Wojciech Kulak, Interia: Z ręką na sercu. Spodziewał się pan przegranej Moje Bermudy Stali z Motorem w ubiegłą niedzielę? Robert Flis, były żużlowiec Stali Gorzów, pięciokrotny medalista DMP: Na pewno wiedziałem, że nie będzie to łatwy mecz dla Stali. Co prawda gorzowianie rywalizowali w pełnym składzie, ale powracający po kontuzji Martin Vaculik, Szymon Woźniak oraz Kamil Nowacki długo nie startowali. To moim zdaniem nie wróżyło dobrze, ponieważ ten sport tak się rozwinął, że trzeba być cały czas w kontakcie z motocyklem i z ustawieniami, by coś osiągnąć. Jeżeli się nie jest, to ciężko odrobić, co się straciło na przymusowym odpoczynku. Według pana można było zrobić coś inaczej? Wielu ekspertów zwracało uwagę na zbyt wymagający tor, który niezbyt sprzyjał zawodnikom wracającym po kontuzji. Może większą szansę na końcowy sukces umożliwiałaby twardsza nawierzchnia? Nie wydaje mi się. W niedzielę wyszedł przede wszystkim brak jazdy tych zawodników. Ponadto cały czas zmieniała się pogoda. W tej chwili na ustawienie motocykli wpływa naprawdę mnóstwo czynników. Niby wszystkie jeżdżą z podobną prędkością, ale żeby wygrywać wszystko musi być dograne idealnie. Stal była troszeczkę do tyłu, jeśli chodzi o tych żużlowców. To jest jednak sport i niestety kontuzje się zdarzają. Któryś z zawodników szczególnie zawiódł pana w niedzielnym meczu? Mi osobiście zabrakło punktów Rafała Karczmarza, który przynajmniej u siebie w domu powinien dorzucić jakieś punkty. Trudno powiedzieć. Szczególnie właśnie po Rafale widać, że chyba za bardzo chce i to wszystko niestety obraca się w drugą stronę. To taki nieprzewidywalny zawodnik, że nie zdziwię się jak teraz pojedzie do Lublina i będzie objawieniem meczu oraz naprawi wszystkie błędy z niedzieli. Zobaczymy, co pokaże za tydzień. Na razie jeszcze Stal nie przegrała, a Motor jeszcze nie wygrał, chociaż lublinianie są naprawdę blisko, bo wygrali na wyjeździe. Do odjechania pozostał jednak rewanż. Poczekajmy wszyscy do niedzieli, a potem ferujmy wyroki. Nie żałuje pan trochę, że nie doszło do wypożyczenia Bartłomieja Kowalskiego do Stali Gorzów? Taki junior dawałby zdecydowanie większe szanse na udany rewanż w Lublinie. O zdolnym juniorze marzy praktycznie każdy polski klub. Uważam jednak, że nie ma co gdybać, tylko próbować walczyć takimi zawodnikami, jakich się ma. Stal podpisała kontrakty z określonymi żużlowcami i zwyczajnie musi nimi jechać. Wzmacnianie się kimś z zewnątrz też nie jest do końca dobre, ponieważ to trochę nie fair w stosunku do innych. Stal musi po prostu wierzyć w sukces, a wówczas będzie w stanie wygrać. Zgadza się pan ze stwierdzeniem, że start cyklu Grand Prix był przysłowiowym gwoździem do trumny Stali Gorzów? Najpierw urazu nabawił się Anders Thomsen, a kilka tygodni później lider - Martin Vaculik. Nikt w PGE Ekstralidze nie ma takiego pecha. Tak można powiedzieć. Z drugiej jednak strony Grand Prix nie odbywa się od wczoraj, a w cyklu nie bez powodu jeżdżą najlepsi na świecie. Tak po prostu los chciał i trzeba to zaakceptować. Innej rady tak naprawdę nie ma. Jak zapatruje się pan na rewanż w Lublinie? Dziesięciopunktowa wygrana Stali jest możliwa, czy to raczej marzenie ściętej głowy? Na pewno będzie bardzo ciężko, ale jeżeli cała czwórka liderów (Zmarzlik, Vaculik, Thomsen, Woźniak - dop. red.) pojedzie na wysokim poziomie, a trochę punktów dorzucą pozostali zawodnicy, to myślę że strata jest do odrobienia. Wszystko musi jednak zagrać w stu procentach - to jest kluczowy warunek, by jeszcze myśleć o awansie do wielkiego finału. Kto pana zdaniem okaże się lepszy w drugim półfinale. Fogo Unia Leszno zdoła jeszcze podnieść się z kolan i sensacyjnie pokonać Betard Spartę we Wrocławiu? To są dwie bardzo silne drużyny. Jestem daleki od przekreślania szans leszczynian, z racji tego iż ostatnio regularnie sięgali po tytuł. Aktualni mistrzowie tanio skóry nie sprzedadzą, a trener Piotr Baron na pewno coś wymyśli, by było jeszcze ciekawie. Stać ich na sprawienie niespodzianki. Moim zdaniem ani Lublin, ani Wrocław na razie nie mogą być pewni awansu do finału. Szczególnie, że żużel naprawdę lubi niespodzianki. Tak, dokładnie. Dobrym na to przykładem jest chociażby zeszłoroczna postawa Stali i jej zwycięstwo na trudnym terenie we Wrocławiu w rundzie zasadniczej. W Unii jeżdżą klasowi zawodnicy, którzy potrafią solidnie punktować. Oby działo się do ostatniego biegu. To byłby najlepszy scenariusz dla całej dyscypliny.