jakby mocniej. Gdy wygrywałem swój pierwszy tytuł też było dużo emocji, ale sięgnięcie po złoty medal tutaj, w mieście w którym mieszkam, przy swoich przyjaciołach, fanach, to coś wyjątkowego. Zabrakło tylko mojego ojca i wujka. Jest jak jest, ale ten tytuł jest dla nich - zakończył. Dla Michelsena zdobycie złotego medalu indywidualnych mistrzostw Europy to nowy rozdział w karierze. Już za rok Duńczyk otrzyma drugą szansę w Grand Prix, gdzie będzie chciał z pewnością zmazać plamę po kiepskim sezonie 2020, kiedy to zmagania ukończył dopiero na czternastym miejscu.