O tym ostatnim mówi się głośno, że seria groźnych upadków mocno stępiła jego młodzieńczą odwagę i nie trzyma już gazu tak odważnie jak wcześniej. Vaculik i Woźniak zaś też w przeszłości mieli już problemy z szybkimi powrotami do formy po wyleczeniu urazów. W 2014 roku np. kiepski powrót Słowaka po wyleczeniu urazu barku kosztował Unię Tarnów awans do finału PGE Ekstraligi. Powtórka sprzed 7 lat Vaculik miesiąc temu groźnie upadł po kraksie z Jasonem Doylem i złamał obojczyk. Tuż po zawodach wrócił na Słowację gdzie przeszedł zabieg operacyjny. Już wówczas było pewne, że jeśli uda mu się wrócić na tor, to tuż przed fazą play-off. Wrócił i na treningach wygląda świetnie, ale jazda indywidualnie, to co innego niż starcia bark w bark z rywalami. 7 lat temu scenariusz był podobny, też występ Vaculika w pierwszym półfinałowym meczu w Lesznie stał do końca pod znakiem zapytania, ale ówczesny trener Unii Tarnów, Marek Cieślak był optymistą. Skończyło się jednak na 7 punktach i bonusie. W rewanżu na tarnowskim torze Słowak pojechał już genialnie (16 punktów), ale była to marna osłoda dla kibiców z Małopolski. Unia przegrała bój o awans do finału i ostatecznie zakończyła sezon z brązowym medalem. Braknie meczu na przetarcie? Za oceanem takich zawodników, którzy po dłuższej przerwie z problemami wracają do gry, określa się mianem "zardzewiałych". Vaculikowi może po prostu zabraknąć jednego meczu na przetarcie. Podobnie było w 2018 roku, gdy reprezentując Stal wrócił na tor po 1,5-miesięcznej przerwie spowodowanej urazem kostki. Też pierwszy mecz po powrocie mu się nie udał. W spotkaniu z Włókniarzem Częstochowa zdobył 5 punktów i 2 bonusy. - To, że trzej zawodnicy Stali wracają po długich przerwach spowodowanych kontuzjami, niewątpliwie może być problemem. Tym bardziej, że Vaculik i Woźniak to kluczowi zawodnicy tej drużyny, na których spoczywa ciężar zdobywania punktów. Zobaczymy jak wypadną na tle agresywnie potrafiących zawodników Motoru, ale skoro stwierdzili, że są gotowi do jazdy, to nie spodziewam się odpuszczania. Play-off to jest ten okres sezonu, gdy wszyscy jadą na maksa - stwierdził Jacek Gajewski, były menedżer ekstraligowych drużyny. Specyficzna broń Były szkoleniowiec Włókniarza Częstochowa i Get Well Toruń jest przekonany, że nawet z trójką rekonwalescentów w składzie wicemistrzowie Polski mogą wjechać do finału. - Mają bardzo duży atut w postaci specyfiki gorzowskiego toru. Nie ma drugiego takiego toru w Polsce. Nie każdy potrafi na nim jeździć. Nawet najlepsi zawodnicy świata mieli często w Gorzowie kłopoty. Lublinianie nie są wyjątkiem. W rundzie zasadniczej pogubili się mocno (zwłaszcza Wiktor Lampart, który nie zdobył nawet punktu - przyp. red.) i przegrali aż 14 punktami. Oczywiście można to tłumaczyć początkiem sezonu, brakiem objeżdżenia, ale wcale nie wykluczam powtórki. Stal może sobie te 10 punktów przewagi przed rewanżem wyrobić, a wtedy do Lublina pojadą w roli faworytów do awansu - zakończył Gajewski. Półfinał PGE EkstraligiMOJE BERMUDY STAL GORZÓW - MOTOR LUBLINNiedziela (5 września), godz. 16:30, transmisja Eleven Sports 2STAL: 9. Szymon Woźniak, 10. Anders Thomsen, 11. Martin Vaculik, 12. Rafał Karczmarz, 13. Bartosz Zmarzlik, 14. Kamil Nowacki, 15. Wiktor Jasiński, 16. Marcus Birkemose. Trener: Stanisław Chomski.MOTOR: 1. Mikkel Michelsen, 2. Mark Karion, 3. Jarosław Hampel, 4. Krzysztof Buczkowski, 5. Grigorij Łaguta, 6. Wiktor Lampart, 7. Mateusz Cierniak, 8. Dominik Kubera. Trener: Maciej Kuciapa.Sędziuje: Artur Kuśmierz (Częstochowa).