Władzom Fogo Unii zależało na pozostaniu Dominika Kubery. Pierwsze rozmowy odbyły się już w sierpniu. Działacze zapraszali na rozmowy, chcieli szybko załatwić temat, bo czuli pismo nosem, że zawodnik może mieć sporo ofert. Żużlowiec poprosił jednak o czas. Chciał się skupić na najważniejszych meczach sezonu, a przy okazji zapewnić, że chętnie podpisze nowy, dwuletni kontrakt. To uspokoiło Piotra Rusieckiego i Józefa Dworakowskiego. Do gry wszedł jednak Jakub Kępa i przekonał Kuberę do przenosin do Motoru Lublin. W Lesznie nikomu nie spodobało się zachowanie wychowanka. Poczuli się oszukani tym bardziej, że zaczęły pojawiać się głosy, że zawodnik dogadał się z nowym klubem już w sierpniu. Teraz Unia na czele z Józefem Dworakowskim chce odzyskać pieniądze za wyszkolenie żużlowca. Żąda od Motoru kwoty 800 tys. ekwiwalentu. W innym wypadku Kubera będzie mógł zostać potwierdzony w nowym klubie dopiero w maju, więc straci pierwsze trzy mecze. To wszystko wygląda tak, że most między zawodnikiem a klubem został spalony. Co ciekawe, Motor Lublin do dzisiaj nie wykonał żadnego kroku w stronę załagodzenia sytuacji. Józef Dworakowski czeka na telefon od Jakub Kępy. W środowisku słyszymy, że działacz jest gotów się dogadać, nawet obniżyć żądania, ale nikt z Lublina jeszcze do niego nie dzwonił. Tam wychodzą z założenia, że przecierpią pierwsze trzy kolejki, a strata pierwszych meczów nie odbije się negatywnie na formie Kubery.A w tym wszystkim szkoda, że obie strony nie potrafią siąść i się po ludzku dogadać. Każdy trzyma się swojej racji i argumentów. Pewnie do tego wszystkiego dochodzi jeszcze duma, bo sprawa nabrała dużego szumu medialnego, z którego nikt nie chce wyjść przegranym. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź!