W środę środowisko żużla obiegła szokująca i tragiczna wiadomość o śmierci Sebastiana Trumińskiego, byłego żużlowca, wychowanka LKŻ-u Lublin, a w ostatnim czasie doradcy wielu zawodników i producenta części dla żużlowców. Choć oficjalnie nie podano przyczyny jego śmierci, to z otoczenia Trumińskiego dochodzą pogłoski o samobójstwie. Potwierdzają to także posty, jakie na jego facebookowym profilu publikują ludzie, którzy go znali. - Seba, dlaczego? Ja tego nie rozumiem. Jeszcze przed chwilą rozmawialiśmy, byliśmy na meczu ligi szwedzkiej - napisał Alexander Edberg. Nikt nie może pogodzić się z tym, że Trumiński podjął tak tragiczną decyzję. We wtorek były zawodnik publikował w sieci filmy, na których świetnie się bawił, pływał motorówką i generalnie wyglądał na szczęśliwego. Tak równie zresztą postrzegali go znajomi, zwłaszcza ci lubelscy, którzy zawsze kojarzyli Sebastiana z wesołym, uśmiechniętym chłopakiem. Absolutnie nic nie mogło wskazywać na to, że coś może być nie tak. Historia Trumińskiego wygląda jednak znajomo. Podobnie było w przypadku Tomasza Jędrzejaka, również teoretycznie szczęśliwego ojca i męża, człowieka spełnionego zawodowo, który w sierpniu 2018 popełnił samobójstwo. Nikt nie wiedział, dlaczego. Zaczęło się od młodych talentów Pierwszym głośnym przypadkiem samobójstwa w sporcie żużlowym była śmierć Roberta Dadosa, również wychowanka Motoru Lublin, byłego mistrza świata juniorów. Zawodnik przestał sobie radzić, prawdopodobnie wpływ na to miał poważny wypadek motocyklowy w 2000 roku, podczas którego doznał poważnego urazu głowy. Dwa razy próbował targnąć się na swoje życie, raz uratował go mechanik, innym razem żona. Niestety, próba podjęta w marcu 2004 roku okazała się już skuteczna i 30 marca Dados zmarł. Miał zaledwie 27 lat, a jego śmierć wstrząsnęła środowiskiem. Niestety, była tylko początkiem fatalnej passy. Dwa miesiące po odejściu Dadosa, Polska straciła kolejnego żużlowca z wielkim potencjałem. Samobójstwo popełnił Rafał Kurmański, niezwykle wrażliwy chłopak, który wobec słabszego sezonu i ogromnych oczekiwań stał się obiektem ataków pseudokibiców, którzy nie dawali mu żyć. 22-latek popadł także w duże problemy osobiste, z których nie był w stanie się wyplątać. Czarę goryczy przelało odebranie mu prawa jazdy za prowadzenie auta pod wpływem alkoholu. Być może Kurmański bał się reakcji mediów na to wydarzenie. Powiesił się w hotelu, 30 maja 2004 roku, tuż przed meczem ligowym z Unią Leszno. Stadion zalał się wówczas łzami, choć gdy Rafał był w potrzebie, nikt do niego ręki nie wyciągnął. Dlaczego oni też? 2 czerwca 2006 roku, Łukasz Romanek po świetnym treningu wywalczył sobie miejsce w składzie RKM-u Rybnik na niedzielny mecz ligowy. To wiele dla niego znaczyło, bo miał słaby sezon. Z tego tytułu spotykał się z ogromną krytyką, co niektórzy mu nawet grozili. Ledwie 23-letni chłopak nie radził sobie z tym, zwłaszcza że bardzo się tym przejmował. Bał się wychodzić z domu, miał problemy natury mentalnej. Ich początek miał miejsce po fatalnym upadku w finale MIMP w Lesznie w 2002 roku. Od tamtej chwili Romanek miał wielkie problemy, ciągle słyszał szumy w głowie, napadały go stany lękowe. Najgorsze jednak, że był z tym wszystkim sam, a do tego non stop obrzucano go obelgami. Nie wytrzymał tego. Tuż po wspomnianym treningu popełnił samobójstwo. Zagadkowa była także śmierć Mateja Ferjana, słoweńskiego żużlowca, byłego uczestnika cyklu Grand Prix, bardzo lubianego w Polsce. 22 maja 2011 roku zawodnika znaleziono martwego w samochodzie w Gorzowie Wielkopolskim. Przyczyn jego śmierci nie ustalono, ale można domniemywać, że jeśli zostawił odpalony samochód i położył się nim spać, to mógł mieć w tym jakiś cel. Tym bardziej, że w jego organizmie wykryto środki odurzające. Sekcja zwłok wykluczyła udział osób trzecich. Śmierć Ferjana również była szokiem, bo był wiecznie uśmiechniętym, skorym do rozmów człowiekiem. Bardzo szanowanym, bo swego czasu nie dał się przekupić, nie przyjął łapówki, a próbę korupcji nagłośnił w klubie. Najnowsze informacje z Igrzysk Olimpijskich - Sprawdź To miało się już nie zdarzyć Od ostatniego - oficjalnie potwierdzonego samobójstwa - Romanka, mijały lata i wiele wskazywało na to, że wobec coraz większej świadomości problemów psychicznych i umiejętności ich leczenia, kolejnych przypadków takich tragedii w żużlu już nie będzie. Tymczasem w sierpniu 2018 roku gruchnęła wiadomość o samobójstwie Tomasza Jędrzejaka, indywidualnego mistrza Polski i legendy Iskry Ostrów. Jeszcze dwa dni wcześniej 39-letni żużlowiec brał udział w meczu ligowym. Tuż po nim wstawiał jednak na media społecznościowe niepokojące treści, na które zwrócono uwagę dopiero po jego śmierci. Jędrzejak publikował wizerunek sowy, symbolu śmierci, smutku i samotności. Prawdopodobnie cierpiał na depresję, a z racji tego że był introwertykiem, nie chciał nikomu o tym mówić. Nie wyobrażał sobie także meczu ligowego w Ostrowie, gdzie miał być rywalem miejscowej drużyny. Spotkanie to miało zostać rozegrane za kilka dni. Po śmierci Jędrzejaka zaczęto o wiele więcej mówić na temat pomocy osobom zmagającym się z depresją i zaburzeniami osobowości. Uruchomiono anonimową infolinię dla żużlowców, bo każdy doszedł do wniosku, że taka ilość samobójstw w tym sporcie nie może być dziełem przypadku. Niestety, 21 lipca zanotowaliśmy wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, kolejny tragiczny przypadek, tym razem Sebastiana Trumińskiego. Ojca, męża i osoby pozornie szczęśliwej. Dlaczego zatem taki człowiek targa się na swoje życie? Najbardziej boli to, czego nie widać Kiedyś mówiło się, że ból musi być widoczny. Jeśli go nie widać, to znaczy, że go nie ma. Wraz z rozwojem psychologii i psychiatrii zaczęto jednak większą uwagę zwracać na choroby takie jak depresja, którą przez wiele lat traktowano jako coś śmiesznego, niepoważnego i powód do wstydu. Mówiono, że to słabość, a dla wielu zwykła wymówka. - Weź się w garść - brzmiała najczęstsza porada w takich przypadkach. Wszystkim wydawało się, że cierpiący na depresję człowiek może sobie pomóc jeśli tylko będzie tego chciał. Mnóstwo samobójstw ludzi zmagających się z depresją zmieniło nieco spojrzenie na tę chorobę, ale w wielu kręgach nadal jest ona traktowana niewłaściwie. Żużlowiec od samego początku kariery musi zmagać się z rzeczami, o których wielu nie ma pojęcia. Z racji bycia w dużej części przypadków kimś w rodzaju lokalnego bohatera, jednego dnia jest wielbiony, innego wyzywany od najgorszych, zależnie od tego, jak pojechał w ostatnim meczu. Co więcej, w speedwayu wobec częstych uderzeń głową, nietrudno jest doznać uszczerbku na zdrowiu, który będzie doskwierać do końca życia. Któregoś dnia może to życie uniemożliwić. Jeśli potwierdzi się teza o samobójstwie Trumińskiego, padnie wiele zwrotów typu "w końcu coś musi się zmienić". W praktyce jednak nie zmieni się nic.