Piątkowe Drużynowe Mistrzostwa Świata Juniorów miały wszystko, by stać się żużlowym świętem na trybunach. Dobry termin, ranga turnieju, dość dobra obsada i przede wszystkim ogromne szanse Polaków na sukces. Zamiast ryku kibiców prędzej można było jednak usłyszeć echo. Frekwencja na zawodach kompletnie zawiodła, a poza "polskimi" biegami jedyny hałas generowały motocykle. Wniosek wydaje się prosty - żużlowych wydarzeń w Polsce jest po prostu za dużo. Kibicom nie chce chodzić się na wszystko, bo to drogie, a ponadto często mało atrakcyjne. - W Polsce mamy przesyt imprez. Niestety na zawody typu DMŚJ więcej osób nie przyjdzie. Takie są realia. Tu jest wszystkiego za dużo i nawet dobra promocja nie pomaga. Siadasz do żużla w piątek, to kończysz oglądać go w niedzielę. Może trzeba ograniczyć liczbę wydarzeń. Obecnie kibic wybiera to, co najważniejsze, a reszta cierpi - powiedział nam Michał Polny. U innych nie będzie lepiej Należałoby zatem odkryć dla żużla inne miejsca. Być może Duńczycy chcieliby zobaczyć, jak ich rodacy detronizują u siebie Polaków. W innych krajach pojawiłaby się szansa na pokazanie dyscypliny. Widoki na to są jednak marne. - Jaką mamy gwarancję, że w innych państwach przyjdzie więcej kibiców. W Bydgoszczy szału nie było, ale trudno wskazać miejsce, gdzie byłoby lepiej. Nawet Wielka Brytania, Dania czy Szwecja to złe kierunki - stwierdził Polny. Faktycznie imprezy takie jak DMŚJ wcale nie muszą odnieść za granicą większego sukcesu. Tu kluczem okazują się finanse. - Trudno znaleźć alternatywę. By to pchnąć, potrzebna szeregu różnych działań, w których uczestniczyłby też FIM. Dopóki nie będzie globalnych ruchów strategicznych, to niewiele się zmieni. Przede wszystkim trzeba znaleźć mocnego sponsora. To bardzo drogi sport, więc najbardziej potrzeba pieniędzy - powiedział rozmówca. Przesyt imprez w Polsce to konsekwencja tego, że inni nie chcą brać się za coś, co przerośnie ich możliwości. W ten sposób trudno będzie wyjść z obecnego marazmu. - Nikt nikomu nie zabrania organizować imprez. Nie ma jednak chętnych. Ośrodkom brakuje pieniędzy. Gdyby dobry sponsor pokrywałby koszty, kompletnie inaczej by to wyglądało. My jakoś sobie z tym radzimy, ale nawet w Polsce mamy problemy. Federacje raczej nie są w stanie wspierać finansowo. By nowe miejsca mogły coś zrobić, FIM musiałby znacząco pomóc, redukując koszty, albo brać je na siebie - ocenił Polny.