Feralny dla Vaculika okazał się 12. bieg. Wówczas w pierwszym łuku Vaculik zderzył się z Australijczykiem. W wyniku kraksy wyleciał w powietrze i z impetem uderzył o tor. Siła uderzenia była tak duża, że pękł nawet kask chroniący głowę żużlowca. Najbardziej ucierpiał jednak prawy obojczyk. Po szczegółowych badaniach w szpitalu okazało się, że uległ złamaniu w aż czterech miejscach. Było też podejrzenie złamania łopatki. Słowak nie zdecydował się jednak pozostać w lubelskim szpitalu na leczenie. Jeszcze w nocy udał się na Słowację, gdzie dziś rano przeszedł zabieg operacyjny w szpitalu w Bańskiej Bystrzycy.- Jestem już po zabiegu. Mój lekarz wykonał świetną robotę. Obojczyk jest już w całości i nie mogę się doczekać kiedy będą mógł rozpocząć rehabilitację by wrócić mocniejszym. Może nawet jeszcze mocniejszym niż wcześniej. Niebawem widzimy się na torze - przekazał Vaculik fanom za pośrednictwem mediów społecznościowych.Jego słowa dają cień nadziei fanom Moje Bermudy Stali Gorzów na to, że jeden z liderów wicemistrzów Polski da radę powrócić na tor przed rozpoczynającą się 5 września fazą play-off. Bez niego gorzowianie nie mają żadnych szans na walkę o medale.Gdyby razem z obojczykiem złamaniu uległa także łopatka, to sezon dla Słowaka byłby definitywnie zakończony. Uraz jedynie obojczyka, nawet skomplikowany, zdaniem lekarzy da się wyleczyć w 4-6 tygodni. Jeśli rehabilitacja będzie przebiegała sprawnie, to Vaculik być może da radę wrócić na pierwszy mecz półfinałowy. Gdyby mu się nie udało, to gorzowianie mogą za niego zastosować zastępstwo zawodnika. Wiadomo jednak, że nawet ten manewr taktyczny nie zrekompensuje straty tej klasy żużlowca.