11. i 12. dzień kwietnia to w żużlowym kalendarzu prawdziwe 2-dniowe święta Bożego Narodzenia. Zarówno Tomasz Gollob, jak i Bartosz Zmarzlik to bez dwóch zdań najwybitniejsi przedstawiciele polskiego speedwaya w całej jego historii. Młodszy niemal od samego początku rozwijał się pod oczami tego starszego, służącego mu radą mentora. Do dziś korzysta zresztą z jego rad, konsultował się z nim między innymi przed najważniejszymi dla siebie wyścigami cyklu Grand Prix w sezonach 2019 i 2020, gdy wygrywał indywidualne mistrzostwa świata. Nie sposób nie zauważyć w ich relacji podobieństw między tym, co działo się niegdyś w skokach narciarskich. Podobnie jak Kamil Stoch przejął pałeczkę sztafety pokoleń od Adama Małysza, tak Zmarzlik jest z pewnością kontynuatorem dzieła Tomasza Golloba - człowieka, który - podobnie jak skoczek znad Wisły - stał się w całym kraju symbolem swej dyscypliny. Takie podobieństwa prowokują wiele jałowych dyskusji - który z nich był lepszy: mistrz czy uczeń? Jeśli kiedykolwiek będzie można odpowiedzieć na to pytanie, to z pewnością po tym jak obaj spotkają się ze sobą na sportowej emeryturze. Póki jedno pokolenie pozostaje wciąż "aktywne zawodowe", póty nie można w żaden sposób porównać całokształtu osiągnięć obu wybitnych sportowców. Dla pewnego zobrazowania sprawy, zestawić można jednak gablotę pucharów i medali, jaką Zmarzlik i Gollob mogli pochwalić się w wieku 26 lat - tyle bowiem skończył Zmarzlik w poniedziałek. Na pierwszy rzut oka zauważyć można więc jego przewagę, jeśli chodzi o porównanie występów w indywidualnych mistrzostwach świata - Zmarzlik już teraz ma na koncie 2 tytuły najlepszego żużlowca globu, Gollob na swój jedyny musiał czekać aż do 2010 roku. Odbierał go jako 39-latek. W 1997 nie miał na koncie jeszcze żadnego medalu IMŚ, a jego uczeń oprócz dwóch złotych posiada również brąz z 2017 i srebro z 2018. Należy jednak zauważyć, że mówimy o dwóch zupełnie różnych epokach. Wychowanek Polonii przebijając się w latach dziewięćdziesiątych na europejskie salony był dla tamtejszych wyjadaczy "człowiekiem znikąd", kolejnym wyskokiem natury z bloku wschodniego, któremu nie dawano większych szans na sukces. Mimo to, już jako 26-latek miał na koncie dwa medale drużynowych mistrzostw świata - w tym złoto z 1996. Zmarzlik posiada w gablocie już 5 takich krążków - po dwa złote i srebrne oraz brązowy. Zmarzlik do cyklu Grand Prix wchodził jako reprezentant Polski, która była już wówczas uznawana za centrum żużlowego świata. Nie można było o nim mówić, że rywale mają nad nim przewagę sprzętową. Ba! Najbardziej doświadczeni żużlowcy podglądali młodzieńca z podgorzowskich Kinic, by zainspirować się stosowanymi przez niego nowinkami. Kraj nad Wisłą zyskał zaś taki status właśnie dzięki Gollobowi - to on przetarł szlaki dzisiejszemu złotemu pokoleniu i zwrócił na czarny sport uwagę bogatych sponsorów z całego państwa. To właśnie on dominuje zresztą nad swoim następcą pod kątem dorobku na krajowych arenach. Jako 26-latek był już 5-krotnym indywidualnym mistrzem Polski, czapkę Kadyrowa zdobywał rok po roku w latach 1992-1996. Dla Zmarzlika ten triumf jest największą bolączką - mimo dominacji na świecie, nigdy nie został najlepszym zawodnikiem w swej ojczyźnie. Co ciekawe, lepiej od Golloba prezentuje się jednak pod kątem drużynowych tytułów. Bydgoszczanin jako 26-latek mógł pochwalić się trzema brązowymi, oraz po jednym srebrnym i złotym medalami Drużynowych Mistrzostw Polski zdobytymi ze swą macierzystą Polonią Bydgoszcz. Zmarzlik poprowadził już Stal Gorzów do dwóch mistrzostw Polski, trzy razy stawał z nią na drugim, a 2 razy na trzecim stopniu podium Ekstraligi. Ich sukcesy na różnych mniej lub bardziej prestiżowych arenach można by wyliczać przez cały rok - aż do kolejnego urodzinowego kwietnia. Jest bardziej niż pewne, że Zmarzlik w międzyczasie dopisałby zresztą do tej listy kolejne pozycje. Za pewne należy jednak uznać, że polski żużel nie miał nigdy wcześniej takiej pary dominatorów. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź