Finał Indywidualnych Mistrzostw Polski nie zawsze odbywał się na stadionie najlepszej drużyny w kraju. W latach 1953-56 najlepszego żużlowca kraju wyłaniał cykl czterech równorzędnych turniejów, później powrócono do finałów jednodniowych. W sezonach 1967 organizatorem finału aż 11-krotnie był Rybnik, co poskutkowało wprowadzeniem zasady głoszącej, że co prawda prawo organizacji przysługuje aktualnemu drużynowemu mistrzowi, ale nie dłużej niż przez 2 sezony z rzędu. Później jednak centrala wycofała się z tego ograniczenia. Od tej reguły czyniono co prawda wyjątki, lecz bardzo nieliczne. Chociażby w 1996 roku, gdy Sławomir Drabik zwyciężył na torze w Warszawie. Wtedy finał straciła Sparta Wrocław, dla której miał on być nagrodą za tytuł. - Unia po 1989 roku jako trzykrotny mistrz Polski również nie dostała prawa organizacji finału, który został przeniesiony do Lublina - wspomina ograniczenie dyrektor MOSiR w Lesznie, Sławomir Kryjom. - Zobaczymy, jak zafunkcjonuje ten pomysł. Rozumiem, że jest już jakaś idea. Wydaje mi się, że impreza takiej rangi może przyciągnąć kibiców na trybuny w wielu ośrodkach, także tych z niższych lig. Zawsze była to jednak swoista forma nagrody dla drużynowego mistrza, jego zawodnicy mieli handicap własnego toru - ocenia. Jedną z najbardziej prawdopodobnych opcji jest przeniesienie finału do Warszawy. Miałby się on odbywać dzień po stołecznej rundzie Grand Prix na Stadionie Narodowym. - To jest na pewno ciekawa opcja dla kibiców, którzy wybierając się do Warszawy, obejrzą dwie fajne imprezy w jeden weekend. To byłaby dobra decyzja. Finały IMP mają to do siebie, że kreują jakichś bohaterów, są bardzo ciekawe. Może taki powiew świeżości da nam fajne przeżycia - twierdzi. Niektórzy eksperci podają pod rozwagę pomysł organizacji finału w zagranicznych ośrodkach startujących w polskiej lidze, na przykład w niemieckim Landshut. - Nie wiem, czy zarząd podjąłby się organizacji takiego turnieju - wątpi Kryjom pełniący w bawarskim zespole funkcję menedżera. - Na pewno musiałoby się to wiązać z dziką kartą dla przedstawiciela gospodarzy, bo w innym wypadku nie miałoby to żadnego sensu. Powiem szczerze, że oglądanie najlepszej polskiej stawki na torze w Landshut byłoby ciekawym przeżyciem dla wszystkich, także zawodników - przypuszcza. - Mimo wszystko uważam, że powinien się on odbyć na terenie Polski. Może któryś klub z pierwszej albo drugiej ligi podejmie się organizacji. Na pewno te zawody będą miały jakiegoś promotora, gdyż PZMot sam z siebie zawodów nie organizuje. Te zawody muszą mieć odpowiednią oprawę, transmisję, prestiż. Sądzę, że jeśli związek zdecydował się na taki ruch, to musi mieć dobry plan - zakończył. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź!