Przypomnijmy, że sprawa sięga drugiej połowy września 2019 roku, gdy zawodnik podczas badania antydopingowego sam przyznał, że sięgnął po wlewkę witaminową. Sytuacja miała miejsce po finale PGE Ekstraligi, a nad Drabikiem od razu zebrały się ciemne chmury. W długiej walce o uniknięcie kary kluczowy miał okazać się werdykt, wydany przez Trybunał Arbitrażowy przy PKOl. Ten ujrzał światło dzienne w czwartek i jasno z niego wynika, że żużlowiec niczego nie wskórał. Ze starań o otrzymanie wstecznej zgody na zastosowanie tzw. wlewki nic nie wyszło. Postępowanie ws. Drabika przebiegało w sposób dwutorowy. Najpierw zostało wszczęte bezpośrednie postępowanie dyscyplinarne, czyli został postawiony zarzut, gdy rozpoczęto wyjaśnianie sprawy związanej z infuzją. Po postawieniu zarzutu, zanim jeszcze panel dyscyplinarny zajął się sprawą, zawodnik złożył wniosek o wyłączenie dla celów terapeutycznych z mocą wsteczną. Wtedy zostało wszczęte postępowanie równoległe ws. dożylnej infuzji. - W końcu panel dyscyplinarny przy POLADA wydał decyzję w tej sprawie, że zawodnikowi nie należało się retroaktywne TUE. Zawodnik się od tego odwołał, zaskarżył to postanowienie panelu do Trybunału Arbitrażowego przy PKOl, który właśnie wydał pogląd na sprawę, czyli oddalił skargę. To znaczy, że utrzymał w mocy postanowienie panelu drugiej instancji. A to przekłada się na to, że zawodnikowi prawo do wstecznego TUE zostało odmówione - powiedział Interii Michał Rynkowski, szef Polskiej Agencji Antydopingowej. To sprawia, że wychowanka Włókniarza Częstochowa już niewiele może uratować. Formalnie jednak to nie zamyka sprawy, tylko wręcz ją otwiera, poprzez powrót do punktu wyjścia. To oznacza, że teraz będzie realizowane właściwe postępowanie dyscyplinarne, a zawodnikowi grozi nawet kilka lat zawieszenia. Czy Drabik może jeszcze uniknąć kary? - Taka możliwość zawsze istnieje, jednak powiedziałbym, że w tym przypadku tę drogę do uniknięcia kary zamknęło dzisiejsze rozstrzygnięcie trybunału - powiedział dyr. Rynkowski. Szef POLADA dodał, że żużlowcowi grozi do czterech lat dyskwalifikacji. Nieoficjalnie udało nam się potwierdzić, że absolutnym minimum miałaby być kara 12 miesięcy, ale do takiego orzeczenia potrzebne są tzw. wyjątkowe okoliczności. Niewykluczone, że sprawa do czasu formalnego rozstrzygnięcia potrwa jeszcze kilka miesięcy.Artur Gac