Jakub Czosnyka, Interia.pl: Pana Orzeł Łódź jest prawdziwą rewelacją eWinner 1. Ligi. Zaskoczenie?Witold Skrzydlewski, honorowy prezes i główny sponsor klubu: Zawodnicy jadą swoje. Można powiedzieć, że gdyby niektórzy jechali bardziej równo, to mielibyśmy dwa punkty więcej. A ma pan taką wewnętrzną satysfakcję, że drużyna, która miała toczyć ciężkie boje przed uniknięciem spadku, dzisiaj jest jedną z najlepszych w lidze?Powiem panu jedną rzecz. Trzeba być wielkim wróżbitą, aby po jednym meczu czy dwóch, mówić kto spadnie, a kto awansuje. Myślę, że jak minie osiem kolejek, to wtedy będzie można mówić, gdzie kogo jest miejsce. Wtedy się okaże, czy rzeczywiście będziemy u góry tabeli. Na razie spośród meczów z Wilkami, Startem i ROW-em zakładaliśmy sobie, że zdobędziemy dwa punkty. I tak też było. Żałuję porażki w Krośnie, bo polegliśmy pechowo. Trzymaliśmy się dobrze, ale zawsze miejscowym ściany pomagają. Tak było zawsze i będzie. Poza tym zawiódł tam wtedy pan Kościuch i pan Nowak. Z kolei pokonaliśmy u siebie Rybnik i wyszło na to samo. Natomiast wygrana w Gdańsku jest ponad to, co sobie zakładaliśmy.Mam wrażenie, że Orzeł Łódź to symbol tego, że kasa w żużlu nie zawsze jedzie. W lidze jest więcej bogatszych klubów, które są dzisiaj znacznie niżej w tabeli.W sporcie działam ho ho i jeszcze trochę. Kiedyś byłem też prezesem Widzewa Łódź. Jak w klubie nie było kasy, to zawodnicy zostawiali serce na boisku. Teraz jak widzę, co oni wyprawiają przy tak ciężkich pieniądzach, to moja noga nie staje na tym stadionie. Nie chcę się po prostu denerwować. A z Orłem do tej pory było tak, że dwukrotnie skazywano nas na spadki i dwukrotnie awansowaliśmy do PGE Ekstraligi. Za pierwszym razem zrezygnowaliśmy i wszedł za nas Grudziądz. W przeciwieństwie do wielu prezesów wychodzę z założenia, że jeśli mnie na coś nie stać, to się w to nie bawię. Za drugim razem natomiast weszła za nas Częstochowa.Przyszedł jednak i taki sezon, że zbudowaliśmy skład, który na papierze gwarantował nam awans, a mało brakowało, a spadlibyśmy. Dlatego jak teraz ktoś mi mówi, że nie spadniemy, to ja odpowiadam, że to nieprawda. Jeśli więc po ośmiu kolejkach będziemy mieli 12 punktów, to wówczas będziemy mieli szansę nie spaść, a powalczyć o coś więcej.A czy Orzeł jest w ogóle zainteresowany potencjalnym awansem?Zawodnicy mają powiedziane, że dostaną premie za awans. Bez względu na to, czy zdecydowalibyśmy się na start w PGE Ekstralidze, oni te pieniądze otrzymają. My dotrzymujemy słowa. Tym się różnimy od wielu innych klubów. A czy skorzystamy z okazji? To zależy od tego, czy ktoś będzie chciał pomóc klubowi. Rodzina Skrzydlewskich nie jest w stanie sama tego utrzymać. Rozumiem, że może być pan zadowolony z pracy trenera Skórnickiego.Trenera będzie można chwalić na koniec sezonu. Nie można robić tego za wcześnie, bo nie daj Boże poszedłby do fryzjera i wtedy by się narobiło (śmiech). Adam Skórnicki sam prowadzi drużynę. Ja się nie wtrącam w ustawianie składu. Wracając jednak do ostatniego meczu w Gdańsku muszę powiedzieć, że zabolała mnie podwójna porażka w dwóch ostatnich biegach. Myślałem, że przynajmniej dwa razy po 4:2 przegramy, ale nie 5:1. Z drugiej strony patrzę sobie w statystki i widzę, że pan Kościuch w ogóle nie punktuje w wyścigach nominowanych.Kościuch pana rozczarowuje?Zobaczymy, jak dalej będzie jechać. Na pewno nie jest to jego optymalna forma. A ja powiem panu, że ja teraz mogę prężyć klatę przez naszego Amerykanina. Chodzi o Lucke Beckera.Tak, to był mój pomysł i mojego jednego pracownika. A z tymi transferami mogłoby być jeszcze lepiej, gdybym podczas okienka nie umierał. Bo ja naprawdę wtedy leżałem w szpitalu i umierałem. Dziś mogę powiedzieć natomiast jedną rzecz. Może to lepiej, że nie ma u nas pana Tungate'a, bo dzięki temu świetnie pokazuje się Sasza Łoktajew czy Brady Kurtz.A jak wygląda sprawa konfliktu Orła Łódź z Tungatem i należności, jakich klub domaga się względem niego?Pan Tungate dostał wezwanie przedsądowe. Najpierw było pismo zwracające uwagę na konieczność z wywiązania się ze zobowiązania. Później idziemy do sądu.Sprawa w toku.Sprawę w toku mamy też z panem Musielakiem. Trochę się ona przeciąga przez pandemię. Ja nie wywieszam białej flagi. Prawo działa powoli, ale skutecznie.Przyznam, że to trochę dziwne dla mnie, że Tungate zmienił klub wiedząc o ewentualnych konsekwencjach finansowych, jakie mogą go spotkać.Myślę, że miał jednego doradcę, który mu podpowiadał. Żeby było ciekawiej, ten doradca tłumaczył mu dokument, który zawodnik podpisywał. Nie mówię o kogo chodzi, ale pan dobrze wie, o kim mówię. I ten pan właśnie mówił, że pan Tungate idzie do klubu, który wywalczy awans do PGE Ekstraligi. Jakoś mi się wydaje, że ze wszystkich drużyn jest im obecnie do tego najdalej. Poza tym, jak podają media, majątek tego doradcy zawodnika szacowany jest na 400 milionów złotych, więc domyślam się, że utrzymanie takiego biednego żużlowczyka to żaden problem.Powiem to nazwisko za pana. Chodzi o Marcina Gortata. Natomiast dla mnie ciekawe jest to, że zaczął on pojawiać się na trybunach stadionu w Łodzi. Zakładałem, że klub na obecności takiego sportowca może tylko zyskać.Powiem panu jedną rzecz. Ja jestem stary łódzki Żyd. Nie wstydzę się tego. Nikt nic nie robi za darmo. Pan Gortat przyszedł na stadion nie dlatego, że się zakochał w żużlu, tylko dlatego że został twarzą firmy eWinner. Musiał przez to wykonać pewne obowiązki. Przy okazji zawiązała się pewna sympatia między nim a panem Tungatem. Nie mogę powiedzieć, że dla naszego klubu obecność pana Gortata nie była dobra. Jednak zyskał przede wszystkim on, ponieważ pokazał eWinnerowi, że ciągle dużo się o nim mówi i gdy podpisywał następny kontrakt, to miał już znacznie silniejszą pozycję. Tutaj nic nie jest robione z czystej sympatii. Gdyby był takim hojnym człowiekiem, to jako rodowity łodzianin, wyłożyłby kasę i założył klub koszykarski w Łodzi, który walczyłby na najwyższym poziomie. A jak ma się obecnie sprawa Aleksandra Grygolca? Został w klubie, ale w lidze nie jeździ.Uważam, że takie warunki jak miał u nas pan Grygolec, to życzyłbym podobnych każdemu juniorowi w innym klubie. Niestety chłopak narobił sobie problemów, bo dał się namówić na złe rozwiązania pewnym ludziom. Miał też pecha z kontuzją kostki. Może gdyby uczestniczył od początku sezonu w treningach, to byłby bardziej sprawny. Szkoda mi go. Najgorsze jest to, że panowie dziennikarze zaraz robicie z zawodnika bohatera, jak ten zdobędzie ledwie parę punktów. Później uderza do głowy woda sodowa.Ten nowy chłopak z Bydgoszczy jeszcze nie wystartował w ani jednym biegu ligowym (Wiktor Przyjemski - dop.red.), a już mówicie, że to będzie drugi Gollob. Nie daj Boże nie wyjdą mu na początku jakieś biegi, ale to dla niego będzie tragedia. A wracając do pana Grygolca proszę pamiętać, że za rok też będzie w naszym klubie. Ma ciągle ważną umowę.A czy on w ogóle ma szansę walki o skład?Na pewno ma. Z pewnością jednak nie liczył, że może być zastępowany przez kogoś innego. Tymczasem dzisiaj pan Dull zrobił do tej pory więcej punktów, niż pan Grygolec w całym zeszłym sezonie. A z biegu na bieg jedzie coraz lepiej. Na pewno nie są to tacy juniorzy, o jakich by się marzyło, ale ważne, że te trzy punkty w meczu zrobią. Wtedy jesteśmy szczęśliwi.Zgadzam się z panem, że narzekać na młodzież w Łodzi nie można. Taka Unia Tarnów miała mieć najlepszą parę juniorów w lidze, a jak jest wszyscy widzą.To ja panu powiem, że w tym klubie jest jakiś większy problem. Nie wiem jaki, bo nikomu w kieszeni nie siedzę, ale niektórzy mówią, że jest kłopot z pewnymi wartościami. Mnie natomiast interesuje to, żeby u nas wszystko działało jak należy. Chwilę przed naszą rozmową miałem ostrą dyskusję z naszą księgową, którą pytałem, czy mamy zapłacone wszystkie faktury. Okazało się, że po ostatnim meczu nie może się doprosić od jednego zawodnika faktury. Ja chcę być ze wszystkim na bieżąco. Jesteśmy na takim etapie, że zawodnik pojechał, to zawodnik otrzymuje od razu za wynagrodzenie. Płaci za to firma H.Skrzydlewska.pl.W Tarnowie takich standardów nie ma na pewno.Dlatego ja się dziwię panu Tungateowi. Myśmy mu proponowali 100 tysięcy za podpis, a 50 tysięcy dodatkowo, jak wpuszczą więcej ludzi na trybuny. Dawaliśmy mu bez względu na wszystko 2000, czy 2200 za punkt. Dawaliśmy hotele, kewlary i wszystkie te rzeczy. Uważam, że otrzymał uczciwe warunki. Słyszałem natomiast, że w Tarnowie dali mu 120 tysięcy za podpis i 2500 złotych za punkt. Czy dostał to fizycznie czy na papierze, to inna sprawa. Kiedyś było takie powiedzenie, że nikt ci tyle nie obieca co widzę. Zawodnicy dają się teraz rolować przez kluby. Mówią, że jak nie podpisze kontraktu, to nie dostanie zaległych pieniędzy. Dlatego nie znajdzie pan nikogo, który miałby u mnie podpisaną jakąś umowę na dodatkowe pieniądze. Umawiamy się na coś i ja się z tego wywiązuję. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź